W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń

Читать онлайн книгу.

W Trójkącie Beskidzkim - Hanna Greń


Скачать книгу
jego ludzie i ich ksywy. On ma swoje sprawy, ja mam swoje. Nie wchodzimy sobie w drogę.

      – To ciekawe. Zawsze myślałam, że ludzie tacy jak pan dążą do rozszerzania swojej strefy wpływów.

      – Stereotyp – odparował z uśmiechem. – Wystarczało mi to, co miałem, a w chwili, gdy poznałem Pastora, właśnie zacząłem te wpływy zawężać. Zapomniała pani, że już nie działam w branży?

      – Powiedzmy, że to prawda. – Również się uśmiechnęła. – A Pastor? Nie próbował wejść na pański teren?

      – Próbował.

      – I co? Dopiął swego? – indagowała Herrera, wbrew sobie czując zaciekawienie, jak też Podżorski poradził sobie z ludźmi sięgającymi bez wahania po środki ostateczne.

      – Aneksja się nie udała – odparł lakonicznie. Nie miał ochoty rozwijać tematu, nie sądził jednak, by ktoś w tym pomieszczeniu zważał na jego życzenia, toteż dopowiedział: – Ludzie Pastora to zgraja tępych mięśniaków, dobrych do zastraszania kurewek i drobnych dilerów. Zero pomyślunku, zero finezji, bejsbol w łapę i do przodu. A ja zatrudniam wyszkolonych do walki żołnierzy, z których niejeden był na misji. To jak myślicie, kto wygrał?

      Benita w milczeniu wpatrywała się w jego twarz, usiłując ocenić, czy mówi prawdę. Jeżeli tak, oznaczało to, że swoją teorię może zapisać jako przykład wybujałej wyobraźni. A jeżeli nie? W takim przypadku koncepcja nadal jest aktualna. Istniała jeszcze trzecia możliwość – opowieść jest prawdziwa, lecz Podżorski i ten drugi uznali, że zaistniały w przeszłości konflikt nie stwarza przeszkód dla ubicia interesu.

      – No dobrze, odłóżmy na razie kwestię tożsamości Borka – oznajmiła, powracając do oficjalnego tonu. – Teraz proszę opowiedzieć mi o tym spotkaniu.

      Podżorski drgnął, wyraźnie zaskoczony, co z kolei zdumiało Herrerę. Czy on naprawdę sądził, że nie poruszą tego tematu?

      – Przecież już o tym rozmawialiśmy – przypomniał. – Nie nasuwa mi się nic nowego.

      – Nie pytam o spotkanie z Katarzyną Bielawą, tylko o spotkanie z tym Borkiem – sprecyzowała i już w następnej chwili wszystkie siły włożyła w to, żeby się nie roześmiać.

      Kilka miesięcy temu, podczas aresztowania pewnego dilera, odniosła kontuzję lewego barku. Przez kilka dni odczuwała tak dotkliwy ból, że nie była w stanie powstrzymać jęku. Zapytana przez brata, co się stało, wyjaśniła zwięźle: „Bo mnie boli w tym barku”. „No to daleko cię boli” – odparł natychmiast. Śmiali się z tego potem za każdym razem, gdy znów zaczynała jęczeć. A teraz na swoje nieszczęście skojarzyła Borka z Tymbarkiem i musiała naprawdę dobrze się przyłożyć, żeby opanować rozbawienie.

      Zdumione spojrzenia trzech mężczyzn wyraźnie świadczyły o tym, że coś jej umknęło. Jasny szlag, nie dosłyszała odpowiedzi Podżorskiego!

      – Chyba pani gdzieś odpłynęła. Mam powtórzyć? – rzucił trochę kpiąco. – Nie było żadnego spotkania. Minęliśmy się na parkingu, w dodatku w pewnej odległości. Nie jestem pewien, czy on w ogóle mnie zauważył. Ja szedłem do pubu, a Borek w stronę samochodu, czarnej beemki oczywiście! – Wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu i dorzucił: – Gangster z bejsbolem w beemie. Banalne aż do bólu!

      – Więc twierdzi pan, że to nie było umówione spotkanie, a z tym mężczyzną – tu Benita położyła przed Podżorskim zdjęcie mięśniaka – widział się pan jedynie przelotnie, mijając go na parkingu.

      – Tak właśnie twierdzę.

      – Nie rozmawialiście wówczas i nie spotkaliście się ponownie po tym, jak pan pożegnał się z Bielawą? Nie ubijaliście żadnego interesu?

      – Trzy razy nie – odparł spokojnie Aleksander. – Nie rozmawiałem, nie spotkałem, nie ubijałem.

      – W takim razie dlaczego ten cały Borek chciał wiedzieć, o czym będzie pan rozmawiać z kuzynką?

      – Słucham?! Co pani powiedziała?

      – Dobrze pan słyszał! – zawołała z triumfem, zauważywszy, że wreszcie wytrąciła go z równowagi. – Borek tak bardzo chciał poznać treść waszej rozmowy, że opłacił kelnerkę, żeby podsłuchiwała. Po co mu to było?

      Aleksander wyglądał na oszołomionego. Przeniósł wzrok z Herrery na Szota, potem na Formana, lecz, widać, niewiele mu to pomogło, bo wyjął z kieszeni papierosy. Potem najwyraźniej przypomniał sobie o zakazie palenia, bo spojrzawszy tęsknie na paczkę dunhilli, włożył ją z powrotem do kieszeni.

      – Nie rozumiem, skąd wiedział, że tam będę. Jakoś trudno mi uwierzyć, że od Kasi, ale tego już nie da się sprawdzić. I naprawdę nie mam pojęcia, po co chciał podsłuchać naszą rozmowę. Nie prowadzimy żadnych wspólnych interesów.

      – A ja myślę, że jest inaczej. Niezależnie od tego, czy jest między wami konflikt czy też nie, postanowił pan zrobić biznes z Pastorem. Umówiwszy się z Bielawą w pubie, poinformował pan partnera od ciemnych interesów o miejscu i czasie spotkania.

      – Po co miałbym to robić? – spytał zdumiony Podżorski.

      Herrera nie zwróciła uwagi na jego słowa. Właśnie się rozkręcała i nic nie było w stanie jej powstrzymać.

      – Zlecił pan Pastorowi zabójstwo kuzynki, a ten wysłał wykonawcę. Wydawało się wam, że to świetny plan, prawda? Pan miał doskonałe alibi, a jednocześnie problem został rozwiązany. Tyle że ten wykonawca przekombinował, zbyt rzucał się w oczy, by go nie zapamiętano. Nie rozumiem jedynie, po co to wszystko było. Chyba nie dla pieniędzy, ma pan dosyć swoich, przy nich majątek Bielawy to nędzne grosze. Myślę, że chodziło o szantaż, a te trzydzieści tysięcy miało być zapłatą. Niestety szantaż nigdy nie kończy się na jednorazowej zapłacie; pan też o tym wie, dlatego należało wyeliminować Bielawę. Kasacja. Sam pan powiedział, że to jedna ze specjalności Pastora!

      Benita skończyła swą przemowę. Aleksander spojrzał na nią z uwagą. Nie dostrzegł na jej twarzy zadowolenia i, chociaż aż dygotał z wściekłości, poczuł jednocześnie ulgę. Sam fakt, że mogła podejrzewać go o zabójstwo, wywoływał w nim furię. Mimo to próbował ją zrozumieć. Była przecież policjantką, musiała sprawdzić wszystkie pojawiające się tropy. Taka praca. Lecz gdyby dojrzał jej radość, byłby to koniec tego, co jeszcze nawet się nie zaczęło i nie wiadomo, czy kiedykolwiek miało się zacząć.

      Odetchnął głęboko, chcąc się uspokoić. Przywołał w pamięci twarz syna, bo to zawsze mu pomagało. Damian, nawet jeśli obecny tylko w myślach, był talizmanem, a jego imię zaklęciem szczęścia.

      – Całkiem zgrabna historyjka – pochwalił, nie spuszczając wzroku z policjantki. – Wszystko jasne, proste i logiczne, szkoda tylko, że kompletnie bez sensu. Załóżmy jednak hipotetycznie, że postanowiłem zabić Bielawę, bo mi zagrażała. Przez wiele lat próbowaliście udowodnić mi łamanie prawa, zresztą bez większych rezultatów, ale od trzech lat, kiedy to zredukowałem działalność do minimum, sami przyznajecie, że moje przedsięwzięcia są całkowicie legalne. Czyli ta kompromitująca mnie informacja musiałaby dotyczyć minionego okresu. W takim razie dlaczego dopiero teraz Bielawa zaczęła mnie szantażować?

      – Mogła zacząć wcześniej i w końcu się pan wkurzył.

      – Pani komisarz! Czy ja wyglądam na kogoś, kto pozwala się szantażować? Sama pani nie wierzy w to, co mówi!

      Musiała przyznać mu rację. Z nim nie przeszedłby taki numer. Wiedziała o tym, wysuwając tę supozycję. Uważała jednak, że musi wspomnieć o takiej możliwości. Jego pełna zdumienia reakcja dała jej pewność, a o to tylko chodziło.

      – W porządku – mruknęła. – Tu ma pan rację.


Скачать книгу