Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy. Gill Sims

Читать онлайн книгу.

Dlaczego mamusia pije. Pamiętnik wyczerpanej mamy - Gill Sims


Скачать книгу
to, żebym rzuciła pracę. Wszystko przez głupi pomysł, żeby wyjść za chłopaka, którego poznałam na studiach, zamiast poczekać, aż będę wystarczająco ważna, żeby złowić jakiegoś szykownego mieszczucha, założyć własny biznes i „przeprojektowywać” jakieś szmaty z lumpeksu, a potem opylać je innym znudzonym bogatym kobietom. Ciężko też przychodzi mi udawanie, że nie uważam ich za bandę protekcjonalnych suk, co też nie pomaga. Jestem natomiast przekonana, że bardzo by chciały, żebyś ty dołączył do ich gangu. Przydałby im się taki gorący samotny tatusiek, z którym mogłyby flirtować i wzbudzać zazdrość mężów.

      Urwałam gwałtownie, bo dotarło do mnie, że popełniłam największe faux pas, jakie znają Brytyjczycy, czyli powiedziałam o sobie za dużo. Sam wyglądał na przerażonego, więc wymamrotałam coś o tym, że powinnam sprawdzić, co robią moje dzieci.

      – Nic im nie jest – powiedział Sam. – Stoją razem z moimi niewdzięcznikami, które wzgardziły zielonym ciastem. A nie, czekaj, chyba coś się tam dzieje.

      Jeszcze nigdy nie byłam równie wdzięczna Jane, że muszę interweniować z jej powodu. W parku jest mała karuzela, do której wsiada kilkoro dzieci, a inne nią kręcą. Jane udało się namówić na jazdę Perfekcyjną Lucy Atkinson i bez wahania zaczęła kręcić karuzelą najszybciej, jak umiała, chichocząc przy tym jak obłąkana. Im głośniej Lucy krzyczała, żeby zatrzymać karuzelę, bo zwymiotuje, tym mocniej Jane kręciła. Z doskoku, niczym zawodnik rugby, złapałam Jane i obaliłam ją na ziemię, po czym zatrzymałam nogą karuzelę. Niestety zabawka była bardzo rozpędzona, a ja zatrzymałam ją gwałtownie i nadzwyczaj skutecznie, przez co Lucy Atkinson z impetem wystrzeliła w górę jak z katapulty i wylądowała u stóp swojej mamy, wycierając jej buty łzami i smarkami. Całe szczęście, że tym razem nie zwymiotowała na Perfekcyjne Buty swojej Perfekcyjnej Mamy. Wyglądały na drogie.

      Zaczęłam popędzać Jane do ewakuacji, trajkocząc przy tym:

      – Tak mi przykro, to tylko nieporozumienie, Jane myślała, że Lucy krzyczała, by jechać jeszcze szybciej. Ach, te dzieci! Ha, ha, ha! Peter! Wracamy do domu! – I dałam nogę.

      Z tego incydentu wynikała jeszcze dodatkowa korzyść: nie musiałam wracać do Sama. Bardzo chciałam tego uniknąć, bo właśnie oznajmiłam mu, że jest gorącym samotnym tatuśkiem, a wszystkie mamusie w parku mają na niego chrapkę.

      Kiedy wróciliśmy do domu, Simon znowu był w szopie i ostentacyjnie szlifował kredens. Nie powiem, żeby wiele to zmieniało. Poza tym jestem pewna, że jeszcze kiedyś będzie się z tego wszystkiego śmiał.

Piątek, 16 października

      Hurra! Kolejny Olać-to!-Piątek! Simon pracował dziś z domu, to znaczy czytał artykuły w Daily Mail i wyjadał moje ciasteczka. (Jeśli mam być szczera, robię to samo, kiedy dostaję zgodę na pracę z domu). Oznaczało to też, że „przyjemność” spędzenia w domu pory obiadowej spadnie na niego, bo ja szykowałam się do wyjścia z Hannah i Samem. Tak, w końcu uznałam, że najlepszym sposobem na wyzbycie się nieczystych myśli na jego temat będzie spróbować ich wyswatać. Oczywiście im powiedziałam, że to tylko niezobowiązujący drink, okazja dla Sama, żeby poznał nowych ludzi z okolicy, bla, bla, bla. Przecież nie przyznam się, że tak naprawdę chciałam jednocześnie uszczknąć swojej tajemnej miłości, zdusić swoje zauroczenie ORAZ zapewnić sobie okazję do kupna pięknego kapelusza na Wesele Stulecia, na którym będę zbierać laury za mój godny podziwu talent do swatania. Na pewno poproszą mnie o wygłoszenie przemowy. Może mogłabym też pomagać w organizacji? Niejeden raz myślałam o tym, żeby zostać organizatorką wesel – czuję, że byłabym w tym świetna.

      Szykowanie się do wyjścia nie było tak spokojne i relaksujące, jak planowałam, i to nie tylko dlatego, że przeszkadzali mi w tym Peter i Jane. Simon niezbyt dobrze radził sobie z misją „obiad/kąpiel/kładzenie do łóżek” i co chwilę zrozpaczony wparowywał do sypialni, kwiląc:

      – Co jest z nimi nie tak? Dlaczego oni tacy są?

      Towarzyszyły temu głośne krzyki i plusk wody wylewanej na podłogę z wanny.

      – Zachowują się tak dlatego, że pozwalasz im jeść żelki Haribo, które zamieniają je w opętane demony z ADHD.

      – To dlaczego pozwalasz mi dawać im żelki? Dlaczego mnie nie ostrzegłaś?

      – Wielokrotnie cię ostrzegałam, żebyś nie dawał im żelek, Simon. Tyle, że przeważnie to ja muszę radzić sobie z efektami ubocznymi, bo ty jesteś zajęty czymś innym.

      – W takim razie dlaczego w ogóle trzymamy żelki w domu, skoro mają taki zły wpływ na te małe czorty?

      – Nie wiem. Nie mam pojęcia, skąd się biorą żelki w tym przeklętym domu. Co gorsza, one się nigdy nie kończą, niezależnie od tego, ile ich dzieciaki pożrą. Myślałam, że ty je kupiłeś, ale może to jedna z tych tajemnic wszechświata, na którą nigdy nie znajdziemy odpowiedzi? Tak samo jak na pytanie, dlaczego w wymiocinach zawsze jest marchewka, nawet jeśli się jej wcześniej nie jadło. Tyle że w tej chwili mało mnie to obchodzi, bo właśnie szykuję się do wyjścia.

      Tym razem Simon przynajmniej powiedział mi, że ładnie wyglądam, kiedy tanecznym krokiem z rozwianym włosem dawałam nogę. Zrobił to, chociaż wcale go nie prosiłam! Od razu poczułam wyrzuty sumienia, że byłam dla niego niemiła i znowu zostawiłam go samego. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie powinnam była zabrać go ze sobą.

      Kiedy już byłam w pubie, stwierdziłam, że moja decyzja była słuszna, bo gdyby Simon poszedł ze mną, stałoby się jasne, że próbuję wyswatać Hannah i Sama, a w takich sytuacjach należy jednak zachować dyskrecję.

      Sam był podenerwowany i w niczym nie przypominał wyluzowanego ogiera, który prześladował mnie w snach. Co gorsza, jego mowa ciała zdradzała zero zainteresowania Hannah (wiem, bo za młodu obsesyjnie chłonęłam wszystkie artykuły z serii „Jak poznać, czy mu się podobasz?”, które tak chętnie publikowały gazety typu Just 17 czy Cosmopolitan). Wiedziałam, że będą potrzebowali mojej pomocy, jeśli mam zostać honorowym gościem i najlepszą organizatorką Wesela Stulecia.

      Kiedy Sam poszedł do baru, długo opowiadałam Hannah o jego zaletach: o tym, że jest świetnym ojcem i sympatycznym mężczyzną. Powstrzymałam się od powiedzenia: „I popatrz, jaki ma niesamowity tyłeczek! Popatrz tylko!”, bo nie chciałam, żeby Hannah pomyślała, że traktuję jej przyszłego męża jak obiekt seksualny. Hannah niestety nie była przekonana. Powiedziała, że za mało minęło czasu od rozstania z Danem, żeby była w stanie myśleć o takich rzeczach.

      Nie zniechęcałam się. Poczekałam, aż Hannah wyjdzie do toalety, i mimochodem rzuciłam:

      – Czyż ona nie jest urocza?

      – Hm, tak, wydaje się miła.

      – Jest też bardzo ładna, prawda? I ma piękne włosy.

      – No… tak, ma bardzo ładne włosy.

      Zastanawiałam się, czy powinnam dalej w to brnąć i powiedzieć, że ma też świetne cycki, ale Sam mnie wyprzedził:

      – Ellen, jeśli próbujesz mnie z nią wyswatać, to… Hannah nie jest w moim typie.

      O nie! Momentalnie straciłam rezon, kiedy Wesele Stulecia i przepiękny kapelusz sprzątnięto mi sprzed nosa (myślałam nawet o wywołaniu małego skandalu stylistycznego i założeniu kokieteryjnego krótkiego welonu. Można przecież założyć welon na czyjś ślub, kiedy jest się gościem honorowym i nadzoruje całą organizację). Dobry nastrój jednak szybko wrócił, bo skoro Hannah nie jest w typie Sama, to może ja jestem?

      – Jaki jest w takim razie twój typ? – spytałam z fałszywą skromnością, próbując nie zabrzmieć zbyt prowokująco.

      Sam


Скачать книгу