Między Światami. Beata Pawlikowska
Читать онлайн книгу.się rytuały i zgromadzenia.
To dawało im poczucie działania.
Chociaż w gruncie rzeczy było tylko powierzchownym tworzeniem pewnej wspólnej iluzji. No bo jeżeli zbudowaliśmy taki wysoki kościół, to chyba mocno wierzymy w Boga, prawda?
A wcale że nie. Wysoki kościół świadczy tylko o tym, że poświęciliście dużo czasu i energii na budowę kamiennych ścian i dachu – zamiast zająć się w tym czasie realnym czynieniem dobra. Spędzić czas ze starymi rodzicami, którzy tęsknią za tobą nawet jeżeli jesteś u nich codziennie. Pobawić się z kotem, dla którego jesteś zastępczą Mamą Kotką – nawet wtedy, kiedy twój kot jest już całkiem dorosły. Pójść do lasu i pozbierać śmieci zostawione tam przez innych ludzi. Nauczyć się sztuki wybaczania, żeby przebaczyć wszystkim, którzy cię skrzywdzili i do których czujesz urazę. Spędzić czas z samym sobą, przyglądając się miotającym tobą uczuciom, żeby wiedzieć jaki jest prawdziwy stan twojej duszy. Spędzić codziennie godzinę na ćwiczeniu umiejętności pozytywnego myślenia i budowaniu poczucia własnej wartości.
To są prawdziwe dowody wiary.
I ten, kto naprawdę wierzy w Boga, nie potrzebuje świątyń z kamienia, obrazów ani posągów.
No, ale byłam w muzeum. W jednym z najbardziej świętych miejsc buddyzmu. Nic więc dziwnego, że wszędzie dookoła stały i wisiały różne „święte” przedmioty. Król Aśoka mocno się postarał.
Wyobraź sobie. Wysoki, silny wojownik, ubrany w królewską szarfę, która szlachetnymi zwojami opasuje mu biodra. Naszyjnik, złote naramienniki i bransolety. Władczy wyraz twarzy, szerokie czoło, bystre spojrzenie. Najpierw zasłynął jako okrutny władca, bezlitosny dla wrogów i zdrajców. Podbijał wioski i miasta, niszczył, palił, zabijał. A potem nagle postanowił wszystko zmienić. Słynny hinduski król przeszedł na buddyzm.
Następna ściana.
Budda siedzący. Budda stojący. Kawałek kamienia z napisem wyrytym w niezrozumiałym języku. Budda leżący. Bogini Tara z idealnie okrągłymi piersiami, które sterczą z jej ciała jak dwie piłki. A tutaj – najsłynniejszy i najcenniejszy eksponat – zwieńczenie kolumny Aśoki, która miała dwadzieścia metrów, a na jej szczycie znajdowały się cztery siedzące lwy – te same, które dzisiaj są w godle Indii.
Ułamane kawałki rzeźb. Głowa jelenia. Głowa człowieka. Szary kamień, z którego wystaje gładka płaskorzeźba głowy gołębia.
Zatrzymałam się.
Te drobne fragmenty życia przemawiały do mnie znacznie mocniej niż przedstawienia świętych postaci. Pewnie dlatego, że powstały nie ze strachu przed władcą i na jego zamówienie, ale z prawdziwej miłości do sztuki.
Gliniany dzbanek. Płaska płytka z terakoty z rysunkiem palmowego liścia.
Widzę w wyobraźni jak ktoś otrzepuje ją z pyłu i przykłada do ściany, a potem ktoś na nią codziennie patrzy, wchodząc bosymi stopami do swojego domu. Tysiąc lat temu. A w tej terakotowej płytce wciąż żyją te wszystkie spojrzenia, westchnienia, smak tamtego powietrza i owoców granatu, które ktoś ze smakiem zjadł opierając się o mur.
Jeszcze jedna gablota. Mały kawałek wypolerowanego szarobrązowego kamienia, w którym wyrzeźbiono skrzydło ptaka z trzema rzędami gładkich piór. Trzeci wiek przed naszą erą. Pięć tysięcy lat temu.
W muzeum nagle robi się pusto.
Przede mną otwierają się tajemnicze drzwi. Przechodzę przez nie natychmiast, bez wahania.
Staję po drugiej stronie.
Na jasnej ziemi, w słońcu.
Słyszę delikatne uderzenia młotka. Ktoś jest w chacie przykrytej suchą trawą.
Wchodzę do środka.
Wyruszam w niezwykłą podróż.
Inną od tych, które można odbyć w poziomie po drodze wytyczonej na ziemi. Albo statkiem po falach oceanu. Albo nawet samolotem, który też leci tylko w jednej przestrzeni, w jednym fizycznym wymiarze.
Tymczasem równolegle istniejących wymiarów jest znacznie więcej.
Wszystko jest ze sobą połączone.
Wszystko to, co było.
Wszystko to, co jest.
I wszystko to, co będzie.
Wszystko jest ze sobą połączone w najbardziej niezwykły, magiczny sposób, jaki można sobie wyobrazić.
A my możemy dowolnie podróżować między wszystkimi światami.
Rozdział 3
Wystarczy tylko otworzyć swój umysł.
Wewnątrz twojej duszy istnieje bardzo dużo przekonań, których nigdy nie podważyłeś, bo nawet nie przyszło ci do głowy, że można to zrobić.
Na przykład wszyscy zawsze powtarzają, że 2 + 2 = 4. To jest oczywiste, prawda? Czy masz jakieś wątpliwości co do tego? Pewnie nie masz.
Chodziłeś do szkoły podstawowej i tam już chyba w drugiej klasie nauczyciel oświadczył, że dwa plus dwa równa się cztery. Wszystkie dzieci powtarzały to posłusznie przez następne lata we wszystkich kolejnych szkołach.
Czy kiedykolwiek wpadłeś na pomysł, żeby sprawdzić czy rzeczywiście tak jest we wszystkich przypadkach?
Pewnie nie.
Przyjąłeś to za pewnik.
Wszyscy tak mówią. Zawsze tak mówią. Nikt nigdy nie napisał ani nie powiedział inaczej, no chyba że zrobił to dla żartu albo jako prowokację.
Zgadza się?
Czy jesteś pewien, że dwa plus dwa równa się cztery?
Pewnie jesteś.
Ale zobacz.
Z czysto życiowego punktu widzenia właściwie to nie ma znaczenia.
Myślę, że ty sam – gdybyś osobiście nazywał rzeczy w swoim świecie – pewnie nigdy nie wpadłbyś na pomysł, żeby sformułować takie równanie. Byłoby ci po prostu do niczego niepotrzebne.
Na widok dwojga rodziców z dwojgiem dzieci pomyślałbyś „rodzina”.
Gdybyś zobaczył na stole dwa jabłka na talerzu po lewej stronie i dwa jabłka po prawej stronie, to pomyślałbyś „dużo jabłek” albo „jak te jabłka fajnie pachną, mam ochotę na jedno”.
Gdybyś spotkał w lesie dwie wiewiórki na sośnie i dwie wiewiórki na świerku, to też nie myślałbyś o tym, że dwa plus dwa równa się cztery, i pewnie w ogóle nie interesowałoby cię to, że tych wiewiórek jest cztery, tylko powiedziałbyś, że widziałeś „całe stado wiewiórek”.
Dwa plus dwa równa się cztery mogłoby dla ciebie nie istnieć.
A jednak istnieje.
I wcale nie dlatego, że ludzie tego potrzebują, tylko dlatego, że jest to jeden z iluzorycznych schematów, które pozornie pomagają uporządkować świat, a w rzeczywistości krępują twoją wolność i sidłają wyobraźnię.
Dwa plus dwa równa się cztery ma sens tylko w matematyce. A matematyka jest tylko zbiorem pewnych umownych haseł, które bez specjalnie stworzonego dla nich kontekstu, po prostu nie istnieją.
W przyrodzie nie istnieje „dwa”.
„Dwa” jako liczba zapisana na tablicy.
Nie ma czegoś takiego.
Mogą być dwa lwy na sawannie, ale nawet kiedy to mówię, to oboje widzimy dwa lwy z powiewającą grzywą przechadzające