Drapieżny pocałunek. Roberto Saviano
Читать онлайн книгу.Od jakiegoś czasu jej szef starał się dotrzeć do Maharadży; to dlatego zorganizował imprezę właśnie w tym lokalu – żeby wywabić go z jego nory.
– Posłuchaj… – zaczęła, ale przerwał jej Briatore, który pojawił się u jej boku: – Czy ten pedzio naprawdę ci się podoba?
Valentina wybuchnęła śmiechem, wzięła Briatorego pod ramię i razem oddalili się od mężczyzny pod krawatem, który patrzył za nimi z otwartymi ze zdziwienia ustami.
– Widzisz? – powiedział Briatore. – Jesteśmy jak żelazo i magnes.
– Dokąd chciałeś mnie zabrać na wakacje? – zapytała Valentina z uśmiechem.
– Kupię ci Capri. Wyrzucimy z niej wszystkich i zostaniemy sami, ja i ty – mówił, prowadząc ją do saloniku.
– Czy należysz do paranzy Dzieciaków? – zapytała Valentina, kierując spojrzenie na tatuaż z trupią czaszką.
Uśmiech zniknął z twarzy Briatorego, choć słysząc to pytanie, tak naprawdę poczuł dumę.
– Jeżeli ci to powiem, ślicznotko, będę musiał cię zabić – odparł i wyciągnął rękę, żeby jej założyć kosmyk włosów za ucho. Valentina spoważniała i chwyciła go za rękę.
– Poczekaj z tym – powiedziała – najpierw muszę porozmawiać z Maharadżą.
– Z Nicolasem? To mój brat. Ale jestem od niego przystojniejszy.
Dziewczyna skinęła głową. Briatore wolał myśleć, że to przytaknięcie odnosi się do ostatniego zdania. Poczuł podniecenie. Powtórzył:
– Jeżeli ci to powiem, to…
– To co?
– To będę musiał cię zabić.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem.
Telefon Nicolasa był wyłączony, więc Briatore poszedł do niego na balkon. Otworzył drzwi z tabliczką „Wyjście ewakuacyjne” bez pukania, bo wiedział, że Nicolas i tak by nie odpowiedział. Stał oparty o balustradę i patrzył, jak fale rozbijają się na skałach. Przywitał Briatorego krótkim „Zostaw mnie w spokoju”.
– Jest w lokalu jedna niesamowita laska, która chce poznać Maharadżę. – Briatore zdecydował się połechtać próżność Nicolasa, podkreślić, że jest prawdziwym VIP-em w mieście. Ale potem nie wytrzymał i dodał: – Ale uparła się, żebym to ja ją przeleciał!
Tymczasem Valentina wysłała esemes do szefa. Od razu rozpoznała Nicolasa, choć nigdy wcześniej go nie widziała. Ale kiedy przechodził przez zatłoczoną salę, wszyscy rozstępowali się przed nim i gapili na niego, jakby był jakimś słynnym aktorem. Valentina podeszła do Maharadży i się z nim przywitała:
– Cześć, Nicolas, bardzo chciałam cię poznać. Valentina Improta, bardzo mi miło. – Podała mu rękę. – Jestem asystentką mecenasa Caiazza. Zaraz tu będzie, chciałby zamienić z tobą kilka słów.
Nicolas spiorunował wzrokiem Briatorego, ale pohamował gniew. Kiedy jednak Valentina odwróciła się do nich plecami, żeby gestem przywołać adwokata, wyszeptał mu do ucha:
– Cholera jasna! Wystawiłeś mnie! – Głośno powiedział: – No dobra, możemy pogadać. Przy okazji poprosimy go, żeby był świadkiem na ślubie.
– Żenisz się? – zapytała Valentina.
– Na waszym ślubie, Briatorego i twoim.
Valentina obróciła się w stronę chłopca, którego aż do tej chwili znała jako Fabia, i zobaczyła, że się zaczerwienił.
– Oto Maharadża! Oto król!
Głęboki głos mecenasa Caiazza zagłuszył piosenkę Toca Toca, którą discjockey puścił, bo był przekonany, że wszystkich rozrusza.
– Dzisiaj w tym lokalu Neapol stanie się stolicą Europy! Wiesz, że pierwsza linia kolejowa na świecie powstała właśnie tutaj? Linia z Neapolu do Portici.
Podczas gdy Caiazzo mówił o historii kolejnictwa, Nicolas przyglądał się nogom Valentiny. Na pewno uprawiała fitness, może biegała. Była muskularna, choć bardzo szczupła. Chętnie dałby się opleść tym nogom. Ciekawe, czy adwokat, ten stary satyr, posuwa tę ślicznotkę?
– Tutaj powinien powstać węzeł kolejowy obsługujący cały basen Morza Śródziemnego.
– Coś takiego! – zdziwił się Nicolas i wykonał w kierunku Briatorego gest ręką, jakby chciał powiedzieć, że w sumie dobrze się stało.
– Czy jest tu jakiś kącik, gdzie można spokojnie porozmawiać? – zapytał Caiazzo.
Nicolas musiał przerwać wakacje, które przyznał sobie niewiele wcześniej, ale nie mógł się już wykręcić.
Prywatny salonik paranzy był teraz pusty, chłopcy bawili się w sali głównej.
– Maharadża, tylko ty mi możesz pomóc – zaczął Caiazzo, rozsiadłszy się w adamaszkowym fotelu w kształcie jajka. – Widziałeś, że jest tu dzisiaj dyrektor generalny, inżynier D’Elia? Można go często zobaczyć w telewizji.
– Który to? Ten od kolei? Ten, co przedtem zajmował się samolotami, a wcześniej rozgrywkami piłkarskimi? Teraz jest od kolei? Robi za zawiadowcę stacji?
– Widzę, Nicolas, że oglądasz dzienniki telewizyjne. Tak, to on. Ten facet rządzi wszystkim. Słyszałeś o kolei dużych prędkości? Kiedy byłem w twoim wieku, z Neapolu do Rzymu jechało się cztery godziny. Teraz nie zdążysz się nawet odlać w pociągu, a już jesteś na miejscu. To bardzo korzystne dla naszego regionu. Widziałeś, ilu turystów wysiada z tego pociągu? To prawdziwa inwazja. A widziałeś, jak piękne są te pociągi?
– Mecenasie, a co mnie to obchodzi? Chce mi pan załatwić pracę w kasie biletowej?
– W jakiej kasie! Przyszedłem cię prosić o przysługę. A ty wiesz, że potrafię się odwdzięczyć.
Rozmowa nareszcie zaczynała nabierać rumieńców. Nicolas usiadł wygodniej na kanapie naprzeciw adwokata, wyciągnął nogi i skupił się na jego słowach.
– Problem polega na tym, że ci cholerni Cyganie niszczą to, co zbudowaliśmy! Kradną kable miedziane na liniach Mediolan – Rzym, Mediolan – Bolonia, Mediolan – Florencja. W Neapolu i Salerno. Wszędzie, w obu kierunkach. Kradną rano, po południu, wieczorem i nocą. A jak inżynier D’Elia może przesyłać prąd bez kabli miedzianych? Cyganie niszczą jego karierę!
W oczekiwaniu na konkretną propozycję Nicolas pokiwał tylko lekko głową.
– Maharadża, musisz zlikwidować tę bandę i odebrać im to, co mają pochowane po kryjówkach, zanim to wyślą do Chin. – Adwokat przesunął się i siedział teraz na samym brzegu fotela, żeby być jak najbliżej Nicolasa. Nie zważając na to, że muzyka i tak skutecznie zagłusza ich rozmowę, ściszył głos: – Maharadża, ta złodziejska banda zagnieździła się w Gianturco, ich szef nazywa się Mojo.
Mojo! Znowu! Nicolas miał z nim niezałatwione interesy. Dobrze o tym pamiętał.
Wstał z kanapy, otworzył drzwi saloniku i wezwał kelnera, który przyniósł następne butelki szampana i nalewał go właśnie gościom.
– Musisz zrobić z nimi porządek – mówił dalej adwokat tym samym tonem co przedtem, opróżniwszy dwa kieliszki szampana. – A wszystko, co trzymają w kryjówkach, musi wrócić do mnie.
– A dlaczego zwracacie się z tym do nas? – Podczas gdy Nicolas formułował to pytanie, w głowie łączył już