Skalpel. Tess Gerritsen

Читать онлайн книгу.

Skalpel - Tess Gerritsen


Скачать книгу
na miejsce doskonale przygotowany. Przyrząd do krojenia szkła, paralizator, taśma klejąca. Zastanawiasz się, jak mógł tak szybko obezwładnić oboje małżonków… – Popatrzył na nią. – Nie miał wspólnika?

      – Ślady stóp wskazują na jedną osobę.

      – W takim razie twój chłopak jest bardzo sprawny. A przy tym dokładny.

      – A jednak pozostawił spermę na dywanie. Dał nam klucz do własnej tożsamości. To gruby błąd.

      – Racja. On z pewnością o tym wie.

      – Dlaczego zgwałcił ją tutaj, a nie później, w bezpiecznym miejscu? Skoro jest tak dobrze zorganizowany, że potrafi włamać się do domu i obezwładnić męża…

      – Może właśnie o to mu chodziło.

      – O co?

      – Pomyśl. Doktor Yeager siedzi związany i bezradny, a w tym czasie inny mężczyzna zagarnia jego własność.

      – Jego własność – powtórzyła.

      – W pojęciu sprawcy kobieta jest własnością męża. Większość gwałcicieli nie ryzykowałaby atakowania par małżeńskich. Wybierają samotne kobiety, które są łatwym łupem. Obecność mężczyzny sprawia, że rzecz staje się niebezpieczna. Lecz twój sprawca musiał wiedzieć, że na miejscu jest mąż, skoro przybył przygotowany, żeby go unieszkodliwić. Może obecność męża była dla niego podniecająca? Może miała być częścią jego przyjemności? Chciał mieć widownię?

      Jednoosobowa widownia. Spojrzała na zdjęcie Richarda Yeagera, opartego o ścianę. Ta sama myśl nasunęła się jej natychmiast po wejściu do tamtego pokoju.

      Wzrok Zuckera przeniósł się za okno. Nastąpiła chwila ciszy. Kiedy znów się odezwał, głos miał cichy i senny, jak gdyby zapadał w drzemkę.

      – Podstawą tej zbrodni jest dążenie do władzy, do przewodzenia, do zapanowania nad drugim człowiekiem. Nie tylko nad kobietą, lecz również nad jej mężem. Może tak być, że to właśnie obecność męża go podnieca, stanowi warunek spełnienia. Sprawca wie, jakie ponosi ryzyko, mimo to nie potrafi opanować swoich namiętności. One nim rządzą, a on z kolei rządzi swoimi ofiarami. Ma poczucie, że jest wszechmocny. Czuje się hegemonem. Wróg siedzi związany i bezsilny, a nasz sprawca robi to samo, co zwycięskie armie. Zdobywa łup. Gwałci kobietę. Czerpie wzmożoną przyjemność ze świadomości kompletnej klęski doktora Yeagera. Jego atak ma na celu nie tylko akt seksualny, lecz również okazanie swojej wyższości pokonanemu mężczyźnie, demonstrację praw zdobywcy do łupu.

      Za oknem studenci na trawniku pakowali książki do plecaków i otrzepywali trawę z ubrań. Zamglone popołudniowe słońce osnuwało kampus złocistą poświatą. Rizzoli znowu poczuła ukłucie zazdrości. Co ich jeszcze czekało owego dnia? Wieczorny wypoczynek przy pizzy i piwie, a potem zdrowy sen bez koszmarów, sen, którym śpią niewinni.

      Którego już nigdy nie zaznam.

      Zaświergotał telefon komórkowy.

      – Przepraszam – powiedziała, otwierając klapkę.

      Telefonowała Erin Volchko z laboratorium włosów i włókien.

      – Zbadałam odcinki taśmy klejącej, zdjętej z ciała doktora Yeagera – powiedziała. – Przefaksowałam raport detektywowi Korsakowi, ale wiem, że ty też chciałabyś się z nim zapoznać.

      – Co znalazłaś?

      – Trochę krótkich, brązowych włosów, przyklejonych do taśmy. To są włosy z kończyn, wyrwane ze skóry przy zdejmowaniu taśmy.

      – Są jakieś włókna?

      – Włókna też są. Ale jest inna interesująca rzecz. Do paska taśmy zdjętej z kostek był przyklejony pojedynczy ciemnobrązowy włos długości dwudziestu jeden centymetrów.

      – Jego żona jest blondynką.

      – Wiem. Dlatego to jest interesujące.

      Włos mordercy, pomyślała Rizzoli.

      – Czy są komórki nabłonkowe? – zapytała.

      – Tak.

      – W takim razie możemy z tego włosa określić DNA sprawcy. Jeżeli będzie pasował do spermy…

      – Nie będzie.

      – Skąd wiesz?

      – Bo ten włos w żadnym wypadku nie należy do zabójcy. – Zrobiła znaczącą przerwę. – Chyba, że to był zombi.

      Rozdział czwarty

      Żeby się dostać do laboratorium kryminalistycznego, detektywi wydziału zabójstw policji bostońskiej musieli odbyć jedynie krótki spacer nasłonecznionym korytarzem do południowego skrzydła Schroeder Plaza. Rizzoli przewędrowała ten korytarz mnóstwo razy. Ilekroć nim szła, jej wzrok kierował się nieodmiennie ku oknom, za którymi rozciągał się widok przestępczej dzielnicy Roxbury, gdzie sklepy zamykano przed nocą na kraty i kłódki, a każdy zaparkowany samochód był wyposażony w system alarmowy. Dziś jednak kłębiło jej się w głowie mnóstwo pytań; nie rozglądając się na boki, poszła prosto jak strzelił do pokoju S269, gdzie mieściło się laboratorium badawcze dowodów rzeczowych: włosów, włókien i innych śladów zbrodni.

      W pokoju bez okien, wypełnionym mikroskopami i pryzmatycznym chromatografem gazowym na promienie gamma, królowała kryminolog Erin Volchko. Odcięta od światła słonecznego i widoków świata zewnętrznego koncentrowała się na świecie widzianym przez mikroskop; miała przymrużone oczy osoby patrzącej zbyt długo przez okular. Kiedy Rizzoli weszła do pokoju, Erin odwróciła się, żeby ją powitać.

      – Przed chwilą umieściłam go pod mikroskopem. Spójrz sama.

      Rizzoli usiadła i zbliżyła oko do okularu. Zobaczyła pień włosa, ułożony w poprzek pola widzenia.

      – To jest ten długi, brązowy włos, który zdjęłam z odcinka taśmy krępującej nogi doktora Yeagera – powiedziała Erin. – To jedyny tego rodzaju włos, który był przyklejony do taśmy. Inne to krótkie włoski z kończyn, plus jeden włos z głowy doktora. Znalazłam go na taśmie zdjętej z jego ust. Ten długi jest tylko jeden. Chodzi o to, że nie pasuje do włosów z głowy ofiary ani do znalezionych na szczotce włosów jego żony.

      Rizzoli zmieniała pole widzenia, oglądając włos na całej długości.

      – Czy na pewno jest ludzki?

      – Z całą pewnością.

      – Więc czemu nie może należeć do sprawcy?

      – Przyjrzyj mu się i powiedz, co o nim sądzisz.

      Rizzoli nie od razu spojrzała w mikroskop, usiłując odgrzebać w pamięci swoje wiadomości z medycyny sądowej na temat badania włosów. Wiedziała, że Erin musi mieć ważny powód, skoro przeprowadza ją tak systematycznie przez proces diagnostyczny. Słyszała w jej głosie podniecenie.

      – Włos jest falisty, stopień krzywizny w granicach od jednej do dwóch dziesiątych. Powiedziałaś, że długość łodygi wynosi dwadzieścia jeden centymetrów.

      – To wskazywałoby na kobietę – powiedziała Erin. – Zbyt długi na włos mężczyzny.

      – Czy dziwi cię jego długość?

      – Nie. Długość nic nie mówi o płci.

      – Więc na co mam zwrócić uwagę?

      – Na korzeń. Zauważyłaś pewną osobliwość?

      – Koniec korzenia jest postrzępiony. Wygląda


Скачать книгу