Wszystko zaczyna się od marzeń. Marcin Pałasz
Читать онлайн книгу.tortu. – To znaczy każdemu, kto jest głodny…
Tuż po przekręceniu pokrętła w zegarze coś brzęknęło, a potem zadzwoniło – zupełnie jakby ktoś uderzył łyżeczką w szklankę.
– Patrzcie! – wykrzyknął Tomek i z wrażenia aż usiadł na liściach. – Wskazówka sama przestawiła się na jedynkę!
– I nic nie wybuchło, dzięki Bogu – sapnął Maciek, przyglądając się zegarowi. Rzeczywiście, koniec czarnej, długiej wskazówki sam z siebie przestawił się na cyfrę „1”.
Wszyscy troje unieśli głowy, gdy skądś z góry dobiegł ich coraz głośniejszy świst, a zaraz potem coś spadło tuż obok. Plasnęło o ziemię, ciapnęło, a na twarzach poczuli mokre bryzgi. Prawie jak podczas deszczu! Tyle że żaden deszcz nie padał, a te dziwne ciapki były… słodkie.
– Nie, nie wierzę własnym oczom! – wrzasnął Tomek, podrywając się z ziemi. – Słuchajcie, przecież to jest… Nie, to nie może być prawda!
– A już myślałem, że to ja mam przywidzenia – rzekł Maciek drżącym głosem, odsuwając się od zegara. – Co to ma być?!
– Tort truskawkowy! – wykrzyknęła Asia, oblizując się ze smakiem i nachylając się nad tym czymś, co spadło prosto z nieba. – Hurra!!!
Faktycznie. Tuż obok nich leżał trochę rozciapany tort truskawkowy, na szczycie którego niepewnie chwiały się wykonane z cukru figurki weselne, przedstawiające pana młodego i pannę młodą. Tort rozleciał się tylko trochę, więc o pomyłce nie mogło być mowy.
– Nie rozumiem – bąknął Maciek niespokojnie. – Jak to możliwe? To jakieś czary, czy jak? Skąd tu się wziął, u licha, ten tort?! Przecież nic nie zrobiliśmy!
– Pewnie nad nami przelatywał akurat samolot, który wiózł tort na jakieś wesele! – rzekła Asia, odrywając palcami kawałek smakołyku. – Mniam, jaki pyszny! Pilot się zmartwi, że zgubił coś takiego.
– To chyba nie był samolot – mruknął Tomek z napięciem. – Bo przecież właśnie wtedy, gdy nakręciłem ten zegar, Asia mówiła o torcie! To na pewno dlatego!
– Magiczny zegar?! – zdumiała się Asia, unosząc głowę znad słodkiej, truskawkowo-waniliowej paćki. – Ale super! No to teraz przestawcie zegar na dwójkę i znowu nakręćcie, a ja powiem, że chcę cały tort! Bo ten się trochę rozleciał, gdy walnął w ziemię.
– Czekaj, Aśka – przerwał jej Maciek, wpatrując się niepewnie w ten dziwny zegar. – To nie tak. Skoro mamy zegar, który spełnia życzenia, to mamy tylko pięć życzeń, no nie?
– Chyba masz rację – zgodził się z nim Tomek, patrząc na tarczę zegara. – Tu jest tylko pięć cyferek, a jedną już wykorzystaliśmy.
– Więc nie traćmy ich na jakieś głupie torty…
– Głupie?! – oburzyła się Asia. – To jest bardzo dobry i ładny tort! Chyba nawet lepszy niż tamten na weselu cioci Krysi!
– Ale teraz wygląda tak, jakby dostał granatem – przerwał jej Tomek. – Ja tego nawet do ust nie wezmę. Dobrze, że nie zleciał nam prosto na głowy. Maciek ma rację, życzenia trzeba wykorzystać jakoś lepiej. I tak już jedno straciliśmy.
– Zgadzam się – westchnął oszołomiony Maciek, zawahał się, po czym wstał z ziemi i otrzepał spodnie. – Teraz pójdziemy do swoich domów, a potem przyjdźcie do mnie, dobrze? Wtedy spokojnie zastanowimy się, jakie życzenie powiemy następnym razem. Bo jeśli nie wrócę do domu za piętnaście minut, to rodzice dadzą mi szlaban na co najmniej tydzień…
Asia rozejrzała się po ścianach pokoju Maćka, na których wisiały plakaty przedstawiające znanych piosenkarzy i bohaterów najnowszych gier komputerowych. Zaczynało jej się nudzić.
– Słuchajcie! – rzekła w końcu. – Od godziny siedzimy tutaj, siedzimy i nic nie możecie wymyślić! Przecież mamy taki cudowny, magiczny zegar! Może dostanę chociaż jakąś wspaniałą lalkę, co?
Tomek i Maciek wytrzeszczyli oczy i spojrzeli na siebie.
– Lalkę?! – prychnął Maciek. – Daj spokój z lalką! Sama widziałaś, co się dzieje na ulicach! Ledwo udało nam się dojść do domu! Wszędzie leżą rozpaćkane torty! Auta nie mogą jeździć, ludzie się na tym ślizgają…
– Ale psy się cieszą – zauważyła Asia rezolutnie. – Widzieliście, ile zwierzaków zlizywało krem z chodników?!
– No i co z tego? – skrzywił się Tomek. – Jeszcze im zaszkodzi. Poza tym nie zszedłem na psy, żebym miał zlizywać krem z trawnika. Poczekajcie, włączę radio. Jest szósta, więc zaraz powinny być wiadomości.
Sięgnął ręką i włączył odbiornik radiowy, który stał na szafce tuż przy łóżku Maćka.
– Podajemy ostatnie wiadomości – dobiegło z głośnika. – W całym kraju panuje ogromne zamieszanie z powodu tysięcy truskawkowych tortów weselnych, które znienacka spadły z nieba wprost na ulice i dachy w naszych miastach. Wiele osób zostało trafionych tortami i udzielono im pierwszej pomocy. Trwa usuwanie skutków kataklizmu, ale jest to bardzo trudne…
– Ach! – wykrzyknął Tomek i złapał się za głowę. – Tylko nie to!
– Słyszycie?! – rzekł Maciek ponuro. – Ale narobiliśmy zamieszania!
– Trzeba to jakoś odkręcić – bąknął Tomek niespokojnie i spojrzał na przyjaciół. – Co wy na to?
– Jak to? – oburzyła się Asia. – Chcecie poświęcić kolejne życzenie na to, żeby posprzątać te torty?!
– A mamy inne wyjście? – jęknął Maciek. – Co będzie, jak te wszystkie psy po zjedzeniu tortów zachorują?! Nie mamy innego wyjścia, musimy naprawić to twoje głupie życzenie!
Nachylił się nad zegarem, który stał na podłodze pośrodku pokoju, ujął palcami pokrętło i przekręcił, mówiąc jednocześnie:
– Niech wszystkie torty znikną! I w ogóle, niech będzie tak jak przedtem!
Wstrzymali oddech i w ciszy ponownie usłyszeli znajomy odgłos – zupełnie, jakby ktoś uderzył łyżeczką w szklankę.
– Patrzcie, patrzcie za okno! – wykrzyknęła Asia, niecierpliwie odsuwając firankę. – Ulice znowu są czyste, nie ma truskawek i bitej śmietany. Wszystko po staremu! A ja tak chciałam zjeść choć jeszcze jeden kawałek tego tortu…
Maciek poderwał się na równe nogi, a Tomek też gramolił się już z podłogi.
– Czyli udało się! – ucieszył się i odetchnął z ulgą. – A zaczynałem się martwić.
– To jakie będzie trzecie życzenie? – przerwał mu Maciek, odchodząc od okna i siadając na łóżku. – Najlepiej takie, aby nikomu nie zaszkodziło, a wszystkim pomogło! Macie jakieś pomysły?
Spojrzeli na siebie niepewnie.
– Trzeba się zastanowić – mruknął Tomek, znowu westchnął i usiadł obok Maćka. – To wcale nie jest takie proste, jak się wydaje.
Siedzieli więc i myśleli, aż nagle Maciek uniósł głowę, a oczy mu zabłysły.
– Wiem, wiem! – wrzasnął radośnie. – Słuchajcie, zróbmy tak, żeby na świecie nie było już żadnej broni, karabinów, bomb i innych takich rzeczy! Co wy na to?
Tomek zastanowił się przez chwilę, a Asia prychnęła pogardliwie. No tak,