Królewsko obdarowany. Emma Chase

Читать онлайн книгу.

Królewsko obdarowany - Emma  Chase


Скачать книгу
dzwonić, gdy idę – jakbym była żywą szafą grającą. Zakładam więc na każdy palec po tanim pierścionku, na nadgarstki jeszcze tańsze bransoletki i długi srebrny naszyjnik.

      Nie maluję się, nie przyciemniam blond brwi brązową kredką jak Kylie Jenner – skończyłabym, wyglądając jak jakaś przerażająca zabójczyni. Używam jednak korektora pod oczy – całej tubki – i nakładam tusz na rzęsy, a także różowy błyszczyk na usta.

      Kiedy kilka minut przed szóstą rano wychodzę bocznymi schodami, Logan po skończonej naprawie zamka rozmawia w kuchni z naszym kelnerem Martym.

      Marty McFly Ginsberg nie jest tylko pracownikiem – jest naszym starszym bratem mającym innych rodziców. Jest ciemnoskórym żydem gejem, który jest dosłownie zajebisty. Bombowy.

      – Cześć, laska. – Tuli mnie. Gość nie krępuje się w tej kwestii. – Jak się miewasz? Liv się odzywała?

      Kiwam głową.

      – Wysłała ci zdjęcie swojego pokoju?

      Marty wzdycha.

      – Jakby umarła i poszła do nieba pełnego Nate’a Berkusa. – Odgarnia mi zielone pasemko włosów. – Jak było wieczorem?

      – Dobrze. – Ziewam przeciągle. – Nie spałam, ale to nic nowego.

      Marty mieli ziarna kawy, napełnia dwa filtry i zaczyna parzyć pierwsze filiżanki.

      – Jak się trzyma tata?

      – Chyba dobrze. Nie wrócił do domu.

      Nie jest to nagminne, ale zdarza się zbyt często. Jednak nie jest to kłopot. Przynajmniej nie dla mnie.

      Logan powoli odwraca się w moją stronę.

      – To znaczy?

      Wzruszam ramionami.

      – Wciąż nie dotarł do domu. Pewnie zdołował się wyjazdem Liv, upił i zasnął w barze Mulligana lub na którejś ławce pomiędzy pubem a domem. Czasami tak bywa.

      W oczach ochroniarza pojawiają się iskry, jakby za nimi płonął ogień.

      – Mówisz mi, że spędziłaś noc sama na piętrze, gdy na parterze przez cały ten czas miałaś niezamknięte drzwi?

      – Tak. Ale był ze mną Bosco.

      Mój pies to mieszanka shih tzu i ratlerka. Raczej nie jest materiałem na psa stróżującego, no chyba że chciałby śmiertelnie wystraszyć intruza swoim odrażająco uroczym pyskiem. Ale gdyby rabuś próbował zwędzić parówki z naszej lodówki, nie dałby mu ujść z życiem. Bosco za kiełbaskę jest w stanie rozszarpać gardło.

      – To nic takiego.

      Ochroniarz patrzy na Marty’ego, wymieniając z nim sekretne męskie spojrzenie. Kiedy spogląda na mnie, wyraz jego twarzy tężeje tak samo jak jego głos. Jest naprawdę wkurzony.

      – Będziemy się zmieniać. Ja i chłopaki. Możemy przebywać w kawiarni, jeśli nie chcesz nas na górze, ale od teraz ktoś będzie tu z tobą przez całą dobę. Nie zostaniesz tu ponownie sama, tak?

      Kiwam powoli głową, czując ciepło rozprzestrzeniające się w żyłach, jakby moja krew została nasycona węglem.

      – Okej.

      Zatem ktoś będzie mnie pilnował.

      Nie zrozumcie mnie źle, moja siostra zasłoniłaby mnie własnym ciałem przed kulą, po czym pobiłaby osobę, która by strzelała, ale to zupełnie co innego.

      To o wiele seksowniejsze. Bardziej w stylu Tarzana. I kojące. Jestem priorytetem tego przystojnego twardziela, który będzie się o mnie troszczył, chronił mnie… jakby to była jego pieprzona praca.

      Tak właśnie jest.

      Od Liv wiem, że Nicholas dusi się przy swojej nieustannej ochronie. Dla mnie to jednak… naprawdę fajne.

      W bocznej uliczce słychać silnik ciężarówki.

      – Przywieźli drożdżówki – mówi Marty. – Jeśli dostawca znów spróbuje wcisnąć nam zmiażdżone, będę musiał zgnieść kilka czaszek. – Strzela palcami. – Zaraz wracam.

      Idzie do tylnych drzwi, gdy do kuchni wchodzi moja przyjaciółka Marlow.

      – Cześć, stara. Gotowa do wyjścia?

      – Tak, za pięć minut.

      Marlow pochodzi z zamożnej rodziny. Jej tata zarządza funduszem hedgingowym i jest fiutem. Jej mama jest piękną i smutną kobietą, która nie rozstaje się z kieliszkiem pinot grigio. Nie posłali córki do prywatnej szkoły, mimo że ich na to stać, ponieważ chcieli, by dziewczyna miała „charakter”. Odznaczała się bystrością ulicy.

      Nie wiem, czy to wynik publicznego systemu nauczania, czy też naturalnie jej to przyszło, ale jeśli miałabym postawić kasę na laskę, która będzie rządzić światem, zdecydowałabym się na Marlow.

      – Frontowe drzwi są zamknięte, co się stało?

      – Logan naprawił zamek – mówię.

      Jasnoczerwone usta w kształcie serca rozciągają się w szerokim uśmiechu.

      – Dobra robota, Kevinie Costnerze. Powinieneś jej przykleić klucz do czoła, chociaż i tak by go zgubiła.

      Ma ksywki również dla innych, jej ulubiony ochroniarz Tommy Sullivan wchodzi chwilę później, na co dziewczyna rzuca:

      – Cześć, Smakołyku. – Nawija miodowe kręcone włosy na palec, wysuwając biodro i przechylając głowę, jak pin-up girl.

      Flirciarz Tommy puszcza do niej oko.

      – Cześć, śliczna nieletnia dziewuszko. – Kiwa głową do Logana i uśmiecha się do mnie. – Lo… Dzień dobry, panno Ellie.

      – Cześć, Tommy.

      Marlow wysuwa się naprzód.

      – Trzy miesiące, Tommy. Trzy miesiące, aż będę dorosła, a wtedy cię uwiodę, wykorzystam i porzucę.

      Ciemnowłosy diabeł szczerzy zęby w uśmiechu.

      – To pomysł na idealną randkę. – Wskazuje na tylne drzwi. – A teraz, jesteśmy gotowi na zabawny, pełen nauki dzionek?

      Jeden z ochroniarzy zaczął odprowadzać mnie do szkoły, gdy prasa, a także wszyscy wokół, zwariowali na punkcie wciąż niepotwierdzonego statusu związku Olivii i Nicholasa. Ochrona pilnuje, by nikt mnie nie zaczepiał, a gdy pada, wożą mnie w kuloodpornym samochodzie, więc to naprawdę cudne.

      Zabieram z lady cholernie ciężką torbę.

      – Nie wierzę, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Ellie, powinnaś wyprawić dziś wielką imprezę! – mówi Marlow.

      Tommy i Logan, nawet gdyby ćwiczyli, nie mogliby się lepiej zsynchronizować, mówiąc:

      – Nie ma mowy.

      Marlow unosi ręce wewnętrzną częścią dłoni do góry.

      – Powiedziałam „imprezę”?

      – Wielką imprezę – poprawia Tommy.

      – Nie, nie ma mowy. To znaczy, chodziło mi o to, że powinnyśmy zaprosić przyjaciół, z którymi mogłybyśmy spędzić czas. Kilku przyjaciół. To rozsądne. Niemal jak… grupa, z którą mogłybyśmy się uczyć.

      Bawiąc się naszyjnikiem, odpowiadam:

      – Dobry pomysł.

      Urządzanie imprezy podczas nieobecności rodziców to licealny rytuał. A po tych wakacjach Liv prawdopodobnie nigdzie już nie pojedzie. Teraz albo nigdy.

      – To okropny pomysł.


Скачать книгу