Frigiel i Fluffy. Więźniowie Netheru. Frigiel
Читать онлайн книгу.chłopak. – Już idę!
Dziewczyna zwróciła w jego stronę swe czarne oczy, ale nie westchnęła z ulgą. Wyglądała na potwornie zmęczoną.
– Puść Fluffy’ego! – krzyknął Frigiel, schodząc wzdłuż ściany. – On ci pomoże!
Ale Alice w odpowiedzi tylko pokręciła głową i nie wypuściła obroży z rąk. Pies próbował się wyszarpać.
Frigiel zauważył miejsce, gdzie bloki skały Netheru naturalnie układały się w schody. Błyskawicznie zbiegł, przeskakując stopnie, i zeskoczył na ziemię u stóp klifu.
Zombie krążyli wokół jego przyjaciółki i psa, choć ich nie widzieli. Wtedy to jeden z nich zwrócił się w stronę Frigiela. Chłopak krzyknął, przerażony. Pośrodku twarzy umarlaka widniał świński ryj, który wdychał rozpalone powietrze przy akompaniamencie ohydnego pochrząkiwania. Połowa jego twarzy przechodziła w rozkładające się zielonkawe strzępy mięsa. Frigiel dostrzegł w tej twarzy puste oczodoły zombie. W różowej i zdrowej części twarzy tkwiło czarne oko, które sondowało okolicę, nie przydając zombie inteligentnego wyglądu. Należało raczej powiedzieć, że doszło do jakiegoś zderzenia stada świń z grupą żywych trupów i to przy tak zawrotnej prędkości, że stworzenia stopiły się ze sobą, dając życie tym odpychającym osobnikom. Humanoidalne świnie, które uległy zombifikacji. Zresztą tym właśnie w istocie były. Zombie-świnie5. Odór spieczonego świńskiego mięsa przeplatał się z wstrętnymi zapachami siarki, rozkładu oraz zaschniętego błota. Mogło to obrzydzić wyroby mięsne na całe życie.
Fluffy zachowywał się jednak tak, jakby w ogóle nie podzielał tego zdania. Z pianą na ustach napierał na obrożę, jak gdyby od tego zależało jego życie.
Frigiel wyciągnął miecz, który pożyczył mu Abel.
– Są niegroźni! – krzyknęła Alice.
Frigiel rzucił jej zdziwione spojrzenie.
– Ale kiedy zaatakujesz jednego, inni w tej samej chwili rzucą się na ciebie! – dodała dziewczyna.
Po plecach Frigiela przebiegł dreszcz. Drugi zombie przeszedł tak blisko niego, że trącił go w ramię. Chłopak musiał opuścić miecz, by jego końcówka nie ukłuła barku pierwszego zombie.
– Jesteś pewna? – zapytał, zmierzając w stronę dziewczyny i psa.
Załamana Alice spuściła głowę.
– Tak! Pewna! Chwilę temu Fluffy ugryzł jednego z nich! Musiałam zabić trzech. Chodź szybciej i mi pomóż!
Frigiel schował miecz i podszedł do psa, który nieustannie usiłował capnąć zombie.
– Fluffy! – powiedział twardo. – Dość już tego!
Na dźwięk głosu swojego pana pies najwyraźniej odzyskał rozum. Zamerdał ogonem, zaszczekał, po czym oblizał chłopakowi ręce i twarz. Następnie rozsiadł się na ziemi i rozejrzał się wokół siebie; wyglądał przy tym na zagubionego. Ale Frigiel znał swojego przyjaciela. Wyszperał w torbie kawałek królika, który rzucił Fluffy’emu, by zaspokoić jego instynkt. Ostatni kawałek.
– Dobrze, chodź – zwrócił się do Alice. – Znajdziemy jakieś spokojne miejsce.
– Masz wodę? – zapytała.
Wyglądała na wyczerpaną.
– Zostało mi jedno wiadro.
Na twarz dziewczyny spłynął wyrażający ulgę uśmiech.
Odnaleźli niewielką skalną skarpę, wysoką na kilka bloków, która zapewniła im względne poczucie bezpieczeństwa. Rozstawili się tam, a Frigiel wyciągnął swoje wiadro. Wręczył je Alice. Kiedy jednak dziewczyna chciała się z niego napić, woda wyparowała, zanim sięgnęła jej ust. Dziewczyna rzuciła chłopakowi zrozpaczone spojrzenie:
– To prawdziwe piekło. Naprawdę. Nie okłamano nas.
Frigiel również umierał z pragnienia. Było niezwykle gorąco i każdy krok wiele go kosztował.
– Wiesz, gdzie jesteśmy? – zapytała złodziejka.
– Nie mam pojęcia. Valmar tak naprawdę nie powiedział nam, czego mamy szukać. Ale dał nam mapę.
Wyciągnął ją ze swojej torby. Na widok tego kawałka papieru ścisnęło mu się serce. Valmar stanął sam do walki ze Smokiem Kresu, by uratować im życie. A Frigiel zgubił skrzynię, przekraczając portal. Chłopak miał nadzieję, że mag nie zginął. Nigdy by sobie nie wybaczył tego, że nie wywiązał się z zadania. Ogarnęło go palące uczucie, że wziął się do tego, nie będąc prawowitym kandydatem. Jaką pychą musiał się kierować, skoro myślał, że mógłby wypełnić tę misję! Ernald powierzył mu skrzynię, ponieważ nie miał wyboru. Gdyby było inaczej, z pewnością wyznaczyłby kogoś innego.
– Słyszałeś? – zapytała go zaniepokojona Alice.
Frigiel jednak niczego nie zarejestrował. Dziewczyna tymczasem rozglądała się wokół siebie, oddychając szybko. Frigiel jej nie poznawał. Ona, która zazwyczaj wykazywała się zimną krwią, teraz zdawała się przerażona. Co się wydarzyło tuż przed jego przybyciem?
– Nie – powiedział Frigiel. – Co to było?
– Coś jakby jęk – rzuciła dziewczyna. – Jak skrzypienie drewnianych drzwi.
– Nie widzę ani domu, ani drzwi. I, szczerze mówiąc, zdziwiłbym się, gdyby było tu coś takiego – jesteśmy w Netherze, Alice.
Dziewczyna spuściła głowę i otarła sobie czoło.
– Wiem… Przepraszam. Ten upał sprawia, że gadam głupoty.
Frigiel rozłożył mapę, aby zmienić temat.
– W porządku, zobaczmy, gdzież to nas wysyła Valmar.
Kiedy jednak ujrzał mapę, pomyślał, że zaraz zemdleje.
– To niemożliwe – powiedział. – To jakiś żart.
– Co się dzieje? – zapytała zmartwiona Alice.
– Mapa jest pusta.
– Jak to: „pusta”?
Frigiel pokazał dziewczynie mapę. Była zaledwie kawałkiem białego papieru, na którym po prostu narysowana była mała czerwona strzałka.
– Jest na niej tylko ta głupia strzałka – rzucił.
Dziewczyna odwróciła mapę na drugą stronę. Nic.
– Jak Valmar chce, żebyśmy cokolwiek znaleźli za pomocą tego czegoś? Nawet nie wiemy, czego szukamy!
Alice zaczęła płakać. Była na skraju załamania nerwowego. Widząc ją w tym stanie, Frigiel poczuł gwałtowny sprzeciw. Wściekał się na Valmara, że wysłał ich tu bez słowa wyjaśnienia. Przede wszystkim jednak czuł się winny z powodu tego, że nie posłuchał Abla. To on miał rację – magia z pewnością przeżarła duszę Valmara aż do ostatniego bloczka. I oto znajdowali się teraz w samym środku Netheru, nie wiedząc, w którą stronę ruszyć.
Rozległo się skrzypnięcie. Tym razem Frigiel je usłyszał. Alice podniosła głowę. Chłopak dał dziewczynie znak, że jej się nie wydawało. Dobył miecza Abla i rozejrzał się wokół, ale niczego nie zobaczył. Fluffy z wywieszonym językiem leżał plackiem na ziemi. On także był spragniony.
– Wracamy – powiedział Frigiel. – Ta mapa jest do niczego. Nawet nie wiemy, czego szukamy. A jakby tego było mało, smok zabrał mi skrzynię. Nie mamy tu nic do roboty.
Alice patrzyła na niego ze zmarszczonymi brwiami.
– Zabrał
5
Długo zadawano sobie pytanie o rolę owego ogromnego ryjka, który posiadają zombie-świnie czy też zombie-pigmeni. Przyznaję, że z pewnością odgrywa on pewną rolę w okresie godowym, ponieważ inaczej nie przynosiłby im on żadnego pożytku. Pigmeni mają węch zakatarzonej świni. Co więcej, z powodu zestawienia sprawnego oka z okiem w stanie rozkładu pigmeni regularnie mylą zombie z latarniami. Tak też pigmeni błąkają się wygłodzeni, niezdolni do zdobycia pożywienia. Są to również powody, dla których powszechnie sądzi się, iż są oni nieszkodliwi. Pigmeni nie są jednak mniej groźni od innych stworzeń. Wręcz przeciwnie! Ich przetrwanie zależy od przyzwyczajeń łowców przygód, którzy nauczeni są uderzać bezmyślnie każdą kreaturę, jaka się tylko napatoczy. Wystarczy uderzyć jednego z pigmenów, by się o tym przekonać. Pigmeni nabierają bowiem wówczas pewności, że trafili na swą ofiarę, i całą grupą rzucają się na nieświadomego biedaka po to, by się nim posilić (