Fjällbacka. Camilla Lackberg
Читать онлайн книгу.Lilian rację. Chyba został zbudowany po to, żeby właściciel mógł go zaprezentować w magazynie „Piękne Wnętrza”, ale na tle starej zabudowy Fjällbacki wyglądał jak nastolatek na potańcówce dla seniorów. Kto powiedział, że pieniądze idą w parze z dobrym smakiem? Swoją drogą naczelny architekt miasta musiał chyba być ślepy, gdy wyrażał zgodę na budowę.
Patrik zwrócił się do Ernsta:
– Czym Kaj się zajmuje? Dzień powszedni, godziny pracy, a on siedzi w domu. Lilian mówiła, że jest jakimś dyrektorem. To prawda?
– Sprzedał firmę i przeszedł na wcześniejszą emeryturę – odpowiedział Ernst. Nadal był obrażony, że Patrik wątpił w jego profesjonalizm. – Ale udziela się społecznie, prowadzi drużynę piłki nożnej. Trzeba przyznać, że jest świetnym trenerem. W młodości miał podpisać kontrakt, miał grać zawodowo, ale przeszkodził mu jakiś wypadek. Powtarzam, szkoda naszego czasu. Kaj Wiberg to bardzo porządny gość. Kto mówi co innego, kłamie. To jest po prostu śmieszne.
Patrik zignorował to. Wszedł na schodki prowadzące do drzwi i nacisnął dzwonek. Po chwili usłyszeli kroki. Drzwi otworzył mężczyzna. Kaj, jak domyślał się Patrik. Na widok Ernsta rozjaśnił się.
– Cześć, Lundgren. Ale chyba dziś nie gramy, co?
Szeroki uśmiech zgasł, bo policjanci nawet nie mrugnęli. Kaj przewrócił oczami.
– Co to babsko znowu wymyśliło?
Zaprowadził ich do wielkiego salonu. Usiadł na fotelu, a gościom wskazał kanapę.
– Naprawdę bardzo im współczuję, to prawdziwa tragedia, ale że w takiej sytuacji chce im się jeszcze awanturować! Od razu widać, z kim mamy do czynienia.
Patrik nic nie mówił, przyglądał mu się. Był średniego wzrostu, szczupły, i przywodził na myśl psa myśliwskiego. Włosy miał siwe, krótko ostrzyżone. W jego wyglądzie nie było zupełnie nic charakterystycznego. Gdyby przyszło mu do głowy obrabować bank, żaden świadek nie potrafiłby go opisać.
– Obchodzimy domy wszystkich sąsiadów. Pytamy, czy coś widzieli. To nie ma nic wspólnego z waszym konfliktem. – Patrik postanowił nie mówić, że Lilian wskazała Kaja jako podejrzanego.
– Ach tak – odrzekł Kaj. W jego głosie słychać było zawód. Wojna z sąsiadką najwyraźniej była w jego życiu elementem nie tylko stałym, ale i pożądanym. – Ale dlaczego się tym zajmujecie? – spytał. – To wielka tragedia, że mała się utopiła, ale co ma do tego policja? Widać, że nie macie co robić – zaśmiał się.
Spoważniał, gdy spojrzał na Patrika i zorientował się, że go to nie bawi. Nagle coś mu zaświtało.
– Coś się nie zgadza? Mówili, że dziewczynka utonęła, ale to takie gadanie. Musiało być inaczej, skoro policja chodzi po domach i wypytuje. Mam rację? – spytał podniecony.
Patrik spojrzał na niego z obrzydzeniem. Co się dzieje z ludźmi? Śmierć dziecka to dla nich sensacja? Co za brak taktu! Odpowiedział Kajowi z obojętnym wyrazem twarzy.
– Do pewnego stopnia. Nie mogę wchodzić w szczegóły, ale stwierdziliśmy, że Sara Klinga została zamordowana. Musimy ustalić, co robiła w dniu śmierci.
– Zamordowana – powiedział Kaj. – Straszne.
Zrobił minę, która miała wyrażać współczucie. Nie wyglądało jednak na głębokie, a Patrikowi wydało się wręcz fałszywe. Miał ochotę mu przyłożyć. Zacisnął zęby i mówił dalej:
– Jak wspomniałem, nie mogę wchodzić w szczegóły, ale jeśli ktoś widział Sarę w poniedziałek rano, chcielibyśmy wiedzieć, gdzie i kiedy. Możliwie dokładnie.
Kaj zmarszczył czoło.
– Niech pomyślę, poniedziałek. Tak, widziałem ją rano, ale nie potrafię określić, która wtedy była. Wybiegła z domu, podskakiwała. Nawiasem mówiąc, ona nigdy nie chodziła, tylko podskakiwała. Jak piłka.
– Widziałeś, w którą stronę poszła? – odezwał się po raz pierwszy Ernst. Kaj spojrzał na niego z rozbawieniem. Najwyraźniej śmieszyło go, że kompan od kart gra rolę policjanta.
– Nie, widziałem tylko, jak schodziła po podjeździe. Odwróciła się i pomachała komuś. Potem pobiegła dalej, ale nie widziałem dokąd.
– Która mogła być godzina? – spytał Patrik.
– Koło dziewiątej. Niestety nie potrafię określić dokładniej.
Patrik zawahał się.
– Wiem, że nie bardzo się z sąsiadką przyjaźnicie.
Kaj prychnął.
– Rzeczywiście, można to tak określić. Mało kto się z tą jędzą przyjaźni.
– Jest jakiś szczególny powód tej… – Patrik szukał właściwego określenia – nieprzyjaźni?
– Nie trzeba szczególnego powodu, żeby poróżnić się z Lilian Florin, ale ja mam taki powód. Wszystko zaczęło się, gdy kupiliśmy tu plac pod budowę domu. Najpierw miała zastrzeżenia do projektu, potem robiła wszystko, żeby wstrzymać budowę. Można powiedzieć, że zorganizowała nawet akcję protestacyjną. – Zachichotał. – Proszę sobie wyobrazić! Akcję protestacyjną we Fjällbace. Człowiekowi nogi trzęsą się ze strachu. – Kaj wytrzeszczył oczy, udając strach, i roześmiał się. Potem mówił dalej: – Rzecz jasna udało nam się pokonać te przeszkody, choć kosztowało to sporo czasu i pieniędzy. Ale nie koniec na tym. Wiecie już, że stać ją na wiele. Urządziła nam istne piekło. – Odchylił się na fotelu i założył nogę na nogę.
– Nie lepiej było sprzedać to wszystko i przeprowadzić się gdzie indziej? – ostrożnie spytał Patrik.
W oczach Kaja zapłonął ogień.
– Przeprowadzić się?! W życiu! Nie dam jej tej satysfakcji. Dopiero by się czuła… Niech ona się przeprowadza. Czekam tylko na wyrok sądu administracyjnego.
– Sądu administracyjnego? – zdziwił się Patrik.
– Dobudowali sobie balkon, ale nie sprawdzili, co mówią na ten temat przepisy. Otóż ten balkon wystaje dwa centymetry na moją posesję, co oznacza, że złamali prawo. Będą musieli go rozebrać. Orzeczenia sądu spodziewam się lada dzień. Ale będzie miała minę. – Kaj uśmiechnął się z zadowoleniem.
– Nie sądzi pan, że mają teraz większe zmartwienia? – Patrik nie mógł się powstrzymać.
Twarz Kaja pociemniała.
– Nie jestem obojętny wobec ich tragedii, ale sprawiedliwość musi być. Prawo nie zważa na takie rzeczy – dodał, szukając wzrokiem wsparcia u Ernsta. Ten z uznaniem kiwnął głową i Patrik znów zaczął wątpić, czy Ernst powinien uczestniczyć w śledztwie. Przysparzał mu dość powodów do zmartwień, a jeszcze okazało się, że ma kumpla wśród osób wytypowanych do przesłuchania.
Kiedy wyszli od Kaja, podzielili się zadaniami, żeby sprawdzanie kolejnych sąsiadów poszło szybciej. Ernst, klnąc pod nosem, zmagał się z podmuchami ostrego, przeszywającego wiatru. Był głęboko rozgoryczony. Tak głęboko, że aż czuł niesmak w ustach. Kolejny raz musiał ustąpić szczeniakowi prawie o połowę młodszemu. Nie mógł zrozumieć, jak to się dzieje, że nie cenią jego doświadczenia i profesjonalizmu. Układ – tylko taka odpowiedź przychodziła mu do głowy. Trudniej już byłoby mu wskazać, kto ten układ tworzy i jaki ma w tym interes, ale tym nie zaprzątał sobie głowy. Pomyślał, że widzą zagrożenie w jego licznych zaletach.
Chodzenie od domu do domu