Milion małych kawałków. James Frey
Читать онлайн книгу.nie dociera.
HEJ, KUTASIE. TO MÓJ JEBANY FOTEL.
Oglądam telewizję, a on oddycha ciężko i przychodzi Pielęgniarka. Jakiś problem?
Ten Kutas zajął mi fotel.
To może usiądziesz na kanapie?
Kanapa mi się nie podoba. Podoba mi się fotel.
James siedzi na fotelu. Jest jeszcze kanapa albo podłoga albo do widzenia. Zdecyduj się.
Jebać Jamesa. Każ mu spadać.
Mam wezwać Ochronę?
Nie.
No to się zdecyduj.
Podchodzi do kanapy i na niej siada. Pielęgniarka go obserwuje. Dziękuję.
Śmieje się i ona wychodzi i jesteśmy sami i oglądam telewizję i palę papierosa. Gapi się na mnie i obgryza paznokcie i mnie nimi opluwa, ale leki zaczęły działać i robali nie ma i jest mi wszystko jedno. Nic do mnie nie dociera.
Oglądam telewizję. Wszystko zwalnia. Zwalnia nie do poznania.
Obraz rozmywa się, głosy zanikają. Nic się nie dzieje, nic nie hałasuje, są tylko migoczące światła i symfonia cichnących głosów. Gapię się na światła, słucham głosów. Chcę, żeby zniknęły, a one trwają.
Powieki mi opadają. Zmagam się z nimi, ale nie chcą się podnieść. Reszta ciała idzie za nimi. Mięśnie wiotczeją i zsuwam się z fotela na podłogę. Podłoga mi się nie podoba i nie chcę być na podłodze, ale nie mogę się powstrzymać. Kiedy się zsuwam, powierzchnia fotela przytrzymuje szlafrok i obciera mi z tyłu nogi i szlafrok marszczy mi się w talii. Podnoszę rękę, żeby poprawić szlafrok, i dłoń mi opada. Mój umysł każe dłoni poruszyć się i mój umysł każe dłoni poprawić szlafrok ale mój umysł nie działa. Mój umysł nie działa i dłoń nie działa. Szlafrok zostaje.
Mężczyzna przestaje opluwać mnie paznokciami i wstaje i podchodzi do mnie i przez szczeliny między powiekami widzę, jak podchodzi. Wiem, że może ze mną zrobić wszystko, co będzie chciał ze mną zrobić, i wiem, że nie jestem w stanie go powstrzymać. Wiem, że jest wściekły, i wiem po jego sznytach i bliznach i oczach, że przypuszczalnie da upust wściekłości poprzez jakąś formę przemocy. Gdybym mógł się ruszać, tobym wstał i stawił mu czoło na jego zasadach, ale nie mogę stawić mu czoła na żadnych zasadach. Z każdym jego krokiem w moją stronę sytuacja wydaje mi się coraz bardziej klarowna. Może zrobić ze mną, co mu się żywnie podoba, a ja nie jestem w stanie mu przeszkodzić. Nie jestem w stanie mu przeszkodzić. Nie jestem w stanie.
Staje nade mną i patrzy na mnie. Nachyla się i spogląda mi w twarz i śmieje się.
Ale z ciebie brzydki Skurwysyn.
Próbuję coś odpowiedzieć. Mogę tylko stęknąć.
Gdybym miał ochotę, to mógłbym ci teraz skopać dupę. Rozjebać cię na jebaną miazgę.
Moje ciało jest bezwładne.
Ale chodzi mi tylko o jebany fotel.
Mój umysł nie działa.
I teraz go sobie kurwa wezmę.
Sięga do mnie i chwyta mnie za nadgarstki i wlecze po podłodze. Odciąga mnie od fotela w kąt Sali i zostawia leżącego twarzą do podłogi. Nachyla się i przykłada mi usta do ucha.
Mogłem ci skopać pierdoloną dupę. Zapamiętaj to sobie.
Odchodzi i słyszę, jak siada na fotelu i zaczyna zmieniać kanały w telewizorze. Codzienne podsumowanie sportu, reklamówka preparatu na porost włosów, nocny talk-show. Zostawia talk-show i śmieje się, kiedy się trzeba śmiać, i mamrocze do siebie, jakby chciał zerżnąć kogoś z widowni. Leżę twarzą do podłogi.
Jestem przytomny, ale nie mogę się ruszyć.
Serce mi bije i bije głośno i widzę je.
Włosie wykładziny wpija mi się w twarz i słyszę je.
Nagrane śmiechy z telewizji grzmią i czuję je.
Jestem przytomny, ale nie mogę się ruszyć.
Znikam.
Znikam.
Znikam.
Nadchodzi ranek i kiedy się budzę, mogę się ruszać i wstaję i szukam mężczyzny. Nigdzie go nie ma, jest za to wspomnienie i zostanie jeszcze na długo. To był zawsze mój problem. Nie zapominam.
Idę do swojego Pokoju i kiedy otwieram drzwi, widzę, jak Salowy kładzie na biurku tacę z jedzeniem. Spogląda na mnie i uśmiecha się.
Dzień dobry.
Dzień dobry.
Przyniosłem ci śniadanie. Myśleliśmy, że może będziesz głodny.
Dziękuję.
Jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebował, zadzwoń.
Dziękuję.
Wychodzi, a ja oglądam jedzenie. Jajka, bekon, tosty, ziemniaki. Szklanka wody i szklanka soku pomarańczowego. Nie chcę mi się jeść, ale wiem, że powinienem, więc podchodzę do krzesła i na nim siadam i patrzę na jedzenie i dotykam twarzy. Wszystko jest ciągle spuchnięte. Dotykam warg i pękają. Otwieram usta i krwawią. Zamykam usta i ciekną. Nie chce mi się jeść, ale wiem, że powinienem.
Sięgam po szklankę wody i wypijam łyk, ale jest za zimna.
Sięgam po sok pomarańczowy i wypijam łyk, ale piecze.
Próbuję jeść widelcem, ale za bardzo kaleczy.
Przełamuję tost i wpycham sobie palcami kawałki do gardła. To samo robię z ziemniakami i jajkami i bekonem. Wypijam wodę, ale nie sok. Oblizuję palce do czysta.
Po skończeniu idę do Łazienki i wymiotuję. Próbuję to powstrzymać, ale nie mogę. Zwracam mniej więcej połowę jedzenia razem z krwią i żółcią. Jestem szczęśliwy, że zatrzymałem połowę jedzenia. To więcej, niż normalnie zatrzymuję.
Kiedy wracam do łóżka, do Pokoju wchodzi Lekarz. Uśmiecha się. Cześć.
Nosi tabliczkę z nazwiskiem, ale nie mogę jej odczytać.
Jestem Doktor Baker.
Uścisk dłoni.
Dzisiaj będę z tobą pracował.
Siadam na brzegu łóżka.
W porządku?
Patrzy na moją twarz, ale nie w oczy.
Tak.
Patrzę mu w oczy.
Jak się czujesz?
Jego oczy są dobre.
Mam już dość tego pytania.
Śmieje się.
Na pewno.
Uśmiecham się.
To są.
Podaje mi kolejne leki.
Librium i diazepam.
Biorę je.
To leki odtruwające i istotne dla leczenia, bo stabilizują pracę serca, obniżają ciśnienie i ułatwiają przetrwanie głodu. Bez nich mógłbyś mieć udar albo zawał, albo jedno i drugie.
Nachyla się i ogląda mój policzek.
Będziesz je brał co cztery godziny w zmniejszających się dawkach przez następne pięć dni.
Patrzę mu w oczy.
Przeprowadzimy kilka badań.
On już to widział.
I zaczniemy przygotowywać dla ciebie Program.
Dobrze.
Jednak najpierw musimy cię trochę poskładać.
Idziemy