Australijczyk. Marek Niedźwiecki
Читать онлайн книгу.drodze powrotnej do hotelu pojechaliśmy na małe zakupy. Gunia kupowała pomidory truskawkowe, a ja płytę Long Road Out of Eden zespołu The Eagles. Za 25 dolarów. Mam paragon! W sklepie Sanity. Już chyba nie ma tej sieci.
Gunia szykuje jakieś jedzenie. Pirat przerzuca zdjęcia, Malia śpiewa z płyty Young Bones. Ja piszę dziennik na moim blogu. Błogo… Pijemy penfoldsa. Jutro ruszamy dalej…
Zasypiam na molo, Busselton
Te zdjęcia zrobiłem w drodze, następnego dnia. W Busselton. Tam jest najdłuższe molo w Australii – 1820 metrów w słońcu. Nic dziwnego, że miałem ochotę na krótki sen.
„Iskierki dnia” pewnie można sfotografować wszędzie nad morzem, ale ja zrobiłem kolejne zdjęcie właśnie tam, 2 listopada, w piątek. Chciałbym zapamiętać tę chwilę.
Najdłuższe molo Australii, Busselton
WINNICE NA KOŃCU ŚWIATA
Margaret River to jeden z najważniejszych regionów winnych w Australii. W okolicy jest ich ponad dwieście. Od Busselton do Augusty. Zajmują 5 tysięcy hektarów. W kilka dni udało nam się odwiedzić kilkanaście winnic. Wszystkie piękne. Tylko brać… Znaczy pić! W każdym z tych miejsc można degustować trunki. Znowu Pirat – kierowca był stratny…
Najlepiej pojechać tam z wycieczką. Autokar wozi uczestników od winnicy do winnicy. W każdej jest oczywiście restauracja z bardzo dobrym lokalnym jedzeniem.
Winnice w Margaret River
Margaret River to głównie cabernet sauvignon i shiraz, ale także chardonnay. Evans & Tate to dla mnie przede wszystkim wina białe: Sauvignon Blanc, Semillon.
Ekstazy smakowej doznałem w winiarni Gralyn Estate. Shiraz był tam zdecydowanie najlepszy. Czarny w kieliszku, z lekką słodyczą w drugim smaku. Musi zostawiać osad na zębach. Wiem, że to brzydko wygląda, ale jak smakuje! Właścicielka powiedziała nam, że wszystko, co produkują, jest na pniu sprzedawane do Japonii.
Nasza krajowa Gunia (choć w Australii mieszka już ponad 20 lat) w bramie winnicy Evans & Tate, Margaret River
OUTBACK – PRZYRODA I DROGOWE POCIĄGI
„Ta natura jest niezmierna”. To słowa Jeremiego Przybory… Lubię używać tego określenia, bo jak widać, natura jest rzeczywiście niewiarygodna. Zapewne jest tak wszędzie na świecie, ale ja chyba najwięcej dowodów na prawdziwość tych słów znalazłem tam, w Australii…
Pirat pewnie miał już dość mojego ciągłego marudzenia: „Zatrzymaj się, proszę”. Za każdym zakrętem, choć wiele ich tam nie ma, napotykaliśmy takie cuda. W Outback, czyli w samym sercu kontynentu, są drogi, które biegną prosto przez sto kilometrów. Cegła na pedał gazu i można spać za kierownicą.
„Ta natura jest niezmierna…”
Po tych drogach pędzą road trains, czyli drogowe pociągi. Ciężka robota toto prowadzić, bo ma wiele przyczep – jak pociąg wagonów. Jedzie taki potwór jak taran. Nic mu nie przeszkodzi. Zwłaszcza kangur. Widziałem wiele takich obrazów. Dobrze, że przed przejazdem „pociągu” zdążyłem wsiąść do samochodu. Za nim, jak widać, ciągnie się tuman kurzu, a przy drodze niestety nie ma natrysków. Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda. Lubię robić zdjęcia. Żeby Ocalić od zapomnienia. Ciągle te piosenki za mną chodzą…
Najdłuższy prosty odcinek drogi na świecie to Eyre Highway – ma 146 km i znajduje się na australijskiej Nullarbor Plain. Biegnąca tą niziną linia kolejowa Indian Pacific długości 479 km nie ma żadnego zakrętu ani różnicy poziomów.
Wyjątkowo krótki road train. Niestety nie wszystkim kongurom udaje się przeskoczyć. Outback…
KARRI
Widok z balkonu w Karri Valley Resort. O zachodzie i wschodzie słońca. Karri leży niedaleko Pemberton, gdzie co roku 6 listopada zaczyna się Melbourne Cup. Cała Australia robi zakłady, który koń wygra w głównym biegu dnia.
Po śniadaniu pojechaliśmy do pubu w Pemberton. W lokalu sami faceci i Gunia. Piwo jak piwo, ale atmosfera była gorąca. Co kraj, to obyczaj. Kolorowo.
Trzy noce w Karri z wypadami w okolice. Niebotyczne drzewa, pyszne awokado. Boże, jak tam pięknie! Poza czasem, bez zasięgu. Tylko przyroda i my. Tak jest fajnie… Zdrowie dopisuje, karty kredytowe wytrzymają każdy wydatek. Cały dzień w drodze, a wieczorem na balkonie z papugami. Towarzyszą nam przy kolacji. Robią dużo zamieszania, ale nie piją wina. Na szczęście. Wciąż jeszcze mamy zapasy z Margaret River.
Karri Valley
Wiadomości z Sydney – upał. Z Polski – pada śnieg. I jak tu się nie cieszyć? Lato 2007 roku w Australii Zachodniej było gorące i piękne…
I jeszcze lokalna osobliwość. Przy drodze są stoiska z warzywami i owocami. Ceny – bajecznie niskie. Można wybrać, co się chce i zapłacić, wrzucając pieniążek do puszki. U nas nie do pomyślenia, prawda?
Karri Valley
DRZEWA OLBRZYMY
Wysokie drzewa. Giganty. Chyba w dwóch miejscach można wejść na sam szczyt takiego drzewa.. W pierwszym się poddałem. Strach mnie obleciał. Nie dałem rady, nogi miałem jak z waty. Gunia i Pirat weszli… Czułem się trochę nieswojo. Ale po pierwszej wspinaczce pojechaliśmy na lunch. Z winem, bo tam zawsze do lunchu bierze się wino. Zwłaszcza na wakacjach. No i przy drugim podejściu nie czułem już strachu.
Wszedłem pierwszy. Takie wchodzenie na drzewo w zasadzie nie jest niebezpieczne. Idzie się jakby tunelem, przed upadkiem z wysokości chroni specjalna siatka. A widok z góry jest niesamowity. Trochę kołysze, ale adrenalina robi swoje i „nic nie boli”. Na koronie drzewa jest platforma widokowa. Kiedy emocje opadną, można ruszyć w drogę powrotną na dół. Byłem z siebie dumny.
Wspinaczka na drzewo widokowe Gloucester
Te drzewa są naprawdę wysokie. Widać to na zdjęciu, na którym mam podniesioną rękę. Nawet taki duży człowiek jak Niedźwiedź czuje się bardzo malutki…
„Malutki Niedźwiedź” pod wielkim drzewem
TAM, GDZIE ROŚNIE AWOKADO
Zjeżdżamy z głównej drogi, bo widać jakiś sad. Może kupimy owoce prosto z drzewa. Podjeżdżamy bliżej. Na drzewach rosną…