Zaginiona . Блейк Пирс
Читать онлайн книгу.duża izolacja, pomyślał.
Nigdy nie czuł, że to miejsce odpowiednie dla Riley. Niewielki parterowy dom, piętnaście kilometrów za miastem, nie najnowszy i bardzo pospolity. Znajdował się przy bocznej drodze, gdzie w zasięgu wzroku nie było niczego oprócz lasów i pastwisk. Nie żeby Bill kiedykolwiek sądził, że życie na przedmieściu jest dla niej odpowiednie. Trudno mu było wyobrazić sobie Riley chodzącą na przyjęcia koktajlowe. Ale po powrocie do pracy mogłaby przynajmniej dojeżdżać autem do Fredericksburga, a stamtąd pociągiem do Quantico. O ile będzie w stanie pracować.
– Pokaż, co tam masz – zażądała.
Rozłożył na stole raporty i zdjęcia.
– Pamiętasz sprawę z Daggett? – zagadnął. – Miałaś rację, zabójca jeszcze nie dokończył dzieła.
Obserwował, jak przygląda się zdjęciom, a jej oczy otwierają się coraz szerzej. Zapadła długotrwała cisza, w trakcie której Riley intensywnie analizowała akta. Bill zastanawiał się, czy to pomoże jej powrócić do pracy. A może wręcz przeciwnie?
– I co myślisz? – zapytał w końcu.
Kolejna chwila ciszy. Riley wciąż nie odrywała wzroku od akt.
Wreszcie spojrzała na niego, a kiedy to zrobiła, miała – ku jego ogromnemu zdziwieniu – w oczach łzy. Nigdy przedtem nie widział, jak płacze, nawet przy najgorszych przypadkach, gdy patrzyła z bliska na trupa. Zdecydowanie nie była tą Riley, którą znał. Morderca zrobił jej coś, o czym Bill nie wiedział.
Zdławiła szloch.
– Boję się – powiedziała. – Tak strasznie się boję. Cały czas. Wszystkiego.
Billowi ścisnęło się serce. Zastanawiał się, gdzie podziała się dawna Riley, jedyna osoba, o której wiedział, że jest twardsza od niego. Opoka, na której wsparcie mógł liczyć zawsze w trudnych momentach. Tęsknił za nią bezgranicznie.
– On nie żyje, Riley – powiedział z największą pewością w głosie, na jaką był w stanie się zdobyć. – Już nikogo nie może skrzywdzić.
Potrząsnęła głową.
– Tego nie wiesz.
– Jasne, że wiem – odparł. – Znaleziono jego ciało po wybuchu.
– Nie udało się go zidentyfikować.
– Wiesz, że to był on.
Opuściła głowę i zasłoniła twarz dłonią. Zaniosła się szlochem.
Trzymał ją za drugą rękę, wspartą o stół.
– To nowa sprawa – powiedział. – Nie ma nic wspólnego z tym, co ci się przytrafiło.
Potrząsnęła głową.
– Nieważne.
Powoli, wciąż łkając, wyciągnęła rękę i podała mu akta.
– Przykro mi – oznajmiła, spuszczając wzrok. Trzymała teczkę w drżącej dłoni. – Myślę, że powinieneś już pójść – dodała.
Bill, zaskoczony i zasmucony, sięgnął po papiery. Nigdy w życiu nie spodziewałby się, że tak się to skończy.
Siedział jeszcze przez chwilę, powstrzymując własne łzy. Wreszcie delikatnie poklepał Riley po dłoni, wstał od stołu i przeszedł przez dom, do wyjścia. April nadal siedziała w salonie, z zamkniętymi oczami, kiwając głową w rytm muzyki.
*
Bo wyjściu Billa Riley płakała w samotności przy piknikowym stole.
A sądziłam, że już wszystko ze mną dobrze, myślała.
Naprawdę chciała, żeby było z nią dobrze. Dla Billa. Wcześniej sądziła, że da radę. Jeszcze kiedy siedzieli w kuchni i rozmawiali o błahostkach, wszystko było w porządku. I potem, kiedy wyszli na zewnątrz i kiedy zobaczyła akta. Też myślała, że będzie w porządku. Nawet lepiej niż w porządku. Jej dawny zapał rozgorzał na nowo, naprawdę chciała wrócić do akcji. Wszystko układało się w jej głowie w sposób naturalny. Postrzegała te dwa niemal identyczne morderstwa jako zagadkę do rozwiązania, jako niemal abstrakcyjną intelektualną grę. I to też było w porządku. Terapeuta powiedział jej, że będzie musiała tak robić, jeśli w ogóle kiedykolwiek chce wrócić do pracy.
Tymczasem nagle, nie wiadomo dlaczego, intelektualna łamigłówka stała się tym, czym była naprawdę – przerażającą ludzką tragedią, w której dwie niewinne kobiety straciły życie wśród spazmów niewyobrażalnego bólu i w strachu.
Czy to było tak samo straszne dla nich, jak dla mnie?, pomyślała Riley.
W tej samej chwili przeniknęły ją strach i panika. I zakłopotanie, i wstyd. Bill był jej partnerem i najlepszym przyjacielem. Tak wiele mu zawdzięczała. Był jedyną osobą, która trwała przy niej przez ostatnie tygodnie. Bez niego nie przeżyłaby pobytu w szpitalu. Ostatnie, czego chciała, to żeby zobaczył jej bezradność.
Usłyszała, jak April woła zza drzwi z moskitierą:
– Mamo, musimy zjeść albo się spóźnię!
Miała ochotę odkrzyknąć: „Sama sobie zrób śniadanie!”.
Ale nie odkrzyknęła. Od dawna miała dość prowadzenia wojen z April. Przestała już walczyć.
Wstała od stołu i wróciła do kuchni. Zerwała jeden papierowy ręcznik z rolki, wytarła nim łzy i wydmuchała weń nos, a następnie zabrała się do gotowania. Próbowała sobie przypomnieć słowa terapeuty: „Nawet codzienne czynności będą wymagać świadomego wysiłku, przynajmniej przez jakiś czas”. Musiała się przestawić na robienie wszystkiego małymi kroczkami.
Pierwszym było wyjęcie produktów z lodówki: tuzina jajek, opakowania bekonu, maselniczki, słoika z dżemem. Bo April lubiła jeść dżem, nawet jeśli go nie lubiła. I tak to szło, aż Riley ułożyła sześć kawałków bekonu na stojącej na płycie patelni, a następnie włączyła pod nią palnik.
Odskoczyła na widok żółto-niebieskiego płomienia. Zamknęła oczy i powróciło wszystko.
Leży w ciasnej piwnicy z bardzo niskim stropem, uwięziona w małej prowizorycznej klatce. Jedyną rzeczą, jaką widzi, jest palnik gazowy. Cały pozostały czas spędza w kompletnych ciemnościach. Pod sobą ma ubitą ziemię, a legary nad głową tak nisko, że ledwie może kucnąć.
Panuje tam całkowita ciemność, nawet kiedy on otwiera małe drzwi i wczołguje się do niej, do piwnicy. Nie widzi go, ale słyszy jego oddech i chrząkanie. On otwiera klatkę, blokuje drzwiczki i wchodzi do środka.
A potem zapala palnik. W jego świetle widać okrutną i paskudną twarz. On drwi sobie, podsuwając jej talerz z obrzydliwym jedzeniem. Gdy ona po nie sięga, kieruje na nią płomień.
Riley nie może zjeść bez poparzenia…
Uchyliła powieki. Kiedy jej oczy były otwarte, obrazy stawały się mniej żywe, choć Riley nie potrafiła przerwać potoku wspomnień. Dalej automatycznie robiła śniadanie, podczas gdy w jej ciele wzbierała adrenalina. Właśnie nakrywała do stołu, kiedy znów zabrzmiał okrzyk jej córki.
– Mamo, długo jeszcze?
Podskoczyła. Talerz wypadł jej z ręki i roztrzaskał się o podłogę.
– Co się stało? – April przybiegła do kuchni.
– Nic – odparła Riley.
Posprzątała bałagan.
Kiedy zasiadły do wspólnego posiłku, zapanowało, jak zwykle,