Pożądana . Морган Райс
Читать онлайн книгу.ją zatrzymać? – Caitlin zapytała z wahaniem.
– Z przyjemnością – odparł Caleb. – Uściskałbym ją, ale mam ręce zajęte zwierzyną.
Ruszył dalej przez pokój i korytarz. Caitlin z Ruth podążyły za nim i zobaczyły, jak złożył sarninę w niewielkim pokoju, na wielkiej kamiennej płycie.
– Ponieważ tak naprawdę nie gotujemy – powiedział – pomyślałem, że odsączę dla nas krew. Będziemy mogli wypić ją razem, na obiad. Pomyślałem, że zajmę się brudną robotą tutaj, abyśmy mogli zasiąść przed kominkiem i napić się kulturalnie.
– Tak będzie cudownie – odparła Caitlin.
Ruth usiadła Calebowi niemal na piętach, spojrzała na niego w górę i zaskowyczała, kiedy on kroił mięso. Roześmiał się, odciął niewielki kawałek, pochylił się i podał jej do pyszczka. Chwyciła skwapliwie kęs i natychmiast zaskomlała o jeszcze.
Caitlin wróciła do jadalni, aby powycierać kielichy, które tam wcześniej zauważyła. Przy kominku spoczywała sterta futer. Zebrała je wszystkie, wyniosła na taras i wytrzepała.
Czekając na Caleba, aż skończy przygotowywać posiłek, spojrzała na zachodzące na horyzoncie słońce. Słyszała szum fal, oddychała słonawym powietrzem i czuła się swobodnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Stojąc tak, zamknęła oczy nieświadoma mijającego czasu.
Kiedy je otworzyła, było już niemal ciemno.
– Caitlin? – usłyszała wzywający ją głos.
Odwróciła się i pospiesznie weszła do środka. Caleb czekał już tam na nią, niosąc dwa wielkie kielichy sarniej krwi. Zapalał właśnie świece w całym pogrążonym w cieniu pomieszczeniu. Podeszła i przyłączyła się do niego, odkładając futra na miejsce.
Po kilku chwilach pomieszczenie jaśniało światłem bijącym od płonących wszędzie świec. Spoczęli razem na futrach, przed kominkiem, a Ruth podbiegła i usadowiła się tuż obok. Okna były otwarte i do środka wpadał lekki wietrzyk, schładzając powietrze w pokoju.
Siedzieli razem, patrząc sobie w oczy i wznosząc toast. Płyn sprawiał przyjemne uczucie. Piła i piła, podobnie zresztą jak i on. Nigdy jeszcze nie czuła się tak ożywiona. Czuła niewiarygodny wręcz przypływ energii.
Caleb również wyglądał na ożywionego. Jego oczy i skóra błyszczały. Odwrócili się ku sobie.
Caleb podniósł rękę i powoli dotknął jej policzka grzbietem dłoni.
Serce Caitlin zaczęło mocno bić. Zdała sobie sprawę, że się denerwuje. Miała wrażenie, że minęła wieczność od chwili, kiedy ostatni raz z nim była. Tyle razy wyobrażała sobie tę chwilę, a kiedy już nadeszła, czuła, jakby miał to być jej pierwszy raz z nim, jakby wszystko zaczynało się od początku. Widziała, że jego dłoń trzęsła się, że on również się denerwował.
Było tyle rzeczy, które chciała mu powiedzieć, tyle pytań, które chciała mu zadać. Widziała też, że i w nim gotowało się od niewypowiedzianych pytań. Jednak w tej chwili nie ufała sobie na tyle, aby przemówić. I najwidoczniej on również.
Pocałowali się namiętnie. Kiedy jego usta spotkały jej, poczuła jak ogarnia ją uczucie, które żywiła do niego.
Zamknęła oczy, kiedy zbliżył się, kiedy spletli się w namiętnym uścisku. Przetoczyli się na futra, a ona poczuła, jak jej serce przepełnia szczęście.
Wreszcie należał do niej.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Polly podążała zamaszystym krokiem korytarzami Wersalu, wybijając obcasami rytm na marmurowej posadzce, pędząc przez nieskończenie długi korytarz ze strzelistymi sklepieniami, figurami, marmurowymi kominkami, ogromnymi lustrami, z nisko wiszącymi żyrandolami. Wszystko wokół niej lśniło.
Ale ona ledwie zwracała na to uwagę; nic innego nie potrafiłaby sobie wyobrazić. Mieszkając tu już tyle lat, nie potrafiła po prostu wyobrazić sobie innego życia.
Coś jednak zwracało jej uwagę – i to bardzo – a mianowicie Sam. Taki przybysz jak on nie mieścił się w żadnej mierze w ramach codziennej rutyny – i w rzeczy samej, był niezwykły. Rzadko gościli u siebie inne wampiry i to przybywające z innych czasów, a kiedy już do tego dochodziło, Aiden zdawał się w ogóle tym nie przejmować. Zdała sobie sprawę, że Sam musiał być bardzo ważny. Zaintrygował ją. Wydawał się nieco młody i jakby trochę się telepał.
Ale jednocześnie miał coś takiego w sobie, coś, czego nie potrafiła określić. Miała wrażenie, że spotkała go już wcześniej, lub, że był związany z kimś, kto był dla niej ważny.
I to właśnie było takie dziwne. Jeszcze wczorajszej nocy przyśnił jej się sen, jeden z tych najbardziej sugestywnych. O dziewczynie zwanej Caitlin. Widziała jej twarz, jej oczy, włosy, nawet w tej chwili. We śnie dowiedziała się, że ta dziewczyna była jej najlepszą przyjaciółką, taką do końca życia, i przez cały sen miała wrażenie, że połączyła je przyjaźń na wieki. Obudziła się z przekonaniem, że wydarzyło się to naprawdę, że było to raczej spotkanie, nie sen. Nie potrafiła tego zrozumieć, lecz obudziła się, pamiętając każdy szczegół dotyczący tej dziewczyny, każdą chwilę razem z nią spędzoną.
Nie miało to sensu, gdyż wiedziała, że nigdy nie była w tych miejscach. Zastanawiała się, czy w jakiś sposób nie zaglądała do przyszłości? Wiedziała, że wampiry odwiedzały się wzajemnie we snach i że sporadycznie obdarzone były mocami zaglądania w przyszłość i przeszłość. Moce te jednak były nieprzewidywalne. Mógł to być również jedynie świat iluzji. Nigdy nie było wiadomo: czy widziałeś przyszłość, przeszłość, czy może był to tylko sen?
Zbudziwszy się, Polly zaczęła szukać Caitlin, jakby naprawdę ją znała. Poczuła, jak za nią tęskni, kiedy przemierzała sale. Istne szaleństwo. Tęsknić za dziewczyną, której nigdy nawet nie spotkała.
I wtedy pojawił się ten chłopiec. Sam. I z jakiegoś szalonego powodu, Polly poczuła, że jego energia łączyła się z nią. W jaki sposób – tego nie potrafiła powiedzieć. Może i to tylko sobie wyobrażała?
Poza tym wszystkim, uświadomiła sobie, że czuła coś do Sama. Nie powiedziałaby, że zawrócił jej w głowie. Ale też nie był jej obojętny. Miał coś takiego w sobie. Nie była w nim zakochana. Raczej… zaintrygowana. Chciała wiedzieć o nim więcej.
To sprawiło, że poczuła się jeszcze bardziej poruszona, kiedy Kendra uważnie mu się przyglądała. Niekoniecznie chciała go dla niego samego. Na to, by być tego pewną, było jeszcze o wiele za wcześnie. Ale bardziej dlatego, że wydawał się taki niewinny, naiwny, taki łatwowierny. A Kendra była sępem. Była członkiem królewskiej rodziny, nigdy nie usłyszała głosu sprzeciwu, i w magiczny sposób dostawała wszystko, czego chciała, od kogokolwiek.
Polly zawsze wyczuwała, że Kendra kierowała się złowrogimi zamiarami. Od lat próbowała namówić wszystkie wampiry w jej klanie, by ją przemieniły. Oczywiście, było to zakazane i nikt nie wyświadczył jej tej przysługi. Teraz jednak Polly czuła, że na cel wzięła Sama. Przybyła świeża krew i Kendra była zdecydowana spróbować ponownie.
O tak, to był dla niej wyjątkowy dzień. W jej głowie kotłowały się różne myśli. Idąc dalej, zorientowała się, że była już spóźniona. Nowy śpiewak, o którym wszyscy tyle rozmawiali, dawał właśnie prywatny koncert dla Marii i jej świty. Ów śpiewak był już tu od tygodni i wszystkie dziewczęta rozprawiały nie tyle o jego głosie, co o wyglądzie. Miała wielką ochotę zobaczyć go na własne oczy. Nie mogła się tego doczekać i teraz była podwójnie poirytowana, przychodząc na samą końcówkę koncertu.
Kiedy wpadła do kolejnego korytarza, pomyślała, że cały szkopuł leżał w tym