Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda

Читать онлайн книгу.

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda


Скачать книгу
Wszystko w swoim czasie. Zresztą rozwiązanie tej zagadki może być zaskakująco oczywiste. Może byli kochankami? To się przecież zdarza. Nie było między nimi tak dużej różnicy wieku… – zawiesił głos.

      Prokurator Rudy jakby nie dosłyszała.

      – Ślady to jedno – kontynuowała. – Jacek na pewno coś ci wyłuska. Ja cię pytam teraz o hipotezy śledcze, a ty mi jak zwykle o seksie.

      – Skoro mowa o seksie, to właścicielka tej hacjendy świetnie się na tym znała. – Podszedł do gabloty stojącej pomiędzy dużymi, stylowymi oknami. Wyciągnął dłoń, by chwycić jeden z ustawionych tam eksponatów, lecz zaraz ją cofnął.

      – Czy to jest potrzebne do leczenia? – skrzywił się. Regał składał się z małych półeczek, na których umieszczono imponującą kolekcję różnej wielkości i kształtu penisów oraz figurek indyjskich, przedstawiających rozmaite pozycje z Kamasutry. Eksponaty były wykonane z różnych materiałów: drewna, alabastru, metalu, plastiku. Niektóre wyglądały na rzeźby bądź figurki o antykwarycznej wartości, ale większość prawdopodobnie pochodziła z sex shopu.

      – Może to jest sztuka, Waldek…? – Prokuratorka wzruszyła ramionami. – A zresztą, kto to są pacjenci seksuologa? Ludzie, którzy mają problemy z tą sferą.

      – A kto z nas ich nie ma – żachnął się podinspektor i zdecydował się wziąć do ręki jeden z kolosalnych członków wyrzeźbiony z drewna. Podniósł, obejrzał dokładnie i wymierzając go w Werkę, dodał: – Na mój gust ktoś, kto zbiera takie rzeczy, sam ma nierówno pod sufitem. Znasz ten dowcip o facecie, który poszedł po masło? – zapytał z szerokim uśmiechem.

      – Nie teraz, Waldek… – ziewnęła Weronika, przeczuwając, że podinspektor znów chce opowiedzieć jej jakiś pieprzny dowcip. Zawsze to robił, kiedy się spotykali na miejscu zdarzenia. Gdyby zaczęła je spisywać, wyszedłby z tego mały tomik. Teraz zupełnie nie miała nastroju na słuchanie kawałów. – I odłóż to… – jęknęła, widząc, że Szerszeń za pomocą drewnianego penisa podnosi do góry orientalną kapę, którą sprawcy zabójstwa zrzucili z sofy podczas plądrowania mieszkania. – Na przykład myślałam jeszcze o tym – nie dawała się zbić z tropu – dlaczego przedwczoraj i wczoraj był tu mąż Poniatowskiej. Nie wszedł na górę, za to dziś rano pojawił się zapłakany na policji, by zgłosić, że żona mu zniknęła.

      – A był tu? – zainteresował się Szerszeń. Wreszcie odłożył eksponat na miejsce. – Podobno odwoził dziecko na obóz do Ochab, został tam całą noc i wrócił dopiero dziś rano. Tak, to on zawiadomił nas, że świeci się w jednym z pokoi. A potem zgarnęła go drogówka, bo jeździł bez prawa jazdy. Dzięki temu możemy go przyskrzynić na czterdzieści osiem godzin.

      Weronika wskazała palcem podłogę.

      – Elfryda Hasiukowa mieszkająca piętro niżej ponoć widziała jego auto pod kamienicą. Trzy razy.

      – Trzy razy podziel przez dziesięć. Wiesz dobrze, o czym mówię. – Podinspektor włożył między zęby kolejną wykałaczkę, jakby miała mu pomóc w rozważeniu stopnia wiarygodności tej informacji, po czym skrzywił się z dezaprobatą. – Nie cierpię takich świadków. Więcej zawracania głowy niż realnych danych. Ale niech ci będzie. Sprawdzę to. Mnie bardziej ciekawi, gdzie jest teraz gwiazda seksuologii. Długi weekend skończył się wczoraj, za chwilę zastanie nas tu południe. Kilku pacjentów odesłałem już z kwitkiem.

      – Czyżbyśmy mieli podejrzaną?

      – Formalnie to wciąż zaginiona.

      – Jak sądzisz, dlaczego tak go zostawili? – Wskazała na ciało Schmidta przytwierdzone do krzesła. – Nie wystarczyło, że zginął? A co z narzędziem zbrodni?

      – Pewnie zabrali ze sobą. Zadajesz za dużo pytań. Jak zwykle zresztą… Pogadaj z tamtym gościem. – Zerknął na mężczyznę w drugim pokoju, oddzielonym od salonu i miejsca przyjęć pacjentów rozsuwanymi drzwiami z mlecznej szyby. – On wie wszystko o układaniu trupów. I o motywach działania wszelkiej maści dewiantów. Zobacz, wszyscy spierdolili na korytarz, a ten pracuje.

      Weronika dopiero teraz go dostrzegła. Wysoki, żylasty brunet o rzymskim profilu i brwiach łączących się niemal w jedną kreskę stał obok blatu zajmującego całą szerokość ściany z oknami. To niekonwencjonalne biurko było załadowane dokumentami. W pomieszczeniu – prywatnym gabinecie lekarki – praktycznie nie było śladów walki. Wazon ze zwiędłymi białymi liliami stał nienaruszony. Za plecami mężczyzna miał bibliotekę wykonaną na wymiar i w całości wypełnioną książkami. Przemieścił się w kierunku małego stolika kawowego, obok którego stał fotel obity amarantową tkaniną w złote esy-floresy, w stylu Ludwika XVI. Prokuratorka na chwilę straciła bruneta z oczu. Kiedy znów się pojawił, trzymał w ręku ramkę ze zdjęciem i wpatrywał się w nią niczym hipnotyzer. Czarne polo opinało jego szerokie plecy i było wpuszczone w eleganckie grafitowe spodnie od garnituru. Marynarkę od kompletu miał przewieszoną przez ramię, z jej kieszeni zwisał krawat w szaro-czarne pasy – dość rzadko spotykana część garderoby u policjantów z wydziału zabójstw, z którymi prokurator Rudy miała do czynienia na co dzień. Krawat wyglądał na drogi, niemniej właściciel traktował go dość nonszalancko, przydeptując co chwila lakierkiem. Napięta żyła na skroni wskazywała, że mężczyzna intensywnie się nad czymś zastanawia.

      – Kto to? – szepnęła zaintrygowana.

      – Nie znasz? To nadkomisarz Hubert Meyer, najbardziej uparty gliniarz, jakiego znam. Mój ulubiony psycholog policyjny i profiler4 – padła odpowiedź.

      – To on? – Weronika aż otworzyła usta ze zdziwienia. – Myślałam, że on nie istnieje, że to wymysł scenarzystów… To jest prawdziwy bohater Sprawy Niny Frank?

      Mężczyzna ze zdjęciem w ręku nie mógł usłyszeć tego pytania, stał zbyt daleko. Ale wyczuł jej spojrzenie i na moment oderwał wzrok od fotografii. Poczuła się nieswojo, kiedy skierował na nią stalowe tęczówki głęboko osadzonych oczu. Wydało jej się, że na chwilę się zwęziły niczym u skupionego wilka. Przemknęło jej przez głowę, że Meyer ma twarz upadłego anioła, który zgubił gdzieś swoją duszę. Chciała skomentować jego niestosowny strój – w końcu to miejsce zbrodni, a nie filharmonia – ale z wrażenia nie mogła wydobyć z siebie głosu.

      – Poznam was! – Zadowolony Szerszeń złapał Werkę za łokieć. Po drodze huknął jej jeszcze do ucha: – On ma więcej rozumu w pięcie niż kto inny w głowie. A do tego jeszcze utalentowany didżej.

      – Nie jestem głucha! – Weronika odruchowo zasłoniła ucho, chroniąc się przed kolejnym podobnym żartem podinspektora.

      Szerszeń znów się pochylił i tym razem szepnął ostrzegawczo:

      – Tylko ani słowa o tej szmirze, bo cię pożre zamiast śniadania. Nienawidzi tego filmu. A zwłaszcza jego zakończenia.

      Meyer obserwował ją, odkąd się pojawiła. Widział, jak flirtuje z Szerszeniem i jak stary wyga mięknie przy niej i pozwala stroić z siebie żarty. To rzadki widok, więc przykuł uwagę profilera. Nie trzeba było głębokiej wiedzy psychologicznej, by dostrzec, że podinspektor ma do tej kobiety słabość. Kiedy zobaczył, że Szerszeń prowadzi ją w jego kierunku, na chwilę przerwał analizę miejsca zbrodni i śladów zachowania sprawcy. Poczuł się jak przebieraniec w tym wieczorowym garniturze i lakierkach.

      Czy to jest właśnie prokurator Rudy? – myślał gorączkowo. Był trochę zaskoczony. Szerszeń uprzedził go, że prokurator dojedzie na miejsce zdarzenia trochę później, bo poranek obfitował


Скачать книгу

<p>4</p>

Profiler sporządza portret psychologiczny nieznanego sprawcy – krótką charakterystykę przygotowaną na podstawie zostawionych przez zabójcę śladów jego zachowania przed zbrodnią, w jej trakcie i potem. Są one inne niż ślady typu odciski palców czy włosy zostawione na miejscu zdarzenia. Profil ułatwia policjantom czynności operacyjne. Ogranicza liczbę podejrzanych do kilku osób, eliminuje pozorowane motywy zbrodni, pomaga zlokalizować miejsce zamieszkania lub miejsce pracy poszukiwanego. W charakterystyce policjanci otrzymują informacje o przedziale wiekowym sprawcy, jego wykształceniu, wyglądzie zewnętrznym itd.