Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy. Gill Sims

Читать онлайн книгу.

Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy - Gill Sims


Скачать книгу
na wadze, mimo że dzień w dzień konsumuje tak nieprzyzwoite ilości jedzenia, że czasami się zastanawiam, czy nie ma tasiemca. Gdyby miał, mógłby się chociaż podzielić. Chciałabym móc jeść tyle co on i być taka chuda. Kiedyś nawet sprawdziłam, czy da się kupić tasiemca przez Internet (da się, chociaż tylko na bardzo podejrzanych stronach, na które lepiej w ogóle nie wchodzić, bo po pierwsze mogą zainfekować komputer wirusami, a po drugie trudno stwierdzić, co naprawdę sprzedają pod nazwą „tasiemiec”. Założywszy oczywiście, że nie ograniczają się do zdobycia informacji o koncie, a z dalszych kroków podejmą jedynie wyśmiewanie biednych, oszukanych, leniwych, otyłych kobiet). Czasami zastanawiam się, czy nie powinnam odrobaczyć synka, ale boję się, co mogłabym zobaczyć. Wystarczy, że muszę odrobaczać psa. Peter potrafi być tak obrzydliwy, że pewnie chciałby zachować swoje robaki w charakterze zwierzątek domowych.

      Jak mogłam być taka głupia, żeby liczyć na to, że ten „wolny” tydzień będzie dobrą okazją do wysprzątania domu, wyczyszczenia lodówki, zlokalizowania źródła zapaszku zatęchłej uryny w łazience i ogólnie zamiany naszego domostwa w czyste, gustowne, eleganckie miejsce rodem z Pinteresta? Zapomniałam, że nie ma czegoś takiego jak wolny tydzień, kiedy wokół kręcą się moje kochane maleństwa. Pomijając walkę z wiszącą w powietrzu nieprzemijającą groźbą śmierci głodowej (którą możemy jedynie odsunąć w czasie), muszę przerywać kłótnie, szukać zagubionych skarbów i wymyślać rozrywki.

      Swoją drogą, kiedy te rozrywki stały się takie drogie? Wiem, że zabrzmię, jakbym cytowała skecz Czterech facetów z Yorkshire Monty Pythona, ale moja matka powiedziałaby, żebym przestała zawracać jej głowę, gdybym każdego dnia ferii zanudzała ją pytaniami o to, co będziemy dzisiaj robić, i marudziła, że chcę iść do kina albo do domu rozrywki dla dzieci (dobry Boże, spraw, abym nie przegrała z własną desperacją i nie dała się namówić na tę pioruńsko drogą rozrywkę. Tam tak strasznie śmierdzi! Daj mi siłę, abym oparła się ponuremu, usmarowanemu kupą Domu Apokalipsy o Miękkich Ścianach).

      Wczoraj lodówka była pełna. Dzisiaj jest prawie pusta. Peter ma tylko sześć lat, jak ja go wykarmię, gdy stanie się nastolatkiem? Kiedy moje dzieci były mniejsze i proponowałam mojej koleżance Claire, żebyśmy poszły na kawę albo do parku, zawsze nalegała, żebyśmy spotkały się u niej. Miała córkę w wieku Jane i nastoletniego syna. Nie chciała zostawiać go samego w domu, bo pilnowała lodówki, żeby całe zakupy z supermarketu nie zniknęły. Długo myślałam, że wyolbrzymia, ale kiedy poznałam możliwości Petera i jego tasiemca, zaczęłam odliczać dni do chudych lat.

Środa, 28 października

      Boże przenajświętszy, złamałam się. Poszliśmy do domu rozrywki dla dzieci. Dzwoni mi w uszach, głowa mi pęka i najchętniej wyszorowałabym siebie i dzieci drucianką szczotką i dettolem. Nie ma na świecie takiej ilości wina, która mogłaby uśmierzyć mój ból. Peter wdał się w bójkę z przerażającym gnojkowatym skinheadem, którego równie przerażająca matka miała na szyi wytatuowany napis „Juztin Beebor 4ever”. Przez chwilę byłam pewna, że wszyscy zginiemy. Później Jane wdepnęła w kałużę sików w toalecie, a na końcu utknęła na samym szczycie tych przeklętych drabinek wspinaczkowych, czy jak to się nazywa, co oznaczało, że albo ruszę jej z odsieczą, ryzykując, że sama utknę w ciasnej rurze, z której znudzony nastoletni personel będzie musiał wyciągać mnie jak Kubusia Puchatka z nory Królika, albo zostanę na dole i będę namawiać ją typowym dla przerażonych przedstawicielek klasy średniej piskliwym głosem, żeby zeszła na dół: „Kochanie, proszę, po prostu przeczołgaj się dalej i zjedź na dół po zjeżdżalni. Pójdziemy do domu i zjemy pyszne bułeczki z czekoladą”, kurczowo trzymając przy piersi torebkę w obawie, że zaraz ktoś dźgnie mnie nożem. Pieprzyć wino, przechodzę od razu do dżinu. Dużo dżinu. Jak najwięcej dżinu.

Piątek, 30 października

      Simon wrócił do domu. Hip, hip, hurra! Nawet przywiózł mi prezent. Uwielbiam niespodzianki!

      Prezent oraz to, że to jego dzieci nie odstępowały na krok i to jego prosiły, żeby położył je spać, prawie (PRAWIE!) wynagrodził mi fakt, że Simon tuż po powrocie oświadczył, że jest zmęczony (po tygodniu w ładnym hotelu z pysznymi śniadaniami i tapas), po czym głosem sierotki oznajmił, że chciałby zjeść coś prostego, na przykład lasagne. To wcale nie jest coś prostego! Żeby zrobić lasagne, potrzeba milionów patelni i garnków! Mimo wszystko postanowiłam mu ją upiec, bo jestem kochającą żoną, trochę się za nim stęskniłam, a poza tym mogłam schować się w kuchni i popijać wątpliwej jakości hiszpański dżin, który też przywiózł, korzystając z okazji, że dzieci wyjątkowo jemu właziły na głowę, trajkotały i zadawały idiotyczne pytania. Szkoda tylko, że zapomniałam, jak długo trwa zrobienie tej pieprzonej lasagne, i skończyłam na mamrotaniu przekleństw pod nosem. Poza tym przysięgam, że jeśli Simon jeszcze raz wspomni o tym, że pobyt w hotelu nie jest tak ekscytujący, jak by się mogło wydawać, przestanę odpowiadać za swoje czyny.

Sobota, 31 października

      Halloween udało się w tym roku wprost wybornie! Apogeum dobrej zabawy przeżyłam na około piętnaście minut przed wyjściem na zbieranie słodyczy (lub – jak ja to lubię nazywać, klnąc na absurdalny stopień amerykanizacji starej pogańskiej tradycji – „zabawę w wygłodniałe, wiktoriańskie, żebrzące od drzwi do drzwi dzieci”), kiedy Peter stwierdził, że jednak nie chce być przebrany za nietoperza i musiałam na szybko przerabiać stare koronkowe gacie na strój wampira. Po żebraczej ekspedycji, poszliśmy na przyjęcie do życzliwego sąsiada, na którym Jane udało się schować przed moim czujnym okiem i wsunęła tyle słodyczy, ile sama waży, zanim ją przyłapałam. Nie było łatwo przekonać wrzeszczącą gumową piłkę, w którą się potem przeistoczyła, żeby przestała odbijać się od ścian, ale kiedy wróciliśmy do domu, udało się ją jakoś uspokoić. Myślałam, że będę już mieć święty spokój, bo razem z Sophie, jej przyjaciółką, która przyszła na nocowanki, poszły spać. Niestety, kiedy tylko usiadłam z kieliszeczkiem (a raczej małym wiaderkiem) pysznego, pokrzepiającego wina (w końcu było Halloween. Chciałam sobie zrobić „wampirze ślady krwi” z wina wokół ust…), z sypialni Jane dobiegł mnie rzewny ryk.

      Nie raz rozmawiałam z Jane o tym, że kiedy zamierza wymiotować, byłabym BARDZO wdzięczna, gdyby chociaż spróbowała nie robić tego po całym łóżku. Aż w końcu wzięła sobie to do serca, bo przeturlała się na brzeg i zwymiotowała na Sophie, która spała na łóżku polowym tuż obok. Zarzygała całą Sophie. Całą. Ta dziewczynka ma bardzo długie i bardzo gęste włosy.

      Simon dobrze sobie radzi z wymiocinami. Ja radzę sobie bardzo źle. Simon zajął się ubrudzoną pościelą (bo pomimo usilnych starań i tak wiele trafiło na kołdrę), śpiworem i dywanem, a ja wsadziłam histeryzującą Jane i zaspaną, zdezorientowaną Sophie pod prysznic, próbując wymyć jej wymiociny z włosów i powstrzymując odruch wymiotny na zmianę z ciskaniem przekleństw. Tyle wymiocin naraz. Było gorzej, niż kiedy Peter zwymiotował z łóżka piętrowego i powstała w wyniku tego fala sprawiła, że gorzko pożałowałam, że położyliśmy w jego pokoju panele. Tamtej nocy wyrzuciłam bardzo dużo klocków lego.

      Wciąż czuję zapach wymiocin, więc nie śmiem nawet wrócić do wina, na wypadek gdyby Księżniczka Rzygulina postanowiła zaatakować ponownie. Na szczęście Sophie się nie złościła, chociaż nie jestem pewna, czy była wystarczająco przytomna, by uświadomić sobie, co naprawdę się dzieje. Przeraża mnie myśl, że będę musiała o tym powiedzieć Samowi.

      LISTOPAD

Czwartek, 5 listopada

      Dziś Noc Guya Fawkesa! Hurra! Zapach dymu ogniska, strzelające iskry, pieczone ziemniaki i kiełbaski oraz podekscytowane twarzyczki najmłodszych oświetlone blaskiem sztucznych ogni. Czego tu nie lubić…? Cóż, po pierwsze, kochanego mężusia, który oświadczył, że nie


Скачать книгу