Zorza polarna. Phillip Pulman
Читать онлайн книгу.z lapońskimi czarownicami. Dwie akademiczki nie znały innych, równie ciekawych opowieści, więc milczały, dopóki nie pojawili się mężczyźni.
Później, gdy goście zbierali się już do wyjścia, mistrz zabrał głos:
– Ty zostań, Lyro. Chcę z tobą chwilę porozmawiać. Idź do mojego gabinetu, dziecko, usiądź tam i poczekaj na mnie.
Zaintrygowana, zmęczona i podekscytowana Lyra posłuchała go. Cousins zaprowadził ją do gabinetu, po czym wyszedł, zostawiając otwarte drzwi, żeby dać jej do zrozumienia, że będzie ją miał na oku z przedpokoju, gdzie podawał gościom płaszcze. Lyra wypatrywała pani Coulter, ale zanim udało jej się ją zobaczyć, mistrz wrócił do gabinetu i zamknął za sobą drzwi. Opadł ciężko na stojący przy kominku masywny fotel. Jego dajmon przysiadł na oparciu obok jego głowy i zwrócił na wpół przymknięte ślepia na Lyrę. Lampa syczała cicho.
– Rozmawiałaś z panią Coulter, Lyro – przemówił w końcu mistrz. – Podobało ci się to, co usłyszałaś?
– Bardzo!
– Niezwykła kobieta.
– Jest cudowna! To najwspanialsza osoba, jaką w życiu spotkałam.
Mistrz westchnął ciężko. Czarny garnitur i krawat upodabniały go do jego dajmona – i nagle Lyrze przyszło do głowy, że pewnego dnia, i to całkiem niedługo, jakiś artysta wyryje na mosiężnej płytce podobiznę jego dajmona i obaj spoczną w krypcie w kaplicy.
– Powinienem był wcześniej wygospodarować czas na rozmowę z tobą, Lyro – rzekł po dłuższej chwili. – I miałem taki szczery zamiar, ale wygląda na to, że czasu jest jeszcze mniej, niż sądziłem. Byłaś w Kolegium Jordana bezpieczna, moja droga. Byłaś też szczęśliwa, jak mi się wydaje. Posłuszeństwo wobec nas nie przychodziło ci łatwo, ale wszyscy cię tu ogromnie lubimy, a ty nigdy nie byłaś niegrzecznym dzieckiem. Masz w sobie mnóstwo dobra i słodyczy, a także ogromną determinację. Wszystkie te cechy będą ci potrzebne. Na świecie dzieją się rzeczy, przed którymi chciałbym cię ochronić, zamykając cię tutaj, w kolegium. Kłopot w tym, że to już nie wchodzi w grę.
Lyra patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Odeślą ją stąd?
– Wiedziałaś, że prędzej czy później będziesz musiała pójść do szkoły – ciągnął mistrz. – Uczyliśmy cię tego i owego, lecz nie była to nauka ani rzetelna, ani systematyczna. Nasza wiedza ma specyficzny charakter, a ty powinnaś zgłębiać zagadnienia, których starcy nie są w stanie ci objaśnić, zwłaszcza dopóki jesteś taka młoda. Z pewnością zdawałaś sobie z tego sprawę. Z drugiej strony, nie jesteś dzieckiem służącej. Nie mogliśmy odesłać cię do miasta i oddać pierwszej lepszej rodzinie zastępczej. Tacy ludzie na pewno by się o ciebie zatroszczyli, ale ty potrzebujesz opieki innego rodzaju. Zmierzam do tego, Lyro, że etap twojego życia związany z Kolegium Jordana dobiega końca.
– Nie – powiedziała Lyra. – Nie chcę wyjeżdżać z Jordana. Lubię to miejsce i chcę tu zostać na zawsze.
– Kiedy człowiek jest młody, łatwo przychodzi mu wyobrażanie sobie, że różne rzeczy są wieczne. Niestety, to nieprawda. Już niedługo, Lyro, najdalej za dwa, trzy lata, przestaniesz być dzieckiem, a staniesz się młodą kobietą. Młodą damą. Uwierz mi, kiedy ci powiem, że wtedy Kolegium Jordana z całą pewnością przestanie ci się wydawać atrakcyjnym miejscem zamieszkania.
– Ale to mój dom!
– Istotnie, przez lata to był twój dom, ale teraz potrzebujesz czegoś innego.
– Tylko nie szkoły. Nie wyjadę do żadnej szkoły.
– Potrzebujesz kobiecego towarzystwa. Kobiecego przewodnictwa.
Ponieważ słowo „kobiecy” kojarzyło się Lyrze wyłącznie z kobietami akademikami, odruchowo skrzywiła się na jego dźwięk. Miałaby zostawić dostojnego Jordana, rozstać się z jego świetnością, zamienić sławny ośrodek naukowy na zapuszczone ceglane kolegium z internatem na północnych rubieżach Oksfordu, zaludnione przez flejtuchowate akademiczki zalatujące kapustą i kulkami przeciw molom, tak jak te dwie przy kolacji?!
Mistrz zauważył zarówno wyraz jej twarzy, jak i czerwony błysk w oczach Pantalaimona-tchórza.
– A co byś powiedziała, gdyby twoją przewodniczką była pani Coulter? – zasugerował.
Sierść Pantalaimona w okamgnieniu z burobrunatnej stała się śnieżnobiała. Lyra wybałuszyła oczy.
– Poważnie?
– Jest znajomą lorda Asriela, któremu twoje dobro ogromnie leży na sercu. Kiedy pani Coulter o tobie usłyszała, natychmiast zaoferowała swoją pomoc. Nawiasem mówiąc, nie ma żadnego „pana Coultera”. Pani Coulter jest wdową, jej mąż zginął przed kilkoma laty w niefortunnym wypadku. Miej to na uwadze, zanim zaczniesz ją wypytywać.
Lyra z zapałem pokiwała głową.
– I ona naprawdę jest gotowa… się mną zaopiekować?
– A chciałabyś tego?
– Tak!
Ledwie mogła usiedzieć na miejscu. Mistrz się uśmiechnął. Tak rzadko się uśmiechał, że wyszedł z wprawy i gdyby ktoś go teraz zobaczył (nie Lyra, która w obecnym stanie w ogóle niewiele zauważała), mógłby stwierdzić, że nie był to uśmiech, lecz grymas smutku.
– Skoro mamy o tym rozmawiać, to chyba powinniśmy ją tu zaprosić – powiedział.
Wyszedł, a gdy chwilę później wrócił w towarzystwie pani Coulter, Lyra powitała ich na stojąco; z podniecenia nie była w stanie usiedzieć na miejscu. Pani Coulter uśmiechnęła się, jej dajmon obnażył białe kły w diabolicznym grymasie zadowolenia. Mijając Lyrę, kobieta musnęła jej włosy. Lyra poczuła zalewającą ją falę gorąca i oblała się rumieńcem.
Pani Coulter poczekała, aż mistrz naleje jej brantwijnu, po czym zagadnęła:
– Podobno mam mieć asystentkę, Lyro. To prawda?
– Tak – przytaknęła dziewczynka. W tej chwili przytaknęłaby każdemu słowu pani Coulter.
– Mam dużo pracy, w której przyda mi się pomoc.
– Jestem gotowa do pracy!
– To może się wiązać z dalekimi podróżami.
– Nie mam nic przeciwko temu. Pojadę wszędzie, gdzie będzie trzeba.
– To może być niebezpieczne. Być może będziemy się musiały wyprawić na daleką północ.
Lyra zaniemówiła z wrażenia.
– Jakoś… wkrótce? – wykrztusiła z wysiłkiem.
Pani Coulter roześmiała się i odparła:
– To bardzo prawdopodobne. Miej jednak świadomość, że czeka cię mnóstwo ciężkiej pracy. Będziesz musiała się uczyć matematyki, nawigacji i geografii niebieskiej.
– Czy to pani będzie mnie uczyć?
– Tak. Twoja pomoc będzie zaś polegała na robieniu notatek, porządkowaniu mojej dokumentacji, wykonywaniu prostych obliczeń i tym podobnych rzeczach. Zważywszy na fakt, że czekają nas spotkania z ważnymi personami, będzie ci trzeba znaleźć jakieś ładne ubrania. Czeka cię wiele nauki, Lyro.
– Nic nie szkodzi. Ja chcę się tego wszystkiego nauczyć.
– I na pewno się nauczysz. Kiedy w przyszłości odwiedzisz Kolegium Jordana, wrócisz tu jako sławna podróżniczka. A teraz posłuchaj: odlatujemy jutro z samego rana, pierwszym sterowcem, tak że teraz pędź do łóżka i się wyśpij. Spotkamy się na śniadaniu. Dobranoc.
– Dobranoc – odpowiedziała Lyra, po czym, przypomniawszy sobie