Pożeracz Słońc. Christopher Ruocchio

Читать онлайн книгу.

Pożeracz Słońc - Christopher  Ruocchio


Скачать книгу
wszystko widziały. Spojrzałem na jedną z nich, na ścianie, ciemne oko przysłony w kącie pomieszczenia, czujne jak kruk na szubienicy. Wyszczerzyłem zęby w grymasie, nieświadomie odtwarzając minę, która dla Cielcinów oznacza największą radość, po czym zebrałem swoje porozrzucane rzeczy, nerwowo upychając je do kufra, który miałem zabrać ze sobą na jedno lub drugie wygnanie.

      – Hadrianie!

      Głos był zmieniony przez szok i przerażenie, więc zabrzmiał zrazu obco, ale zawołał mnie przecież po imieniu.

      Lady Liliana stała oszołomiona w drzwiach, z jedną ręką wciąż na zasuwce. Na szczęście lub dzięki łasce jakiegoś nieznanego boga była zupełnie sama. Żadnej straży, nikogo ze świty. Sama.

      – Co ty zrobiłeś?

      – Zaatakował mnie – skłamałem, nie dbając już o nic. Chwilę później dodałem jednak: – Wygadywał różne rzeczy. Na temat Gibsona. O porucznik Kyrze. – Zerknąłem przez ramię na leżącego na wznak Crispina. – Dlaczego przyszłaś? Już czas?

      Spojrzała trzeźwo na mojego brata.

      – Tak, to już.

      – Matko, wybacz. Nie spodziewałem się go. Po prostu czekałem na twoich ludzi, jak mi mówiłaś, i…

      Łagodnie położyła mi dłonie na ramionach i uciszyła mnie szeptem:

      – To nic. Wszystko dobrze.

      – Dobrze? – prawie to wykrzyczałem. – Dobrze? Jak, na Imperatora, może być dobrze?

      Lady Liliana, niepoprawna autorka scenariuszy, spojrzała na mnie, jakbym był jednym z jej holograficznych aktorów, i cichym, lecz poważnym głosem powiedziała:

      – Dałeś mi dodatkową wymówkę. Powiem, że porwałeś mój wahadłowiec i uciekłeś w nocy. Potrafisz tym latać, co?

      Skinąłem głową.

      – Sir Ardian uczył mnie, odkąd skończyłem siedem lat.

      – To dobrze. Ale zabierz też moich ludzi – powiedziała. – Możesz potrzebować pomocy.

      – Nie będziesz miała kłopotów?

      – Twój ojciec nie odważy się mnie tknąć. To mój ród tutaj rządzi, nie jego. Musisz się spieszyć. Weź, co tylko zdołasz zabrać.

      Popchnęła mnie leciutko w stronę ciężkiego kufra. Pochyliłem się i wyciągnąłem spod Crispina parę spodni, a potem zacząłem wrzucać inne rzeczy bezładnie do kufra. Przyszła mi przy tym do głowy pewna myśl.

      – Obejrzą nagrania. Zobaczą, że rozmawialiśmy.

      – Jakoś nie zobaczyli, jak rozmawiałeś z Gibsonem w dniu jego męczarni, prawda?

      Zamarłem z dwiema parami czerwonych skarpetek w dłoniach.

      – To byłaś ty? – Na imię Ziemi, czyżby zwędziła nagrania z biura ochrony w Diablej Siedzibie?

      – Podziękujesz mi, kiedy już będziesz bezpieczny poza systemem. A teraz prędko. – Wcisnęła guzik na swoim terminalu.

      Posłusznie wrzuciłem skarpetki do kufra i tylko na moment znowu się zatrzymałem.

      – Mamo?

      – Synu? – W jej głosie zabrzmiał rodzaj cierpkiego humoru, którego nigdy nie zapomnę, i leciutki, ledwo słyszalny śmiech.

      Zatrzasnąłem wieko kufra i odwróciłem się.

      – Mamo, dlaczego to robisz?

      Matka znieruchomiała, blada jak marmur. Miałem wrażenie, że została schwytana niczym światło, które zapada się za horyzont umierającej gwiazdy, bo jakąś częścią siebie czułem, jakby nigdy więcej miała się nie poruszyć.

      Z posadzki rozległ się jęk Crispina:

      – Mama?

      Smutny, bolesny uśmiech rozjaśnił jej zwykle kamienną twarz. O bogowie, w jakimś innym życiu byłaby lepszym scholiastą niż Gibson. Po kilku ciągnących się jak wieczność sekundach powiedziała do mnie łamiącym się głosem:

      – Zawsze wolałam ciebie.

      Nie musiałem odpowiadać dzięki wejściu dwóch legionistów służących rodowi Kephalosów i… Kyry. Pani porucznik obdarzyła leżącego Crispina zaledwie krótkim spojrzeniem.

      – Paniczu Hadrianie, proszę natychmiast iść z nami.

      – Kyra? – Spojrzałem na matkę i wszystko ułożyło się nagle w jedną całość.

      Potrząsnęła głową, konkretna i rzeczowa.

      – Nie ma czasu.

      – Ty jesteś oczami mojej matki? – Zerknąłem na lady Lilianę, która obdarzyła mnie uśmiechem.

      – Musimy już iść! – rzuciła Kyra.

      Pozwoliłem legionistom zabrać kufer. Z twarzami zasłoniętymi białymi przyłbicami hełmów wydawali się trochę nierzeczywiści. Jakby pochodzili ze snu. Z gry. Spojrzeliśmy sobie z matką w oczy.

      – Dziękuję – powiedziałem. To było ostatnie słowo, jakie do niej wyrzekłem, i jak to zawsze bywa z ostatnimi słowami, okazało się niewystarczające.

      ROZDZIAŁ 19

      KRANIEC ŚWIATA

      Wolny handlarz wcale nie wyglądał tak, jak się spodziewałem, ale w tamtym czasie jeszcze nie bardzo wiedziałem, czego się spodziewać. Demetri Arello był Jaddyjczykiem, chudym jak rapier, a skórę miał w kolorze naoliwionego brązu. Uśmiechnął się, błyskając zębami tak białymi, że od razu rozpoznałem w nich ceramiczne implanty.

      – To dziwne, żeby szlachcic był tak zdesperowany, aby zniżać się do mojego poziomu. – Zachichotał skromnie i rozparł się wygodnie na krześle, potrząsając jasną jak gwiazdy czupryną. Jego włosy były jaśniejsze od zębów: miały kolor świetlistej, żywej bieli.

      – Twego poziomu? – zapytałem, dolewając sobie ze szklanej karafki wina pochodzącego z mojej własnej winnicy. Za łukowo sklepionymi drzwiami dzień był gorący i parny, a z na pół ukończonego budynku przy dokach dobiegały ciężkie odgłosy prac konstrukcyjnych. – Co masz na myśli?

      Arello się uśmiechnął.

      – Mój statek jest szybki, ale to nie luksusowy wycieczkowiec. – Popatrzył na mnie oceniająco, zagryzając wargi. – Może nie być zbyt komfortowo. – Potarł szczupły podbródek upierścienioną dłonią, wciąż się uśmiechając.

      – Nie chodzi mi o wygody – odparłem – tylko o przelot na Teukros.

      Przyjrzał się siedzącej między nami Kyrze.

      – Jasne, że nie chodzi o wygodę, bo inaczej zabrałbyś ją ze sobą, co? – Znów się uśmiechnął. Cały czas się uśmiechał.

      Kyra nie zareagowała. Czułem płynące od niej fale niecierpliwości. Chciała to załatwić, i to szybko.

      – Gdybym szukał wygody, messer, zostałbym w domu.

      – Właśnie. Jeśli dobrze rozumiem, nie masz domu, w którym mógłbyś zostać, prawda? – Odstawił swoją szklaneczkę. – Jak wy, imperialsi, możecie pić te końskie szczyny? – Pokręcił głową. – W mojej ojczyźnie ukamienowaliby człowieka, który ośmieliłby się to sprzedawać.

      Kyra nie wytrzymała i zapytała:

      – Pański statek jest szybki?

      – Dostatecznie szybki dla tej lady, która mnie wyczarterowała. – Pomimo narzekań


Скачать книгу