Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda
Читать онлайн книгу.taki mógłby zabić z zemsty?
– Kimkolwiek jest Yeti, powinien zająć się tym sprzętem – odważył się wreszcie Douglas. – Gdyby jeszcze ten komputer nie był podłączony do sieci. Teraz łapie wszystkie wirusy, jakie tylko są w stanie się do niego przedostać. I tak cud, że do tej pory działał. W zasadzie mógłbym zabrać go do domu, przeinstalować Windows.
– Wykluczone – zaprotestował Szerszeń. – Trudno, będę pisał protokoły ręcznie – dodał, jakby w rzeczywistości było inaczej. Stefan, słysząc tę deklarację, omal nie wybuchnął śmiechem.
– Ale może pan zająć się moim. Zanim doczekam się na naszego magika… – Stefan się uśmiechnął, a podinspektor aż otworzył usta ze zdziwienia, widząc stopień zażyłości między podejrzanym a swoim ulubionym dochodzeniowcem. Nie wyobrażał sobie, by podejrzanemu umożliwić dostęp do operacyjnych danych. To już nie tylko niedopatrzenie, to wręcz łamanie prawa! Stary wyga policyjny nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Stefan nie tylko jest wobec Douglasa miły, ale wręcz próbuje nawiązać z nim bliższy kontakt. Czy on upadł na głowę?, pomyślał, kiedy policjant zaczął sobie z Douglasem żartować:
– Wie pan, Yeti to Jurek Strzałka, nasz magik od komputerów. Potrafi odzyskać dane, które wydawały się dawno stracone. Niestety, w komendzie nie ma działu ITP. Tylko Jurek się na tym zna i wszyscy zawalają go zleceniami. Telefon na jego biurku dzwoni w kółko. Słuchawkę zawsze podnosi jego kumpel technik kryminalistyczny i odpowiada, że Jurek jest w pracy, ale go nie widział. Stąd wzięło się jego przezwisko. Wszyscy wiedzą, że jest, tylko nikt go nie widział. Całkiem jak Yeti.
Podinspektor Szerszeń właśnie kończył papierkową robotę, kiedy recepcjonistka komendy poinformowała go, że na dole czeka na niego kobieta. Jej nazwisko nic mu nie powiedziało.
– Spytaj, czego chce. Nie mam czasu – zbył ją podinspektor.
– To znajoma żony tego barona od śmieci. Mówi, że widziała coś, co może się przydać. Może połączę?
– Zaraz wyślę kogoś, żeby ją przesłuchał – mruknął Szerszeń.
– Ona chce mówić tylko z panem.
Podinspektor potargał wąsa i westchnął ciężko.
– A chociaż ładna?
Recepcjonistka się roześmiała.
– Rzecz gustu, podinspektorze, a o gustach się nie dyskutuje…
– Czyli brzydactwo. Trudno, zejdę po nią. Na wszelki wypadek wypisz przepustkę, niech czeka. Najpierw pogadam z nią na dole.
Uprzątnął biurko i wyszedł z pokoju. Zauważył, że do wind pakują się ludzie z CBŚ. Zablokowali drzwi jakimiś pakunkami. Nie zamierzał czekać, ruszył po schodach w dół. Klął, że za chwilę znów będzie musiał się po nich wdrapywać, bo nie liczył zbytnio na rewelacje znajomej Klaudii Schmidt. Zamierzał ocenić to w ciągu kilku minut rozmowy. Do tej sprawy sprawdził już mnóstwo fałszywych alarmów. Z informacjami zgłaszały się także niezłe świry.
Kobieta była po czterdziestce i miała zgrabne nogi, które umiała eksponować. Reszta nie była już tak apetyczna. Kiedy podszedł, gwałtownie zerwała się z krzesła.
– Nie wiem, czy to ważne. Ale nie chciałam o tym przez telefon, wie pan… – Kobieta rozejrzała się niespokojnie po zatłoczonej poczekalni.
– Słucham.
– Tutaj? – zdziwiła się.
Policjanci i pracownicy cywilni przyglądali się jej badawczo.
– Zanim przedstawi mi pani te rewelacje, może najpierw się pani przedstawi? Moje nazwisko już pani zna.
– Nazywam się Marta Robska – odrzekła spłoszona. – Jestem znajomą Klaudii.
– Klaudii Schmidt? O co więc chodzi?
– Widzi pan, ja sądzę, że to Klaudia zabiła męża.
– To ciekawe – westchnął podinspektor. Tego właśnie się obawiał: kolejnej wariatki. – A na jakiej podstawie wysnuwa pani takie przypuszczenie?
Kobieta kurczowo zaciskała torebkę w rękach. Zwrócił uwagę na jej sztuczne paznokcie, zdobione wzorkami jak z pisanek.
– Tydzień przed zabójstwem byłam przy ich rozmowie. Siedzieli na tarasie w bufecie szpitala, mam tam swój rewir.
– Rewir?
– Jestem kelnerką. Pracuję w bufecie, w tym szpitalu, gdzie Klaudia jest… była pielęgniarką. Johann kazał jej podpisać dokumenty. Klaudia płakała. Wie pan, chciał ją zostawić. Kolejny raz, ale tym razem naprawdę. Podpisała, bo ją zmusił. Widziałam wszystko.
– To ciekawe. Czyli pani zajmuje się podsłuchiwaniem? – Szerszeń powątpiewał w jej uczciwość i wiarygodność tej relacji, a jednak ciekawiło go, dlaczego kobieta pofatygowała się aż tutaj, by mu o tym donieść.
– Nie… Ja się przyjaźniłam z Klaudią od lat. Myślałam, że… – Zawstydziła się. – Zresztą Johanna też znam, odkąd był w Polsce. Pamiętam, jak trafił do szpitala, jak się z Klaudią spotkali. Byłam na ich ślubie. Wie pan, to nie był dobry człowiek. Nie był dobrym mężem. Ona za to była święta, wszystkie jego humory znosiła. Co on z nią wyrabiał, jak traktował. To był potwór! Mówiłam, że nie powinna sobie na to pozwalać. Czy pan wie, że on nawet ze mną flirtował? Choć byłyśmy przyjaciółkami. Dla niego każda kobieta, no wie pan. On każdą chciał. Jak by to powiedzieć… Gdyby nie było w pobliżu kobiety, zrobiłby to choćby i z owcą. Taki człowiek. Wstrętny!
– Była pani jego kochanką?
– Nie! – zaprzeczyła gwałtownie. Według Szerszenia zbyt gwałtownie. – Na szczęście jakoś opędziłam się od jego zalotów. Wybrał Klaudię. – Pochyliła głowę. Szerszeń przypatrywał się jej i miał wrażenie, że kelnerka kręci. – Tydzień temu, gdy on wyszedł z bufetu, a ona płakała, próbowałam ją pocieszyć. Mówiłam, że sobie kogoś znajdzie, że może walczyć przed sądem. „Jesteście małżeństwem, weźmiesz adwokata. Nie dasz mu rozwodu, wyszaleje się i wróci”. Tak jej mówiłam. Wtedy ona powiedziała, że ma dość jego i tych jego kurew. Ale nie pozwoli mu odejść, prędzej go zabije. Nie poznawałam jej, kipiała złością. Ona naprawdę chciała to zrobić. No i dowiedziałam się z prasy, że jej się udało.
Podinspektor zacisnął usta.
– Spiszemy protokół. Zapraszam na górę.
– Ale czy to konieczne? – Kobieta zaczęła nerwowo dreptać w miejscu. – Taki protokół chyba potrwa. A ja zaraz muszę być w pracy…
– Jesteśmy na komendzie. W grę wchodzi morderstwo. Ja jestem policjantem i nie zajmuję się plotkami ani podsłuchanymi rozmowami. Chciałbym też potwierdzić pani tożsamość.
– Już mówiłam. Jestem kelnerką, przyjaciółką Klaudii…
– Przyjaciółką? – powtórzył z przekąsem Szerszeń.
Kobieta zaczerwieniła się i pośpieszyła z wyjaśnieniem.
– Myślałam, że można tak nieoficjalnie… Ja oczywiście zostawię swój numer, ale protokół, wie pan… Ona może mieć do mnie żal. Odważyłam się tutaj przyjść, bo ona jest, jak by to powiedzieć, nieprzytomna. Jakoś tak nie w porządku byłoby, gdyby się dowiedziała, z czym tu przyszłam… Liczyłam po prostu, że ta informacja panu pomoże.
– Nie rozumiem. Mówiła pani, że się przyjaźnicie. A jednak donosi pani na