Królewsko obdarowany. Emma Chase

Читать онлайн книгу.

Królewsko obdarowany - Emma  Chase


Скачать книгу
sięgnęłabym też po metamfetaminę, gdyby nie skończyło się to zgniłymi zębami, zrujnowanym życiem i prawdopodobnie śmiercią przez przedawkowanie. Jestem licealistką, nie kretynką.

      Przełykam ohydny życiodajny roztwór i skupiam uwagę na melodii, kręcę biodrami, poruszam ramionami, podrzucając wielobarwne włosy. Obracam się na palcach i potrząsam pośladkami, mogę nawet wywijać jak baletnica – choć zapytana, zaprzeczę – a wszystko to przy blacie podczas wykładania pysznych, świeżo pokrojonych owoców na ciasta w blachach i rozwałkowywania posypanych mąką kul. Przed otwarciem kawiarni muszę przygotować dwadzieścia cztery ciasta.

      Ciasta według przepisów naszej mamy są tym, z czego znana jest Amelia i dzięki czemu nie poszliśmy na dno już wiele lat temu. Przygotowywaliśmy ich około tuzina, ale gdy rozniosły się wieści o romansie siostry z następcą tronu Wessco, fanki rodziny królewskiej, psychostalkerki oraz umiarkowanie zainteresowani przechodnie zaczęli nagle pojawiać się na naszym progu.

      Biznes kwitnie, co ma swoje plusy i minusy. Mamy nieco więcej pieniędzy, choć podwoiła się konieczna do wykonania praca, a ponieważ siostry tu nie ma, siła robocza została uszczuplona o połowę. Właściwie więcej niż połowę – bardziej o trzy czwarte, ponieważ tak naprawdę to Olivia za wszystko odpowiadała. Do niedawna całkowicie się obijałam. Właśnie dlatego pozostawałam nieugięta w kwestii jej wyjazdu do Wessco, dlatego zarzekałam się, że zdołam stanąć na wysokości zadania i poradzę sobie ze wszystkim, gdy jej nie będzie. Wiedziałam, że byłam jej dłużniczką.

      I jeśli mam dotrzymać umowy, muszę ruszyć tyłek i zapieprzać.

      Rozsypuję mąkę na cieście i wałkuję je ciężkim drewnianym wałkiem. Kiedy ma idealny kształt i odpowiednią grubość, obracam wałek i śpiewam do jego rączki – jak w programie Idol.

      – Wołają Gloriaaa… – Obracam się. – Ach, ach, ach!

      Bez namysłu biorę zamach i rzucam wałkiem jak tomahawkiem… prosto w głowę faceta stojącego na progu kuchni.

      Faceta, którego wejścia nie słyszałam.

      Faceta, który z niezwykłym opanowaniem chwyta wałek w locie jedną ręką, nawet się nie wzdrygając, gdy ten znajduje się zaledwie centymetr od jego idealnej twarzy.

      Gość przechyla głowę w lewo i wygląda zza wałka, by spojrzeć na mnie smętnymi, brązowymi oczami.

      – Niezły rzut.

      Logan St. James.

      Ochroniarz. Twardziel. Najseksowniejszy gość, jakiego widziałam, wliczając w to mężczyzn, których znam z książek, filmów i seriali – zarówno krajowych, jak i zagranicznych. Stanowi perfekcyjną mieszankę chłopaka, który mógłby chodzić do mojej szkoły, z niebezpiecznie seksownym i kusząco tajemniczym mężczyzną. Gdyby połączyć w jedną osobę komiksowego Supermana, Jamesa Deana, Jasona Bourne’a i jakiegoś gościa o gładkiej, wymuskanej brytyjsko-szkockiej aparycji i z wesscońskim akcentem, wyszedłby nam pieprzony Logan St. James. A ja właśnie próbowałam znokautować go przyborem kuchennym – mając na sobie spodenki od piżamy z postaciami z bajki Rick i Morty, koszulkę z Kubusiem Puchatkiem, którą posiadam od piątego roku życia, i kapcie ze SpongeBobem Kanciastoportym.

      No i nie mam stanika.

      Nie żebym miała co nim zakrywać, mimo to…

      – Jezus, Maria i wszyscy święci! – Chwytam się za serce, jak starsza pani z rozrusznikiem.

      Logan marszczy brwi.

      – Tego jeszcze nie słyszałem.

      Cholera, widział mój taniec? Widział podskoki?

      Boże, daj mi umrzeć.

      Ciągnę za przewód od słuchawek, wyrywając je z uszu.

      – Co jest, koleś?! Rób jakiś hałas, gdy wchodzisz, żeby dziewczyna wiedziała, że nie jest sama. Mogłeś mnie przyprawić o atak serca. I mogłam cię zabić swoimi zajebistymi umiejętnościami ninja.

      Unosi się jeden kącik jego ust.

      – Nie, nie mogłaś.

      Odkłada wałek na blat.

      – Pukałem do drzwi, by cię nie przestraszyć, ale byłaś zbyt zajęta swoim… występem.

      Czerwienię się. Chciałabym rozpuścić się w kałużę na podłodze i wniknąć do wnętrza ziemi.

      Logan wskazuje na drzwi kawiarni.

      – Nie są zamknięte na zasuwkę. Wydawało mi się, że Marty miał wymienić zepsuty zamek.

      Odwracam się z ulgą, że nie muszę na niego patrzeć, i wyciągam nową blokadę z szuflady – będącą wciąż w opakowaniu.

      – Kupił, ale mieliśmy tyle roboty, że nie miał czasu zamontować.

      Logan bierze ją ode mnie i obraca w palcach.

      – Zajmę się tym.

      – Potrzebujesz śrubokręta?

      – Nie, mam narzędzia w samochodzie.

      Opieram łokieć o blat, unosząc głowę, by spojrzeć na Logana. Jest naprawdę wysoki. I nie dlatego, że sama mam metr pięćdziesiąt pięć. On jest naprawdę wysoki i smukły niczym drzewo. I dobrze zbudowany – czarna koszula skrywa szeroką pierś. Chłop jak dąb.

      – Jesteś jak skaut, co?

      Próbuję flirtować, choć to pewnie tylko trochę mniej skuteczne niż „Przyniosłam arbuza” z filmu Dirty Dancing.

      Jego usta znów wykrzywiają się z jednej strony.

      – Chyba jednak nie.

      W jego tonie jest coś zadziornego i mocno zakazanego, pod wpływem czego przyspiesza moje serce, a usta chciałyby się otworzyć.

      Aby ukryć reakcję mojego ciała, kiwam energicznie głową.

      – No tak, ja też nie. Nigdy nie byłam….

      Zbyt energicznie.

      Tak energicznie, że mój łokieć zsuwa się z pokrytego mąką blatu i niemal nokautuję samą siebie, upadając. Logan jednak jest nie tylko wielki i krzepki, lecz także szybki. Na tyle, by złapać mnie za rękę i podtrzymać w pasie, nim uderzę skronią o grubą deskę do krojenia.

      – Nic ci się nie stało, Ellie?

      Pochyla się, przyglądając mi się uważnie, i posyła mi spojrzenie, które będę widzieć dziś w snach… Zakładając, że w ogóle zasnę. I, wow, Logan ma świetne rzęsy. Gęste, kruczoczarne, długie. Założę się, że to nie jedyny element jego ciała, który jest długi…

      By potwierdzić moje domysły, opuszczam wzrok ku ziemi obiecanej, gdzie jego spodnie są wystarczająco ciasne – ten ochroniarz, jeśli ma służbową broń w kieszeni, z pewnością nosi w spodniach magnum.

      Mniam.

      – Tak, nic. – Wzdycham. – Jestem… no wiesz… zmęczona. Ale wszystko okej. Całkowicie spoko.

      Otrząsam się. Dosłownie.

      Kiwa głową i się odsuwa.

      – Naprawię teraz zasuwkę. Później dam ci klucz do zamka. Noś go i nie zgub. Od teraz będziesz zamykać za sobą drzwi, gdy stąd wyjdziesz, a także gdy będziesz tu sama. Zrozumiano?

      Ponownie przytakuję. Livvy musiała z nim rozmawiać. To nie moja wina, że klucze ode mnie uciekają. Kładę je w takim miejscu, bym później wiedziała, gdzie się znajdują… Ale, przysięgam na Boga, że dostają nóżek i dają dyla.

      Cwane, małe, magiczne gnojki.

***

      Po


Скачать книгу