W Trójkącie Beskidzkim. Hanna Greń
Читать онлайн книгу.kawę? – spytał Michał.
– No pewnie. A jak już chodzisz, to podaj mi mineralną, bo od tego gadania z Bielawą zaschło mi w gardle.
„Jak już chodzisz” było ich ulubionym powiedzeniem, stosowanym przez oboje z wielkim upodobaniem, dlatego każde pilnie baczyło, żeby nie dać się zaskoczyć. Tym razem Szot, błądząc myślami wokół Bielawy, stracił czujność i nie zauważył, że koleżanka zdążyła już usiąść.
– Właśnie chciałem to powiedzieć – odezwał się tonem rozżalonego dziecka, któremu odebrano ulubioną zabawkę. – Chciałem, żebyś mi podała teczkę.
– Sam se podaj! I dawaj wreszcie tę ustroniankę, bo jeszcze trochę, a zdechnę z pragnienia.
Michał zajął się roznoszeniem napojów, potem, usiadłszy przy biurku, zaczął wyjmować z teczki potrzebne mu przedmioty. Położył na blacie notatnik, długopis, telefon, następnie dołożył do kolekcji pendrive’a, rolkę mentosów i „Politykę”.
Herrera z zainteresowaniem obserwowała te poczynania. Przy wielkim kłębku sznurka nie wytrzymała.
– Chcesz się powiesić? Nie wiem, czy to nie za cienkie, urwie się, spadniesz i połamiesz kości. Nie lepiej wyskoczyć przez okno?
– Z pierwszego piętra?! – Był wyraźnie zniesmaczony pomysłem. – Co się tak gapisz, sznurka nie widziałaś? Jest mi potrzebny do zszywania akt. Jak mam je złożyć do kupy? Kropelką zalać?
– Oj tam, nie bądź taki nadwrażliwy. Po prostu podziwiam twoje zasoby. I pomyśleć, że to o kobietach mówi się, że noszą śmietnik w torebkach. Jeżeli już skończyłeś rozładunek, to może opowiesz, jak ci się udało z długowłosym.
– Nie chcesz najpierw w spokoju wypić kawy? – Szot rzucił spojrzenie na minę Benity i pokiwał głową. – Nie chcesz. A szkoda, bo to bardzo dobra kawa. Z twojej paczki dla specjalnych gości.
Uchylił się zręcznie przed pudełkiem zszywek zmierzającym w jego głowę. Dzięki temu pocisk trafił prosto w brzuch Formana, który właśnie stanął w drzwiach. Zaskoczony aspirant potknął się i wylał na spodnie herbatę z ulubionego kubka z wiewiórką. Nosił ten kubek ze sobą po całym budynku, niezależnie od tego, czy była w nim jakaś zawartość czy nie. Jako wielki fan Mumio był zdania, że każdy czyha na chwilę jego nieuwagi, by mu ten kubeczek ukraść.
– Co jest, kurwa?! Zgłupiałaś, Herrera?
– Po co włazisz w pole rażenia? Znowu przywlokłeś to paskudztwo? – Wskazała naczynie. – Mógłby ci go ktoś w końcu dźwignąć, wreszcie byłby spokój.
– Za taką herezję powinni cię spalić na stosie – zawyrokował. – Jak tam twój przesłuchiwany? Przeżył informację o wydziedziczeniu?
– Ledwo, ledwo. Już myślałam, że go tutaj szlag trafi. A teraz czekam, co Michał ma do powiedzenia, ale chyba się nie doczekam, bo ciągle ktoś przeszkadza.
– Już mówię, zwlekałem ze względu na Ryśka – usprawiedliwił się Michał. – Po co opowiadać to samo dwa razy?
Zgodnie z tym, co zaplanował, Szot poszedł na uniwersytet. Zaczął od pokazania zdjęcia w dziekanacie, niestety od urzędującej tam kobiety niczego się nie dowiedział.
– Wie pan, ilu jest tutaj studentów? Nie mam pojęcia, czy to nasz czy nie nasz. Niech pan przyjdzie, jak będzie pan miał coś więcej niż tylko kiepskie zdjęcie.
Pomyślał, że gdyby miał coś więcej, to nie potrzebowałby jej łaski. Ironicznym tonem przeprosił za zajęcie cennego czasu i wyszedł.
Zabrał się za poszukiwania w inny sposób, lecz to także nie przyniosło spodziewanego rezultatu. Już był pewny, że przyjdzie mu do końca życia błąkać się po niezbyt ludnych korytarzach, gdy natrafił na dziewczyny, które w długowłosym obserwatorze UFO rozpoznały kolegę z roku.
– Nazywa się Jonasz Tylżycki. Jak taki serek – zachichotała dziewczyna, ubrana dosyć niekonwencjonalnie, miała bowiem na sobie eleganckie czerwone szpilki, fioletowe, mocno obszarpane bojówki i zieloną szyfonową bluzkę, ozdobioną z przodu wstawką z żółtej, rzadko dzierganej koronki. Gdy się poruszyła, przez koronkowe oczko wyjrzał na świat sutek. Michał tak się zapatrzył, że stracił wątek i dopiero głos drugiej z dziewczyn, na odmianę przyodzianej bardzo konserwatywnie, przywrócił go do rzeczywistości.
Dziewczyny okazały się koleżankami Tylżyckiego. Byli na tym samym roku, studiowali pedagogikę opiekuńczo-wychowawczą i właśnie dzisiaj odbywał się poprawkowy egzamin, do którego przystąpiła dziewczyna ubrana w szary kostium i kremową bluzkę. Udało jej się zaliczyć, a teraz czekały właśnie na Tylżyckiego, po egzaminie wybierali się bowiem na piwo.
Wobec tego Szot postanowił również zaczekać. Usiedli na ławce przed budynkiem, a ponieważ dziewczynom buzie się nie zamykały, postarał się ukierunkować ich paplaninę na interesujące go tematy. Dzięki temu już wkrótce wiedział, że Tylżycki obserwował wybranych przez siebie ludzi i odnotowywał ich reakcje na różne bodźce, gdyż te badania potrzebne mu były do pracy zaliczeniowej. A że jest bardzo dokładny we wszystkim, co robi, to i badania wykonywał wyjątkowo skrupulatnie.
W tym momencie policjant mógłby w zasadzie się pożegnać, ale zdecydował, że zostanie i porozmawia z Tylżyckim. Znaczący wpływ na tę decyzję miał fakt, że dziewczyny były ładne i sympatyczne, a siedzenie na nasłonecznionej ławce zdecydowanie bardziej przyjemne niż pobyt w gmachu komendy.
Jonasz Tylżycki okazał się tak samo sympatyczny jak jego koleżanki. Potwierdził ich słowa o zbieraniu informacji, dopiero potem zapytał o powody nagłego zainteresowania jego osobą. Szot, nie wdając się zbytnio w szczegóły, wyjaśnił, w czym rzecz.
Ku jego zdumieniu Tylżycki wybuchnął śmiechem.
– No to już są szczyty! Wszystko przez to kretyńskie imię. Każdy może sobie spokojnie łazić po knajpach, ale nie Jonasz, bo do Jonasza od razu musi się ktoś dopieprzyć – narzekał z komiczną żałością w głosie. – No normalnie pech!
Potem spoważniał i przeprosił za żarty, niestosowne w obliczu śmierci nieszczęsnej kobiety. Zdjął z ramienia torbę i wyciągnął gruby plik kartek spiętych dużym klipsem. Przejrzał je szybko.
– To jest z tamtego wieczoru. – Podetknął policjantowi wybraną kartkę.
Rzeczywiście wszystko się zgadzało. Jonasz precyzyjnie oznaczył czas i miejsce badania, a obiektem okazała się młoda kobieta, która podczas swojej bytności w pubie nie przestawała jęczeć do telefonu, że bardzo martwi się o pozostawione w domu dziecko, troska ta jednak nie przeszkodziła jej we wlewaniu w siebie jednego drinka za drugim.
Dla pewności Szot poprosił jeszcze Tylżyckiego o włos. Pomyślał, że warto byłoby mieć całkowitą pewność. Zapisał adres z dowodu, zanotował numer komórki i odszedł, po drodze jeszcze odwracając się tęsknie kilka razy.
Dziewczyna z sutkiem na wierzchu wyjątkowo zapadła mu w pamięć.
– W co innego ci zapadła, ty erotomanie! Podobno wczoraj miałeś ważną randkę, no nie? A dzisiaj już byś śmigał do innej? – Benita wywróciła oczami. Widząc, że Forman uniósł głowę znad klawiatury i chce coś powiedzieć, powstrzymała go, dopowiadając: – Nie chcę słuchać przypowieści o jednej dziurze!
– A szkoda, bo to bardzo mądra przypowieść – zarechotał, robiąc minę podstarzałego playboya, przekonanego o swej atrakcyjności.
Wiedząc doskonale, że kolega, od blisko trzydziestu lat żonaty, w dalszym ciągu jest zakochany w swej wybrance, nie dała się sprowokować.
– Oddałeś do analizy włos Tylżyckiego? – zwróciła się do Michała.
– Oddałem,