Wspomnienia w kolorze sepii. Anna J. Szepielak

Читать онлайн книгу.

Wspomnienia w kolorze sepii - Anna J. Szepielak


Скачать книгу
w której od dłuższej chwili panowała cisza.

      Przekręcił klucz w zamku. Gdy tylko wszedł do środka, Matylda zerwała się z sofy, na palcach zbliżyła się do półotwartych drzwi i nadstawiła uszu.

      – Walerianie, powinieneś zostać surowo ukarany za tak grubiańskie względem matki zachowanie – usłyszała stanowczy głos szwagra. – Przebywasz w moim domu i już po raz kolejny jestem zmuszony przypomnieć ci, że obowiązują tutaj pewne zasady.

      – Ale stryju…

      – Od kiedy to młodzikowi wolno przerywać, gdy mówi do niego starsza osoba?

      Przez moment w pokoju było cicho.

      – Przepraszam – bąknął chłopak.

      – Przeprosisz także matkę. Serce jej pęka, gdy się tak zachowujesz. To niedopuszczalne.

      – Stryju!

      – Posłuchaj mnie, Walerianie. – Głos mężczyzny złagodniał.

      Zaszurało krzesło.

      – Ja doskonale rozumiem twoje pobudki. Gdyby nie wiek, sam chętnie wziąłbym w tym udział, ale mam inne obowiązki. Ty także. Ojczyzna potrzebuje nie tylko obrońców. Już bardzo niedługo będą tu potrzebni młodzi wykształceni ludzie, którzy pomogą odbudować nasze państwo. Wacław naraża teraz swoje życie w wojsku, ale przed wyjazdem o coś cię prosił. Pamiętasz?

      – Tak. – Odpowiedź chłopca była ledwie słyszalna.

      – Zatem?

      – Prosił, żebym zaopiekował się matką i siostrą.

      – Tylko tyle?

      – I żebym przekazał nasze nazwisko potomkom, jeśli jego zabraknie.

      – No właśnie. Oboje z twoją matką wierzymy, że twój brat wróci cały i zdrów z tej wyprawy. Jest bystry i zawsze miał szczęście. Może nawet zostanie zawodowym żołnierzem? Dla niego to całkiem dobra kariera, jednak tobie pisana jest inna przyszłość. Zdolny z ciebie chłopak i trzeba to wykorzystać.

      – Ale ja…

      – Nie! Dość już tych dyskusji. – Krzesło znów zgrzytnęło po podłodze. – Poza wszystkim chyba niedokładnie czytałeś odezwy i rozkazy mobilizacyjne. Nawet gdybyś uciekł z domu, nikt cię do wojska nie przyjmie. Jesteś za młody.

      – Za dwa miesiące kończę siedemnaście lat!

      – I cóż z tego? Wojsku potrzeba karnych, mądrych obywateli, a nie buntowników. Kto nie umie słuchać poleceń, do wojska się nie nadaje. Zresztą tacy jak ty młodzi ochotnicy muszą przedstawić w komisji świadectwo moralności i zgodę rodziców, zanim ktokolwiek rozpatrzy ich zgłoszenie.

      – Jak to?

      – Tak właśnie. Znając twoją matkę, jestem pewien, że będziesz musiał jeszcze długo poczekać z tym zaszczytnym obowiązkiem. – W głosie mężczyzny dało się słyszeć rozbawienie. – A teraz wypełnisz swoją powinność wobec rodziny. Tak?

      – Tak, stryju – burknął chłopak.

      Kobieta stojąca za drzwiami odetchnęła z ulgą. Na palcach wróciła do salonu. Z triumfującym uśmiechem zasiadła na sofie, starannie wygładziła na kolanach czarną suknię, poprawiła włosy i przybrała zgnębioną minę, wyczekująco zerkając w głąb korytarza.

      * * *

      Czerwiec 2013 roku, Małopolska

      Ciepły zapach świeżego chleba otoczył Joannę, gdy tylko weszła do piekarni. Kilka osób stojących w kolejce natychmiast wbiło w nią ciekawski wzrok.

      – Pani Joasiu, jak dobrze, że panią widzę. – Właścicielka piekarni pomachała do niej zza głów klientek. – Proszę, proszę – zachęciła gestem – niech pani podejdzie. Nikt się nie obrazi, bo przecież wiadomo, że się pani spieszy do siostry do szpitala.

      – Nie, dziękuję, nie trzeba – zaprotestowała cicho i ruszyła na koniec ogonka, jednak w tym momencie kolejka zafalowała.

      Klientki cofnęły się posłusznie jak wyćwiczone wojsko, robiąc jej miejsce na samym przedzie. Ten ruch wywołał konsternację u Joanny. Dobrze wiedziała, o co im chodzi, ale nie miała ochoty na przesłuchanie przy licznej widowni. Ponieważ jednak wszystkie panie były od niej wyraźnie starsze, więc odruchowo poczuła się w obowiązku przyjąć ich gest za dobrą monetę. Jakoś nie wypadało upierać się przy swoim, skoro w ich mniemaniu wyświadczały jej grzeczność. Zresztą w tej sytuacji szybkie opuszczenie piekarni wydało się dobrym pomysłem.

      – Dziękuję – mruknęła, zbliżając się do kasy.

      – Ależ nie ma za co, pani Joasiu. Jak zwykle ten na zakwasie z ziarnami?

      – Tak, poproszę dwa bochenki.

      – A co tam u Janinki? Jak się czuje, biedulka? – wypytywała bez żenady właścicielka, wpychając chleb do maszyny krojącej. – Po takich przeżyciach musi być wyczerpana.

      – Wszystko dobrze. Powoli wraca do sił – odparła Joanna ogólnikowo.

      Bezwiednie przybrała miły wyraz twarzy, uśmiechając się uprzejmie, ale mało zachęcająco. Zacisnęła dłonie na portfelu, wpatrując się w hałasującą maszynę, jakby samym wzrokiem mogła przyspieszyć jej działanie. Była zdeterminowana, bo siostra wyraźnie ją prosiła, aby nie dawała okazji do wywoływania w miasteczku kolejnej sensacji.

      W małej miejscowości niewiele dało się ukryć, a ponieważ Janina była pedagogiem w tutejszej szkole i musiała dbać o swoją opinię, irytowało ją, że w ostatnich latach ciągle krążyły jakieś plotki o ich rodzinie: rozprawiano a to o rozstaniu Asi z narzeczonym tuż przed ślubem, a to o ciężkiej chorobie ich ojca, a to o rozpaczy i depresji Janiny po stracie trzeciego dziecka.

      Joasia w zasadzie przyznawała siostrze rację. Lubiła swoje miasteczko, w którym życie toczyło się wolno i w zgodzie z naturalnym biegiem rzeczy, jednak ostatnio coraz częściej zastanawiała się, co by było, gdyby kilka lat temu zgodziła się wyjechać z Tomkiem za granicę. Perspektywa wyrwania się choć na chwilę z dobrze znanych miejsc wydawała się jej bardziej nęcąca właśnie w takich chwilach jak ta w piekarni.

      – Kiedy usłyszałam o tej karetce, mówię pani, tak się zdenerwowałam! – Z zamyślenia wyrwał ją głos piekarzowej. – Biedna Janinka. Drugie cesarskie cięcie w tak krótkim czasie to okropnie niebezpieczna rzecz! Dobrze, że chociaż dojechali na czas do szpitala.

      „Skąd one to wiedzą? – zżymała się w myślach Joanna. – Wywiad jakiś mają czy co?”

      Nie odpowiedziała jednak nic, tylko nadal się uśmiechała. Miała zamiar kupić jeszcze na śniadanie bułki dla małych siostrzenic, ale kiedy wyobraziła sobie, jak długo sprzedawczyni będzie wybierać pieczywo, zrezygnowała. Otworzyła portmonetkę i z banknotem w dłoni czekała, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę, bo maszyna właśnie kończyła krojenie drugiego bochenka.

      – To mówi pani, że wszystko z nimi w porządku? A kiedy Mateusz przywiezie ich do domu?

      – Jeszcze nie wiadomo. Muszą dokładnie zbadać malucha, więc zapewne w przyszłym tygodniu.

      – Niech ją pani od nas serdecznie pozdrowi.

      – Naturalnie. Ile płacę?

      – Podobno pani Janina kazała ochrzcić dziecko zaraz po narodzinach – wtrąciła się do rozmowy jedna z klientek.

      Joanna uniosła wolno dłoń i odgarnęła z oczu opadającą grzywkę.

      – Owszem – przyznała niechętnie.

      – To co teraz będzie z chrzcinami?

      – Właśnie, po co się tak


Скачать книгу