Zdobyć Rosie. Początek gry. Kirsty Moseley

Читать онлайн книгу.

Zdobyć Rosie. Początek gry - Kirsty  Moseley


Скачать книгу
w głosie. – Odsuń się, brachu, muszę uwieść twoją dziewczynę – zażartowałem, usuwając z drogi przyjaciela. Pochyliłem się i pocałowałem Annę w policzek. Uśmiechnęła się do mnie wyraźnie zmęczona – na pewno potrzebowała odpoczynku. Postanowiłem nie zostawać długo. – Dobrze się sprawiłaś, Anno – pogratulowałem jej. – No więc, gdzie on jest? Mogę go zobaczyć?

      – Jest tutaj. – Anna promieniała dumą, wskazując na łóżeczko stojące obok jej łóżka.

      W porządku, najpierw podrażnimy się ze świeżo upieczonym tatą. Chwyciłem Ashtona za ramię i wyciągnąłem z kieszeni cygaro. Podałem mu je.

      Zaśmiał się nerwowo, odruchowo marszcząc noc z obrzydzeniem.

      – Cygaro?

      – Taka tradycja. – Skinąłem głową i usiłowałem wyglądać poważnie. Nie mogłem się doczekać, kiedy je zapali. Prawdopodobnie porzyga się wtedy jak kot.

      – Chłopie, nie znoszę cygar tak jak ty. – Wyglądał na przerażonego i już sam wygląd jego twarzy okazał się wart siedmiu dolarów, które wydałem.

      – Taylor, tak jest na wszystkich filmach. Ojciec i jego najlepszy przyjaciel palą cygaro, żeby uczcić narodziny dziecka. Muszę też gdzieś cię zabrać, żebyś się upił z tej okazji.

      – Skoro tak jest na filmach, to musi być prawda – wymamrotał ironicznie Ashton.

      Anna uśmiechnęła się.

      – Też to widziałam. Nate ma rację, jest taka tradycja, przystojniaku.

      Podszedłem do łóżeczka i spojrzałem na śpiące niemowlę.

      – Kurczę, jest taki mały – wyszeptałem. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był ucieleśnieniem doskonałości. Przedtem tak naprawdę nigdy nie przyglądałem się niemowlakom. Pomyślałem, że jest śliczny. Wcześniej dzieci zawsze kojarzyły mi się z odpowiedzialnością i wydatkami. – Cieszę się, że jest podobny do ciebie, Anno, a nie do ojca – zażartowałem, popatrując na Ashtona z udawanym obrzydzeniem.

      Zachichotała.

      – Chcesz go potrzymać?

      – Jasne. Podasz mi go? – zapytałem, zastanawiając się, jak mam go wziąć. Miałem świadomość, że niemowlakom trzeba podtrzymywać główkę, ale na tym moja wiedza się kończyła. Anna wsunęła dłonie pod dziecko, uniosła je bez wysiłku i podała mi.

      Cameron nawet nie drgnął. Uśmiechnąłem się do niego wzruszony, czując, że serce mocniej mi zabiło. Postanowiłem zadbać, żeby temu dzieciakowi nigdy w życiu niczego nie brakowało.

      Ashton usiadł ponownie na brzegu łóżka.

      – Rozmawialiśmy z Anną i zastanawialiśmy się, czy zgodziłbyś się zostać ojcem chrzestnym Camerona – powiedział, przekrzywiając głowę.

      Zamurowało mnie.

      – Poważnie? Ja? – zapytałem, wypatrując uważnie oznak, że sobie ze mnie kpią. Nie byłem idealnym wzorem dla dziecka.

      Anna skinęła głową.

      – Tak, ty, wujku.

      Słysząc, jak mnie nazwała, nie umiałem powstrzymać uśmiechu. Wujek Nate, to brzmiało dumnie.

      – No jasne, że się zgadzam! Dzięki, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. – Ponownie spojrzałem na niemowlę trzymane na rękach. – Hej, Cameron, jestem twoim wujkiem i nazywam się Nate, a kiedy będziesz już wystarczająco duży, pokażę ci moje najlepsze sposoby wyrywania lasek – powiedziałem cicho, mając nadzieję, że Anna mnie nie usłyszała.

      Kiedy podniosłem na nią wzrok, zobaczyłem, że oboje z Ashtonem uśmiechają się do siebie tak czule, że niemal poczułem się intruzem. Nigdy dotąd nie chciałem się ustatkować, ale kiedy zobaczyłem, jak na siebie patrzą, a jednocześnie trzymałem na rękach ich dziecko, zapragnąłem czegoś takiego dla siebie. Marzyłem, żeby ktoś patrzył na mnie z taką uwagą i dzielił się bez słów swoimi tajemnicami.

      Drzwi za mną otworzyły się. Odruchowo stanąłem do nich przodem i w tej samej chwili do środka weszła niesamowita dziewczyna. Miała duże piwne oczy i ciemne włosy zebrane w koński ogon. Pojedyncze kosmyki otaczały jej ładną twarz. Dżinsy opinały zgrabne pośladki. Westchnąłem nieświadomie i wgapiałem się w nią, gdy podeszła do łóżka. Pochyliła się, uściskała Annę i Ashtona, a potem im pogratulowała.

      W głowie kłębiło mi się od domysłów, bo nie miałem pojęcia, kim była. Z pewnością kimś dla nich ważnym, bo umieszczono jej nazwisko na liście uprawnionych gości, ale ja na pewno wcześniej jej nie widziałem – zapamiętałbym ją przecież!

      Obróciła się do mnie z uśmiechem i wyciągnęła ramiona, oczekując, że oddam jej niemowlę.

      – Cześć. Nie masz wyłączności na Camerona – zażartowała. Głos miała odrobinę zachrypnięty, co wzmogło jeszcze moje zainteresowanie.

      – Kim ty, do cholery, jesteś i dlaczego nie mam twojego numeru telefonu? – rzuciłem trochę bezczelnie w jej stronę, czekając, że się zarumieni i zacznie chichotać. Nic takiego jednak się nie stało. Zamiast tego przewróciła oczami i westchnęła.

      – O, ho, ho. Alarm! Podrywacz na pokładzie – odpowiedziała z ironią w głosie.

      Cofnąłem się, zaszokowany jej odzywką. Coś takiego wcześniej mi się nie przydarzyło – dziewczyny nigdy mnie nie spławiały – a już na pewno nie wtedy, gdy miałem na sobie mundur! Uniosłem brwi, decydując się na śmielsze zagranie. Laseczki naprawdę to uwielbiały.

      – Bardzo przepraszam, wyjątkowo atrakcyjna kobieto, której nie znam, ale czuję się tym dotknięty. Nic o mnie nie wiesz. Jak możesz tak po prostu osądzać mnie na podstawie jednej rzeczy, którą powiedziałem? – zapytałem, udając urażonego.

      Jej uśmiech stał się wyzywający.

      – Całkiem dobrze umiem czytać w ludziach, a intuicja mi podpowiada, że z ciebie niezły myśliwy. Jeśli się mylę, to przepraszam. Ale wracając do sprawy, możesz mi oddać dziecko moich przyjaciół? – Zrobiła krok w moją stronę i ponownie wyciągnęła ramiona do Camerona.

      Szlag by to! Kolejny raz dała mi kosza! Czyżbym utracił czar Nate’a Petersa? A może się przesłyszałem? Nawet na mnie nie patrzyła. Wzrok miała utkwiony w dziecku. Zmarszczyłem czoło, niezadowolony. Trochę mnie zbił z tropu ten kompletny brak zainteresowania moją osobą. Podeszła jeszcze bliżej, a mnie owionął zapach jej perfum.

      – Cały będzie twój, jeśli się ze mną umówisz. – Wyszczerzyłem się w uśmiechu, mając nadzieję, że ją tym przekonam do siebie.

      Oderwała wzrok od Camerona i przeniosła na mnie.

      – Jasne, co powiesz na trzydziestego lutego? Mam akurat wolny dzień.

      Wpatrywałam się w nią, trawiąc jej słowa. Teraz, gdy minął trochę szok związany z odrzuceniem, zdałem sobie sprawę, że nawet mi się ta gra podoba. Spotkałem się z czymś takim po raz pierwszy.

      Nie czekając na moją zgodę, wsunęła dłonie pod ciałko Camerona i bez trudu wyjęła go z moich ramion. Zaśmiałem się trochę speszony faktem, że zupełnie nie robiłem na niej wrażenia.

      – Jesteś zabawna i ładna, a to mi się podoba – przyznałem.

      Nie zareagowała i wpatrywała się z uwagą na tobołek trzymany na rękach. Rysy jej złagodniały, a w oczach zalśniły łzy.

      – Cześć, maleńki – wyszeptała, głaszcząc Camerona palcem po twarzy. – Jesteś taki śliczny. – Usiadła na brzegu łóżka


Скачать книгу