Kot Winston. Polowanie na rabusiów. Frauke Scheunemann

Читать онлайн книгу.

Kot Winston. Polowanie na rabusiów - Frauke Scheunemann


Скачать книгу
sędzia upomina, a przestępca obiecuje poprawę. Czyli tak samo jak u nas. Z Anną i babuszką w roli sędziego, podczas gdy rola biednych grzeszników przypada Darii i mnie.

      – Zobaczysz, że się nie zmienił. Niczut’! – Babuszka kręci głową, a jej wysoki kok kiwa się na boki. Robi przy tym tak złowrogą minę, że naprawdę można się przestraszyć. Jedno jest jasne: gdyby to babuszka była sędzią, Jurij natychmiast powędrowałby do kicia. Nie byłoby żadnego obiecywania poprawy i że się zmieni, zero szans! Babcia Darii najwyraźniej nie wierzy w dobro w ludziach, a już na pewno nie w przemytnikach papierosów.

      – Tak, tak – mruczy Anna pojednawczo. – Już dobrze, już dobrze.

      – Ale mamo – wtrąca się teraz Daria. – Dlaczego ty się z nim w ogóle spotkałaś? Przecież tak się cieszyłyśmy, że mamy go z głowy! Ja się go zawsze troszkę bałam. Nie chcę go więcej widzieć! A już na pewno nie chcę, żebyście znowu byli razem.

      Miau! Ja też tego nie chcę, w żadnym wypadku! Z przerażeniem wspominam, jak ten nieokrzesany typ zamknął Darię, Paulinę, Tomka i mnie w swoim mieszkaniu, kiedy wpadliśmy na trop jego machlojek. Może rzeczywiście się zmienił i nie jest już bardzo złym człowiekiem, tylko po prostu złym. Mimo to nie mam najmniejszej ochoty na ponowne spotkanie z nim.

      Anna się śmieje i uspokajającym gestem kładzie swojej córce dłoń na ramieniu.

      – Dariu, o tym w ogóle nie ma mowy! Tylko razem wypiliśmy kawę, i więcej nic. Bo wyobraź sobie, Jurij ma teraz pracę całkiem niedaleko stąd. Czyż to nie zbieg okoliczności?

      – Tak, ogromny – komentuje zjadliwie babuszka i po tonie jej głosu łatwo rozpoznać, że w przypadku Jurija nie wierzy w coś takiego jak zbieg okoliczności.

      Daria też jest sceptyczna.

      – Aha. A cóż to za praca? Przecież on nic nie umie.

      – No wiesz, Dariu! – teraz głos Anny brzmi, jakby była poirytowana. – Jurij rozwozi paczki w firmie kurierskiej, która ma magazyn tuż za rogiem. Masz od niego pozdrowienia.

      – Phi – Daria parska z lekceważeniem. – Mamo, jak rany! Ten gość jest przestępcą. Nie potrafię sobie wyobrazić, że się zmienił w tak krótkim czasie. Niech gada, co chce. To, że jest przystojny, nie oznacza, że jest dobrym człowiekiem.

      Właśnie tak! I moim zdaniem nie jest wcale przystojny. Pamiętam tylko, że nosił starą, wyświechtaną skórzaną kurtkę i miał trzydniowy zarost. Jego włosy już od dawna nie widziały grzebienia. Do tego wszystkiego Jurij jest dość wysoki i na mnie sprawiał wrażenie bardzo groźnego. To już mój Stanisław jest tysiąc razy atrakcyjniejszy! Zakłada zawsze wyprasowane koszule i codziennie się goli. I choć jego mocno kręcone włosy są nieco oporne, regularnie je czesze. Stanisław nie jest też aż takim wielkoludem jak Jurij. Odznacza się raczej wzrostem bardziej przyjaznym dla kotów. To znaczy: stanąwszy na tylnych łapkach, dosięgam jego dłoni. Być może jest tam jakiś smakołyk, a może czeka porcja pieszczot? No więc skoro Anna musi już pić kawę z jakimś mężczyzną, to bardzo proszę: z moim Stanisławem. Właściwie chyba sama powinna to wiedzieć!

      Zastanawiam się przez chwilę. Oczywiście nie jestem w ogóle żadnym fachowcem, jeśli chodzi o ludzi rodzaju żeńskiego, ale może Anna potrzebuje, żeby ktoś pokazał jej właściwy kierunek? I może ma to zrobić czarny kot? Wszechmocna sardynko w oleju, jeśli ja tego nie zrobię, to kto?

      Lody, Piaskowy Dziadek i zakład

      Przez kolejne dni dzieje się tak mało, że chyba już mniej nie może. Anna ani razu nie umawia się z Jurijem na kawę, mimo to Stanisław dalej jest w złym humorze, a ja po prostu wyleguję się na kanapie, dużo śpię, a od czasu do czasu znajduję w mojej miseczce jakiś przysmak od babuszki. Właściwie jest dokładnie tak, jak zawsze chciałem mieć w życiu. No cóż, oczywiście poza kwestią złego humoru Stanisława, ale nie można mieć wszystkiego, nawet jak się jest kotem.

      Przestałem już nawet schodzić z drogi babuszce, kiedy gotuje, bo dzięki temu zawsze coś mi skapnie, nim moi współlokatorzy napełnią sobie talerze po brzegi i dla mnie nic nie zostanie. Oczywiście nie jestem coraz szczuplejszy i coraz sprawniejszy, ale skoro wiadomo, że nie szykuje się nam żadna akcja tajnych agentów, nie ma dramatu. Lepszy syty kocur niż głodny detektyw!

      A propos detektywa: jeszcze ktoś jest tu w złym humorze: Tomek. Fakt, że Daria i Paula nie mają ochoty ścigać razem z nim złodzieja, który okrada sejfy, najwyraźniej mocno go przygnębia. Gdy następnym razem idę z Darią do lodziarni, sprawia wrażenie markotnego i nawet perspektywa pysznych lodów spaghetti nie jest w stanie poprawić mu humoru.

      – Hej, spójrz tutaj – mruczy ponuro, kładąc plik kartek na małym stoliku, przy którym usiadła Daria, aby wypić mrożoną czekoladę.

      – Przede wszystkim cześć – wita się z nim Daria z uśmiechem. – Fajnie, że udało ci się przyjść.

      Daria zaprosiła Tomka na lody, ponieważ zasłużył sobie na nie czwórką plus, którą Daria dostała z klasówki z matematyki.

      – Co przyniosłeś? – dopytuje, biorąc z zaciekawieniem jedną z kartek do ręki.

      – To moja analiza wszystkich szkół ogólnokształcących w mieście. Innym szkołom jeszcze muszę się przyjrzeć. Na ile było to możliwe, sprawdziłem w internecie, czy w tych szkołach są stołówki albo bary, i czy uczniowie mogą w nich płacić gotówką. Jeśli w internecie nie było na ten temat informacji, zadzwoniłem i spytałem.

      – Szkół ogólnokształcących? – Na twarzy Darii pojawia się wielki znak zapytania, a ja już w ogóle nie wiem, co to może oznaczać. Myślałem, że po każdej szkole jest się ogólnie wykształconym i to bardziej niż wtedy, gdy się do szkoły nie chodzi. Dziwi mnie więc, że są takie szkoły, których to nie dotyczy. To po co w ogóle do nich chodzić? Chyba lepiej zostać w domu.

      Ale Tomek nie odpowiada na pytanie Darii, tylko wertuje te swoje kartki.

      – Zobacz! To jest jednoznaczne. Do tej pory złodzieje zaatakowali cztery sejfy i to zawsze były duże szkoły z dużymi stołówkami. Czyli takie, które opłaca się okraść. Do tego złodzieje zawsze przychodzą w nocy z czwartku na piątek. Sejf jest wtedy pełen, bo utarg z całego tygodnia nie został jeszcze dostarczony do banku. Robi się to tuż przed weekendem.

      Daria głośno siorbie czekoladę przez słomkę. A potem w zamyśleniu przygląda się Tomkowi.

      – Okay, to oczywiście brzmi logicznie. Nie wiem tylko, jak zamierzasz przewidzieć, która szkoła jako następna padnie łupem złodziei. O ile w ogóle jeszcze będzie jakiś napad. Może po prostu nic więcej się nie wydarzy i przestępcy przepuszczą tę kasę na Karaibach.

      Tomek kręci głową.

      – Nie sądzę. Na Karaiby im tych pieniędzy nie wystarczy. Do tej pory napadli na cztery szkoły i buchnęli z każdej przeciętnie około pięciu tysięcy, czyli razem dwadzieścia tysięcy.

      Aha. Naprawdę? To dużo czy mało? Ile trzeba mieć pieniędzy na takie Karaiby? I w ogóle, gdzie to jest? Niedaleko stąd? Czy raczej daleko? Ocieram się o nogi Darii i uderzam ogonem, to w jedną, to w drugą stronę, zastanawiając się, dlaczego pieniądze odgrywają u ludzi tak ważną rolę. Czasem nawet wydaje mi się, że dla niektórych są najważniejsze na świecie. Naprawdę, aż się wąsy same skręcają z rozpaczy. Cóż to za głupota! Pieniędzy nie da się zjeść. Nie da się też pieniędzy przytulić, gdy leży się samotnie na poduszce. Pieniądze nie pogłaszczą, gdy się jest w złym humorze. Innymi słowy, pieniądze to tylko papier lub metal. A mimo


Скачать книгу