Fjällbacka. Camilla Lackberg
Читать онлайн книгу.sprawę, że nie ma co liczyć, że ktoś ją zrozumie. Po co wracała do Lucasa, gdy już zdołała się od niego uwolnić? Dlaczego wróciła po tym, co zrobił Emmie? Miała na to jedną odpowiedź: dlatego że wydawało jej się, że i dla niej, i dla dzieci to jedyna szansa przeżycia. Lucas i wcześniej bywał niebezpieczny, ale panował nad sobą. Teraz jakby coś w nim pękło. Znikło opanowanie, szaleństwo zaczęło się nasilać w zatrważającym tempie. Tak to widziała. Przeczuwała to szaleństwo, tkwiło w nim od zawsze. Na początku chyba właśnie to ją w nim pociągało. Teraz była śmiertelnie przerażona.
Wybuch jawnego szaleństwa wywołało nie tylko odejście Anny z dziećmi. Złożyło się na to dużo więcej. Nie szło mu również w pracy, która dotąd była pasmem sukcesów. Kilka nieudanych transakcji – i koniec kariery. Krótko przed powrotem do męża Anna przypadkiem spotkała jego kolegę. Powiedział jej, że kiedy sprawy przybrały niepomyślny dla niego obrót, zachowywał się coraz bardziej irracjonalnie. Wybuchał, bywał agresywny. Zwolnili go w trybie natychmiastowym po tym, jak zaczął dusić ważnego klienta. Klient złożył doniesienie na policję. Rozpoczęcie dochodzenia w tej sprawie było tylko kwestią czasu.
Wieści o stanie jego umysłu były bardzo niepokojące, a gdy zdemolował Annie mieszkanie, dotarło do niej, że nie ma wyboru: jeśli nie wróci i nie podporządkuje mu się, zrobi krzywdę jej i dzieciom. Jedyny sposób, żeby zapewnić Emmie i Adrianowi jaki taki spokój, to trzymać się jak najbliżej nieprzyjaciela.
Taki był tok jej rozumowania, choć jednocześnie wiedziała, że wpadła z deszczu pod rynnę. Stała się więźniem we własnym domu, mając za strażnika Lucasa, agresywnego i nieobliczalnego. Zmusił ją, by zrezygnowała z połówki etatu w Sztokholmskim Domu Aukcyjnym. Anna uwielbiała tę pracę. Z domu było wolno jej wychodzić tylko na niezbędne zakupy oraz odprowadzać i przyprowadzać dzieci. Sam nie znalazł pracy, a w końcu przestał szukać. Musieli opuścić piękne duże mieszkanie na Östermalmie i stłoczyć się w dwóch pokoikach na przedmieściu. Dopóki nie bił dzieci, była gotowa wszystko przetrzymać. Znów była obolała i posiniaczona. Było tak, jakby włożyła dobrze znany, stary kostium. Tyle lat tak żyła, że nierealny wydawał jej się krótki okres wolności, a nie obecna sytuacja. Robiła wszystko, żeby dzieci nic nie zauważyły. Przekonała Lucasa, że powinny nadal chodzić do przedszkola, i udawała przed nimi, że żyją normalnie. Ale nie miała pewności, czy udało jej się je zmylić. Choćby Emmę, która miała już cztery lata i początkowo była zachwycona, że wróciła do taty, a teraz coraz częściej badawczo przyglądała się mamie.
Anna wmawiała sobie, że podjęła właściwą decyzję, chociaż rozumiała, że dłużej nie może tak żyć. Bała się coraz bardziej, bo Lucas stał się zupełnie nieobliczalny. Pewnego dnia puszczą wszystkie hamulce i wtedy ją zabije. Jak przed nim uciec? Zastanawiała się, czy nie zadzwonić do Eriki i nie poprosić jej o pomoc, ale, po pierwsze, Lucas stale pilnował telefonu, a po drugie – coś ją powstrzymywało. Tyle już razy prosiła siostrę o pomoc. Ten jeden raz sama musi sobie poradzić, jest dorosła. Stopniowo ułożyła plan działania. Musi zebrać tyle dowodów przeciw Lucasowi, aby nie mógł obalić zarzutu, że stosuje wobec niej przemoc. Wtedy mogłaby wraz z dziećmi liczyć na ochronę policji. Chwilami chciała uciekać z nimi do najbliższego schroniska dla kobiet, ale była na tyle zorientowana w przepisach, że wiedziała, że bez dowodów byłoby to rozwiązanie tymczasowe. Potem znowu trafiłaby do piekła.
Zaczęła dokumentować wszystko, co się dało. W domu towarowym po drodze do przedszkola stał automat fotograficzny. Robiła zdjęcia śladów pobicia. Zapisywała godziny i daty, a notatki chowała w ramce fotografii ślubnej. Nawet jej się podobało, że to takie symboliczne. Wkrótce będzie miała dość dowodów, żeby z ufnością złożyć los swój i dzieci w ręce społeczeństwa. Musi po prostu wytrzymać. I wyjść z tego cało.
Kiedy zajeżdżali pod szkołę, właśnie zaczynała się przerwa. Dzieciaki wyległy na dwór porządnie poubierane i bawiły się, nie zważając na przeszywający wiatr. Patrik dygotał z zimna i przyśpieszył kroku, żeby jak najprędzej znaleźć się w budynku.
Za kilka lat jego córka prawdopodobnie pójdzie do tej szkoły. Przyjemna myśl. Wyobraził sobie podskakującą na korytarzach Maję, jasnowłosą, ze szczerbą w środku buzi, zupełnie jak Erika na zdjęciach z dzieciństwa. Miał nadzieję, że Maja będzie podobna do matki. Była prześlicznym dzieckiem. Według niego taka pozostała.
Zapukali w otwarte drzwi najbliższej klasy. Była przyjemna, jasna, z dużymi oknami, udekorowana rysunkami dzieci. Za biurkiem siedziała młoda kobieta zajęta jakimiś papierami. Drgnęła, słysząc pukanie.
– Słucham?
Mimo młodego wieku zdążyła nabrać charakterystycznego nauczycielskiego tonu i Patrik musiał się powstrzymać, żeby nie wyciągnąć się jak struna.
– Jesteśmy z policji. Szukamy kogoś, kto uczył Sarę Klingę.
Posmutniała i skinęła głową.
– To ja. – Wstała i wyciągnęła do nich rękę. – Beatrice Lind. Uczę w klasach od pierwszej do trzeciej.
Wskazała im ławki. Patrik poczuł się jak wielkolud i bardzo rozbawił go widok Ernsta usiłującego wcisnąć swe wielkie ciało w małą ławkę. Spojrzał na nauczycielkę, ale od razu spoważniał i przeszedł do rzeczy.
– To straszna tragedia – powiedziała drżącym głosem Beatrice. – Dziecko jest, a następnego dnia już go nie ma… – Drżał jej podbródek. – I do tego utonęła…
– Okazało się, że to nie wypadek. – Patrik zdziwił się, że wiadomość nie rozeszła się jeszcze po Fjällbace. Na twarzy Beatrice malowało się zdumienie.
– Co takiego? To nie był wypadek? Przecież utonęła…
– Sara została zamordowana – odparł Patrik, zdając sobie sprawę, że zabrzmiało to brutalnie. Łagodniejszym tonem dodał: – Śmierć nie nastąpiła wskutek wypadku i dlatego musimy dowiedzieć się o Sarze czegoś więcej. Jakim była dzieckiem? Czy szkole wiadomo o jakichś problemach rodzinnych albo czymś w tym rodzaju?
Widać było, że nauczycielka jest zaskoczona. Musiała się z tym oswoić. Po chwili powiedziała:
– Co by tu powiedzieć, Sara była… – szukała właściwego słowa – bardzo żywym dzieckiem. Miało to i dobre, i złe strony. Kiedy była obecna, w klasie nie było chwili spokoju. Szczerze mówiąc, trudno było utrzymać porządek. Miała cechy przywódcze, ciągnęła za sobą inne dzieci i jeśli w porę się jej nie przeszkodziło, powstawał chaos. Jednocześnie… – Beatrice znów się zawahała. Widać było, że waży każde słowo. – Była niesłychanie twórcza. Świetnie rysowała, miała zmysł estetyczny i wręcz niespotykaną wyobraźnię. Była po prostu dzieckiem bardzo twórczym, zarówno w dokazywaniu, jak i w robieniu konkretnych rzeczy.
Ernst niecierpliwie poruszył się na krześle.
– Słyszeliśmy, że miała jeden z tych literowych problemów, DAMP, czy jak się to nazywa – powiedział lekceważącym tonem.
Beatrice rzuciła mu ostre spojrzenie. Ernst aż się skurczył, co Patrik odnotował z zadowoleniem.
– Rzeczywiście miała zaburzenia psychoruchowe i zaburzenia percepcji. Zorganizowaliśmy dla niej dodatkowe lekcje. Dzięki temu, że dziś dużo wiemy na ten temat, możemy takim dzieciom zapewnić wszystko, co niezbędne do funkcjonowania. – Zabrzmiało to jak wykład. Najwyraźniej bardzo ją to interesowało.
– A jak się przejawiały problemy Sary? – spytał Patrik.
– Już mówiłam. Wyjątkowa energia, czasem niekontrolowane napady złości.