Fjällbacka. Camilla Lackberg

Читать онлайн книгу.

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
Stał najwyżej ze wszystkich ludzi na całym świecie. Wyglądał na człowieka silnego, szczęśliwego.

      Ostrożnie odstawił zdjęcie i sięgnął po kolejne. Rajd Paryż–Dakar. Oczywiście na motocyklu. Nadal nie przestawał się gryźć, że nie wygrał i musiał się zadowolić miejscem w pierwszej dziesiątce. Niby wiedział, że to fantastyczne osiągnięcie, ale dla niego liczyło się tylko pierwsze miejsce. Zawsze tak było. Żeby nie wiem co, musiał stanąć na najwyższym podium. Z czułością przesunął kciukiem po szkle, powstrzymał się od uśmiechu. Ciągnęło go wtedy z jednej strony, a tego nie znosił.

      Ia bardzo się bała. Jeden z zawodników zabił się od razu na początku rajdu. Zaczęła go błagać, żeby się wycofał. Ale ten wypadek zdopingował go jeszcze bardziej. Niebezpieczeństwo zawsze go podniecało, świadomość, że w każdej chwili może stracić życie. Lepiej wtedy smakował szampan, kobiety wydawały się piękniejsze, jedwabna pościel jeszcze bardziej miękka. Jego majątek był tym więcej wart, im bardziej ryzykował. Natomiast Ia bała się stracić wszystko. Nienawidziła, gdy śmiał się ze śmierci i grał o duże stawki w kasynach Monako, Saint-Tropez i Cannes. Nie rozumiała jego podniecenia, kiedy przegrywał ogromne sumy, żeby następnego wieczoru się odegrać. Nie mogła wtedy spać, przewracała się z boku na bok, podczas gdy on spokojnie rozkoszował się cygarem na balkonie.

      Tak naprawdę jej niepokój sprawiał mu przyjemność. Wiedział, że Ia uwielbia życie, które jej ofiarował. Nie tylko uwielbia: potrzebuje go, wręcz domaga się. Jej mina, gdy kulka wpadała nie tam, gdzie trzeba, zagryzanie warg, żeby nie krzyczeć, gdy postawił wszystko na czerwone, a wygrana padła na czarne – dodawały jeszcze życiu pieprzu.

      Usłyszał zgrzyt klucza w zamku. Odstawił zdjęcie na miejsce. Mężczyzna na motocyklu uśmiechał się do niego szeroko.

      Fjällbacka 1919

      Cudowny poranek, przyjemnie się obudzić. Dagmar przeciągnęła się jak kotka. Teraz wszystko się zmieni. Wreszcie ma kogoś, dzięki komu skończy się obgadywanie, śmiech uwięźnie plotkarom w gardłach. Córka fabrykantki aniołków i bohaterski lotnik – będą miały nowy temat, ale jej już to nie dotknie, bo wyjadą razem. Dokąd? Nie wiedziała, ale to bez znaczenia.

      W nocy pieścił ją tak jak jeszcze nikt. Szeptał słowa, których nie rozumiała, ale sercem wyczytała w nich obietnicę wspólnej przyszłości. Jego gorący oddech obudził jej pożądanie. Ogarnęło najdalsze zakamarki jej ciała. Dała mu z siebie wszystko.

      Powoli usiadła na brzegu łóżka. Nago podeszła do okna i otworzyła je na oścież. Ćwierkały ptaki, słońce właśnie wzeszło. Ciekawe, gdzie jest Hermann. Może poszedł po śniadanie?

      Poszła do łazienki i zrobiła staranną toaletę. Właściwie nie chciała zmywać z siebie jego zapachu, ale też chciała pachnieć jak róża, gdy do niej wróci. Zresztą zaraz znów poczuje jego zapach. Będzie na to miała całe życie.

      Położyła się na łóżku. Czekała, ale wyraźnie zwlekał. Zaczęła się niecierpliwić. Słońce stało coraz wyżej, ptaki świergotały coraz głośniej. Gdzie on się podział? Nie rozumie, że na niego czeka?

      W końcu wstała, ubrała się i z wysoko uniesioną głową wyszła z pokoju. Dlaczego miałaby się przejmować, że ją zobaczą? Wkrótce się dowiedzą, jakie Hermann ma wobec niej zamiary.

      W domu było cicho. Wszyscy spali. Wytrzeźwieją dopiero za kilka godzin. Goście zazwyczaj budzą się dopiero około jedenastej. Ale z kuchni już dochodziły jakieś odgłosy. Służba przygotowywała śniadanie. Rano goście zwykle mają wilczy apetyt. Trzeba było w porę ugotować jajka i zaparzyć kawę. Ostrożnie zajrzała do kuchni. Nie, Hermanna nie było. Jedna z podkuchennych na jej widok zmarszczyła brwi. Dagmar dumnie zadarła podbródek i zamknęła drzwi.

      Obeszła cały dom, poszła na pomost. Może chciał się rano wykąpać? Był tak atletycznie zbudowany, na pewno zszedł na pomost, żeby popływać, odświeżyć się.

      Przyśpieszyła, pobiegła na brzeg. Prawie frunęła w powietrzu. Na brzegu zaczęła się rozglądać z uśmiechem, ale szybko spoważniała. Nie było go. Rozejrzała się jeszcze raz, ale Hermanna nie było w wodzie, na pomoście nie było jego ubrania. Chłopak służący u doktorostwa szedł powoli w jej stronę.

      – Może panience pomóc? – spytał, mrużąc oczy od słońca. Podszedł bliżej, dopiero wtedy ją poznał i roześmiał się. – No proszę, kogo ja widzę. Dagmar, co tu robisz o tej porze? Słyszałem, że nie spałaś razem ze służbą, tylko zabawiałaś się gdzie indziej.

      – Daj spokój, Edvinie – powiedziała. – Szukam niemieckiego lotnika. Może go widziałeś?

      Edvin włożył ręce do kieszeni.

      – Lotnika? U niego byłaś? – Zaśmiał się szyderczo. – Wie, że poszedł do łóżka z córką morderczyni? A może cudzoziemców to rajcuje?

      – Przestań! Odpowiadaj, widziałeś go dzisiaj?

      Edvin patrzył na nią dłuższą chwilę.

      – Powinniśmy się kiedyś umówić – powiedział wreszcie i podszedł bliżej. – Do tej pory nie było okazji się poznać.

      Spojrzała na niego ze złością. Jakże nienawidziła obrzydliwych facetów bez wychowania, bez krzty finezji. Nie mają prawa jej dotykać tymi swoimi brudnymi łapskami. Zasługuje na coś lepszego. Rodzice zawsze jej powtarzali, że zasługuje na godne życie.

      – No więc? Widziałeś go?

      Splunął na ziemię, spojrzał jej prosto w oczy i z nieukrywaną satysfakcją powiedział:

      – Wyjechał.

      – Co to znaczy? Dokąd wyjechał?

      – Wcześnie rano dostał depeszę, że ma się stawić na lotnisku. Dwie godziny temu zabrali go łodzią.

      Dagmar nie mogła złapać tchu.

      – Kłamiesz! – Miała ochotę wyrżnąć pięścią w tę wyszczerzoną gębę.

      – Nie chcesz, to nie wierz – powiedział, odwracając się. – Tak czy inaczej, nie ma go.

      Spojrzała na morze, tam, dokąd odpłynął Hermann, i przysięgła sobie, że go odnajdzie. Będzie jej, choćby miała długo szukać. Tak ma być, i już.

      Erika czuła się winna, chociaż nie tyle okłamała Patrika, ile nie powiedziała całej prawdy. Wieczorem miała mu opowiedzieć o swoich planach, ale nie było okazji. Zresztą Patrik był w jakimś dziwnym nastroju. Spytała, czy coś się stało w pracy, ale ją zbył i wieczór spędzili w milczeniu, przed telewizorem.

      Dodała gazu i przesunęła ster w lewo. W myślach podziękowała ojcu, który nalegał, żeby córki nauczyły się sterować motorówką. Mówił, że jeśli się mieszka nad morzem, trzeba umieć sterować łódką. Radziła sobie lepiej niż Patrik, ale dla świętego spokoju nie przypominała o tym. Mężczyźni mają kruche ego.

      Pomachała załodze kutra Ratownictwa Morskiego zmierzającej do Fjällbacki. Chyba wracali z Valö. Ciekawe, co tam robili, pomyślała, ale szybko skupiła się na przybijaniu do pomostu. Wyszło całkiem elegancko. Ku własnemu zdziwieniu poczuła, że jest spięta. Tyle się naczytała o tej historii, że aż dziwnie jej się zrobiło na myśl, że za chwilę spotka jedną z głównych postaci. Chwyciła torebkę i wyskoczyła na brzeg.

      Dawno nie była na Valö. Podobnie jak innym mieszkańcom


Скачать книгу