Zaczekaj na miłość. Ilona Gołębiewska

Читать онлайн книгу.

Zaczekaj na miłość - Ilona Gołębiewska


Скачать книгу
Myślałam o tym cieście od samego ranka. No ale może lepiej zaczekajmy na finał, bo nie wiadomo, co mi tam wyszło z tego niby genialnego przepisu, który znalazłam w necie – zażartowała. Obawiała się, że może znowu będzie zakalec.

      – A ja przyniosłam wino. Pasuje do wszystkiego. Coś czuję, że tym razem ciasto uda ci się wyjątkowo – zaśmiała się Marysia, stawiając wszystko na kuchennym blacie.

      Oficjalnie była emerytką, a tak naprawdę wyglądała na osobę przed pięćdziesiątką. Zawsze podkreślała, że to zasługa genów po mamie, która była wyjątkowo piękną kobietą. Podobnie zresztą jak Marysia. Jej największą zaletą było to, że miała serce dla ludzi i zwierząt. W ich kamienicy nie było osoby, która nie czułaby do Marysi ogromnej sympatii, bo jak mało kto potrafiła zjednywać sobie ludzi. Dzięki temu była też genialnym nauczycielem. Klara coś o tym wiedziała, bo z wielkim zdziwieniem obserwowała, jak co jakiś czas do Marysi przychodzili jej dawni uczniowie. Tak po prostu w odwiedziny i na pogaduszki. To dzięki niej bez większych problemów zdawali maturę z polskiego, bo Marysia była naprawdę znakomitą polonistką, o czym świadczyły też jej wypowiedzi. Mówiła tak piękną i poprawną polszczyzną, że rozmówcy mogliby mieć z tego powodu kompleksy. Ale była bardzo skromną osobą, nieodmiennie służyła dobrą radą i można było zwierzyć się jej z każdej tajemnicy. Nosiła się gustownie, zawsze idealnie dobierając wszystkie dodatki, a jej krótka fryzura i nieco rozwichrzona czupryna jeszcze ujmowały jej lat.

      – Co to? Wracasz na studia? – zapytała, przyglądając się uważnie leżącym na stole dokumentom z logo uczelni.

      – No to mnie przyłapałaś… – skwitowała Klara, robiąc przy tym śmieszną minę. – Byłam wczoraj na swoim wydziale podpytać co i jak, co trzeba zrobić, żeby wrócić na studia. Ale to na razie nic pewnego. Po prostu się nad tym zastanawiam. Przeraża mnie ta sterta papierów do wypełnienia.

      – Oj, nie szukaj byle jakiej wymówki, ja ci we wszystkim pomogę – zaoferowała Marysia, wczytując się w poszczególne rubryki.

      – Wolisz się napić diabelsko mocnej kawy czy aromatycznej herbaty?

      – Kawę poproszę, dzisiaj jestem jakaś taka senna.

      – Już się robi.

      – Mogę cię o coś zapytać? – zmieniła temat Marysia.

      – Śmiało, pytaj, o co chcesz.

      – Spojrzałam teraz na rubrykę „imię ojca” i tak sobie pomyślałam, że w sumie nigdy o nim nie wspominasz. Znam niemal całą twoją rodzinę, często o nich opowiadasz, z twoją mamą, babcią i siostrą miałam przyjemność wiele razy rozmawiać. A ojciec?

      – Ojciec to jedna wielka luka w moim życiorysie – przyznała Klara.

      – Nie znasz go?

      – Wiem, kto to jest, ale od lat nie mam z nim kontaktu.

      – Przepraszam… Nie powinnam chyba pytać – przyznała zawstydzona Marysia.

      – W porządku, to nie jest kwestia, która jakoś szczególnie mnie dotyka. Jeśli się z kimś nie przebywa od samego początku, to potem jego brak też nie ma wielkiego znaczenia – dodała z pewnością w głosie. Postawiła na stole dwie filiżanki kawy i usiadła na krześle.

      Zaczęła opisywać historię swojego ojca. A raczej tego, jak sprytnie chciał pozbyć się ze swojego życia córki, która mu się przytrafiła. W tej farsie znaczący udział miała też oczywiście jej matka Sabina i to właśnie ona wszystko Klarze opowiedziała.

      W wieku osiemnastu lat, dzięki temu, że poszła o rok wcześniej do szkoły, dostała się na wymarzone studia na wydziale chemii na stołecznym uniwersytecie. W czasie wakacji zapisała się na obóz integracyjny dla studentów pierwszego roku, który miał się odbyć na przełomie września i października. Pojechali w góry. Tam poznała Adama Machowskiego, swojego kolegę z roku, i wbrew wcześniejszym zapewnieniom, że mężczyźni są jednym wielkim złem i nie zamierza przez nich marnować sobie życia, od razu zakochała się w nim po uszy. Połączyło ich gorące uczucie i nieokiełznana namiętność. Jakiś czas po powrocie z obozu Sabina z przerażeniem zorientowała się, że jest w ciąży. Przyjęła to nadzwyczaj spokojnie, całkowicie przekonana, że ukochany podzieli jej entuzjazm.

      Ogromnie się pomyliła, a kolejne wydarzenia były dla niej brutalną lekcją życia, która zmieniła je już na zawsze. Na wieść o ciąży Adam wpadł w furię. Oznajmił, że to nie jego dziecko, wyzwał ją od najgorszych i zaczął rozpowiadać, że podczas wyjazdu w góry prowadzała się, z kim popadło i sama nie wie, kto jest ojcem jej dziecka. Wkrótce rzucił studia i ruszył w świat. Tyle go widzieli. W tej sytuacji Sabina całkowicie się załamała. Nie mogła uwierzyć, że człowiek, którego pokochała, wyrządził jej tak wielką krzywdę.

      – Dlatego nazywam się Horczyńska, bo po moich narodzinach ojciec nawet nie raczył mnie uznać – dodała Klara, chcąc w ten sposób podsumować tę raczej smutną opowieść.

      – Bardzo to przykre. Twoja mama nie starała się walczyć o alimenty?

      – Dopiero po jakimś czasie. Z początku uniosła się honorem. Wiesz przecież, jaka ona jest. Nawet jak się jej cały świat wali na głowę, to mówi, że nic się nie stało. Ale wtedy, gdyby nie wsparcie babci Anieli, na pewno by sobie nie poradziła. To jej zawdzięczamy, że mama mogła skończyć studia, a potem zrobić doktorat, a ja miałam w miarę spokojne dzieciństwo, bez większych trosk, poza tym, że byłam wątłego zdrowia i ciągle miałam problem z płucami.

      – Twoja babcia to naprawdę wspaniała kobieta. Kocha was bardzo. Twoją mamę, ciebie i Lilkę. Wskoczyłaby za wami w ogień – przyznała zamyślona Marysia.

      – Teraz jest już dobrze, ale sama wiesz, że przez niemal całe życie mama i babcia żyły w ostrym konflikcie. Jak zwykle poszło o przeszłość, a raczej o to, że z kolei babcia Aniela też nie chciała powiedzieć mamie, kto jest jej ojcem… Nie… Jak tak ci opowiadam, mam wrażenie, że moja rodzina to banda wariatów – przyznała nieco zażenowana Klara.

      – Każda rodzina ma jakieś swoje niewygodne sprawy, wielkie tajemnice, kilka trupów w szafie… – zaśmiała się Marysia.

      – Na szczęście trupów u nas nie było, no ale czasami jest jak w cyrku.

      – Wracając do ojca, miałaś z nim potem kontakt?

      – Chyba po dwóch latach moja matka wystąpiła do sądu o przyznanie alimentów i zmuszenie go do płacenia. Ponoć robił to w miarę cyklicznie. Przy okazji sąd przyznał mu widzenia, chyba raz w miesiącu, ale z nich nie korzystał. Raz na jakiś czas pojawiał się znienacka i chciał udawać dobrego tatusia. Pamiętam, że przyjechał na moją komunię, przywiózł kilka paczek prezentów i myślał, że to załatwi sprawę. Zresztą nie robiłby tego, gdyby nie jego matka. To ona go pilnowała i zmuszała do odwiedzin.

      – Jakkolwiek patrzeć, to twoja babcia… – weszła jej w słowo Marysia.

      – Zgadza się, ale ją widywałam jeszcze rzadziej. Dzisiaj pewnie bym jej nawet nie rozpoznała na ulicy. A ojca widziałam ostatni raz pięć lat temu i szczerze mówiąc, nawet nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Spotkałam go przypadkiem na Starówce. Szedł pod rękę z jakąś kobietą, obściskiwali się. Na ten widok zrobiło mi się słabo, chciałam uciec, ale mnie zauważył. Udawał wyluzowanego, zaczął wypytywać, co u mnie. Nagle wyjął z portfela sto złotych i chciał mi je dać. Omal nie wpadłam w furię. Rozumiesz to? Spotykam go po kilku latach, a on mi odstawia numer z dobrym tatusiem, który chce dać kasę? – tłumaczyła Klara. Czuła narastającą złość.

      – No nie zachował się najlepiej. Takie udawanie. Troska i wsparcie na pokaz.

      – Tak było zawsze. Może


Скачать книгу