Wspomnienia w kolorze sepii. Anna J. Szepielak

Читать онлайн книгу.

Wspomnienia w kolorze sepii - Anna J. Szepielak


Скачать книгу
bo już jestem okropnie spóźniona. Pa, Asiu.

      * * *

      Przy odgłosach sapania, stękania, a nawet cichych przekleństw mruczanych pod nosem stara skrzynia z wielkim trudem została wepchnięta w kąt strychu, zostawiając za sobą wyraźny ślad na zakurzonych deskach. Przy okazji mocne światło jarzeniówki wydobyło z mroków to, czego Joanna wolałaby nie zobaczyć: uciekające w popłochu pająki.

      Odrapany kufer musiał być kiedyś ładnym przedmiotem, ręcznie malowanym w kolorowe wiejskie wzory, lecz niebieska, żółta i czerwona farba wyblakły z upływem czasu, a zardzewiałe okucia i odpryski uszkodzonego drewna dodatkowo świadczyły o jego wieku, ukrytym pod warstwą kurzu i pajęczyn, które przykleiły się do tyłu skrzyni.

      – O matuśku! – jęknęła Joanna na ten widok i bezwiednie otrzepała ręce. – Teraz będę musiała zrobić tu generalne porządki!

      – Czemu? – spytała umorusana Elwira, prostując się i ocierając wierzchem dłoni spocone czoło.

      – Bo nie zasnę spokojnie, dopóki cały ten brud i wszystkie pająki nie znikną z mojego domu. – Otrząsnęła się z obrzydzeniem. – Fuj! Do głowy by mi nie przyszło, że jest tu tak brudno.

      – Brudno? – zdumiała się Elwira. – Obie z Martą macie jakiegoś fisia na punkcie sprzątania. W porównaniu z moim strychem u ciebie to istny Wersal. Pudła, pudełeczka, skrzynki… Wszystko posegregowane jak w magazynie. Założę się, że sprzątałaś tu przed Wielkanocą.

      – Zgłupiałaś? – spytała Joanna zupełnie życzliwym tonem. – Ostatnio chyba ze trzy lata temu, kiedy wynosiłam rzeczy po… – urwała nagle i posmutniała.

      – Po swoim tacie? – domyśliła się Elwira współczująco.

      Joanna tylko kiwnęła głową i szybko zmieniła temat.

      – No dobra. Zrobiłyśmy tyle miejsca, ile się dało – stwierdziła, ocierając czoło. – Mam nadzieję, że zmieszczą się tu wszystkie eksponaty dla Marty. A przy okazji: co też ci przyszło do głowy, żeby przynosić jej koło od furmanki? Czy jest z nim związana jakaś historia?

      Elwira odpowiedziała rozbawionym spojrzeniem. Nie miała czasu ani ochoty szarpać się z przekopywaniem wielkiego strychu w swoim domu, dlatego wybrała najprostsze rozwiązanie: wzięła pierwszy z brzegu stary przedmiot, który wydawał się jej na tyle pokaźny, by przyniesienie go sprawiało wrażenie, że się bardzo napracowała. Z pomocą nieco zdziwionego męża zniosła zatem ze strychu wielkie drewniane koło – zapewne od jakiejś dawno spróchniałej furmanki lub bryczki – które dziadek z niewiadomych powodów wepchnął na strych. Następnie zapakowała to do samochodu męża i kazała się przywieźć do Joanny. Zadowolona z siebie dała się nawet namówić na pomoc w przesuwaniu gratów u przyjaciółki. Miała wolne popołudnie i nigdzie się jej nie spieszyło.

      – Nawet jeśli ten rupieć ma jakąś historię, nic o tym nie wiem – odparła, wzruszając ramionami. – A co właściwie jest w tej twojej skrzyni? Ciężka jak cholera!

      – Głównie książki.

      – Książki?

      Joanna bez słowa podniosła wieko. W środku na samym wierzchu leżała mocno zużyta brązowa walizka z oderwaną rączką. Pod spodem można było zauważyć równiutko poukładane książki. Elwira odsunęła trochę walizkę i sięgnęła w głąb skrzyni.

      – Po co wy to trzymacie? Białych kruków to tu na pewno nie ma. – Wzięła do rąk jeden tom oprawiony w bury papier, jakim okładano książki w peerelowskich bibliotekach.

      – Zostaw – mruknęła Joanna, wyjmując jej z rąk powieść. – To Kraszewski. Babcia Danusia uwielbiała Kraszewskiego. Mówiła, że pięknie pisze o przeszłości.

      – No błagam cię! Kraszewski? To straszna nuda.

      – Ja też nie przepadam – wyznała Joanna z uśmiechem. – Wolę Sienkiewicza. Ale babcia gromadziła te tomy latami. Kiedy po jej śmierci sprzedawano dom w Starym Sączu, zabrałam całą jej biblioteczkę na pamiątkę. Niech leży.

      – Twoja rodzina pochodzi ze Starego Sącza?

      – Masz tam jeszcze jakąś rodzinę? – zainteresowała się Elwira, bo fryzjerką została między innymi dlatego, że charakteryzowała się wrodzoną ciekawością i otwartością wobec ludzi.

      – Wujek Edek tam został, ale on ma własny dom. Inni przeprowadzili się do Tarnowa i do Łodzi… Ach, to tutaj się schowały najstarsze albumy! – odkryła z radością Joanna, kiedy otworzyła walizkę.

      Wewnątrz leżały kwadratowe woluminy w twardych bordowych okładkach.

      – Szukałam ich kiedyś. Ten jest chyba najstarszy. – Joanna sięgnęła głębiej.

      – Fajne. – Elwira bez pytania rozchyliła sztywne czarne kartki poprzedzielane półprzeźroczystą cieniutką bibułką. – Takie staroświeckie.

      Na kartach albumu przyklejono nieco sfatygowane czarno-białe fotografie.

      – Wiesz, właśnie przyszło mi do głowy, że bardzo dużo wiem na temat historii Podlaskich, ale o rodzinie mojej mamy nie za wiele. O, popatrz! To moja babcia Danusia, kiedy była całkiem małą dziewczynką. – Popukała palcem w staroświecką fotografię w kolorze sepii. – To jedyne ocalone zdjęcie z jej dzieciństwa. Miała jeszcze wtedy jasne włosy. Ja też byłam blondynką jako małe dziecko.

      – Naprawdę?

      – Tak. Nam wszystkim włosy ciemnieją z wiekiem. A to zdjęcie już dużo późniejsze, chyba ze Starego Sącza.

      – To twoi wujkowie?

      – Owszem. Ten chłopak jest najstarszy, więc pewnie to wuj Andrzej, ten mniejszy to Edward, a te dwa maluchy to ciocia Marysia i wujek Wacek.

      – A to twoja mama?

      – Tak. – Joanna uśmiechnęła się na widok małej rozczochranej dziewczynki. Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl. – Wiesz co? Rodzice Marty robią dla wnuczki kronikę rodzinną. Może to jest pomysł na ciekawy prezent? Co o tym myślisz?

      – Prezent?

      – No wiesz, na chrzciny Kacperka. Chociaż nie, kronika to dużo roboty. A szkoda, bo byłabym oryginalna.

      – No to… poproś Martę, żeby ci namalowała drzewo genealogiczne rodziny – zaproponowała Elwira. – Jedna babeczka u nas w salonie fryzjerskim opowiadała, że zamówiła takie coś przez internet, zdaje się, że z okazji jakiejś rocznicy. No co się tak gapisz?

      – Elwira, jesteś genialna!

      – Wiem – odparła kobieta z satysfakcją, potrząsając lokami.

      Nagle z dołu rozległo się szczekanie.

      – Cicho, Tofik! – krzyknęła Joanna i podniosła się z klęczek. – Chodź na dół na kawę, bo ten zwierzak nie da nam spokoju. Jest już głodny. Resztę zdjęć obejrzymy w kuchni.

      Wyjęła albumy z walizki i już chciała zamknąć skrzynię, gdy Elwira wskazała palcem na podniszczone papierowe teczki leżące na dnie.

      – A tam co trzymasz? Też zdjęcia?

      Joanna otworzyła pierwszą z brzegu.

      – E, to tylko stare świadectwa


Скачать книгу