Milion małych kawałków. James Frey
Читать онлайн книгу.na zewnątrz. Policzek, warga, usta. Czterdzieści jeden razy.
Skończyliśmy, a on rozmawia przez telefon z Chirurgiem Szczękowym i siedzę na stole i trzęsę się z bólu. Czuję gorąco i nić i krew. Umawia się na termin i odkłada słuchawkę i zaczyna myć ręce.
Za parę dni zabierzemy cię do Miasteczka i poskładamy ci zęby. Dotykam szwów językiem.
Znam Dentystę i on się tobą zajmie.
Dotykam językiem resztek zębów.
Będziesz jak nowy.
Zostawiam język tam, gdzie jego miejsce.
Nie martw się.
Wkłada nową parę rękawiczek i odwraca się.
Teraz muszę ci sprawdzić nos.
Biorę głęboki wdech. Podchodzi i zaczyna oglądać mi nos. Dotyka go, a ja się kulę. Nie czuję policzka.
Nie jest dobrze.
Wiem.
Będę go musiał złamać i nastawić.
Wiem.
Im szybciej, tym lepiej, ale jeżeli chcesz, możemy zaczekać.
Im szybciej, tym lepiej.
W porządku.
Rozstawia stopy i zapiera się i kładzie obie dłonie na moim nosie. Chwytam brzeg stołu i zamykam oczy i czekam.
Gotów?
No.
Szarpie do przodu i do góry i słychać wyraźny trzask. Zimne białe światło przebija mi oczy i kręgosłup i stopy i z powrotem. Mam zamknięte oczy, ale płaczę. Krew cieknie mi z nozdrzy.
Teraz muszę go nastawić.
Dłonie poruszają się w bok i czuję, jak chrząstka porusza się z nimi. Znowu się poruszają. Czuję to. Wypycha do góry i chyba pasuje.
Czuję to.
Już.
Sięga po plaster, a ja otwieram oczy. Nakleja plaster na grzbiet nosa i utrzymuje chrząstkę na miejscu. Chyba dobrze się trzyma.
Bierze ręcznik i wyciera mi krew z twarzy i szyi, a ja patrzę w ścianę. Twarz mi pulsuje i ściskam brzeg stołu i bolą mnie dłonie. Chcę puścić, ale nie mogę.
W porządku?
Nie.
Nie mogę ci dać leków przeciwbólowych.
Domyśliłem się.
Librium i diazepam złagodzą ból, ale będzie boleć.
Wiem.
Przyniosę ci nowy szlafrok.
Dziękuję.
Odsuwa się i wyrzuca ręcznik do kosza na śmieci i wychodzi. Puszczam stół i trzymam dłonie przed twarzą i oglądam je. Trzęsą się, trzęsę się.
Lekarz wraca z Pielęgniarką i pomagają mi się przebrać i opowiadają o badaniach. Krew, mocz, kał. Muszą wiedzieć, jak bardzo zniszczyłem sobie wnętrzności. Na samą myśl czuję obrzydzenie. Wychodzimy i idziemy do innej Sali, w której też jest Łazienka. Szczam do kubeczka, sram do plastikowego pojemnika, igła wchodzi mi w ramię. To proste i łatwe i bezbolesne.
Wychodzimy i Oddział jest pełen ruchu. Pacjenci stoją w kolejce po leki, Lekarze przechodzą z Pokoju do Pokoju, Pielęgniarki noszą buteleczki i próbówki. Słychać hałas, ale wszędzie jest spokojnie.
Idę do swojego Pokoju z Lekarzem i siadam na łóżku. Siada na krześle i wypełnia kartę. Kończy pisać i patrzy na mnie.
Oprócz Dentysty najgorsze już za tobą.
Dobrze.
Zapiszę ci dwieście pięćdziesiąt miligramów amoksycyliny trzy razy dziennie i pięćset miligramów penicyliny VK raz dziennie. To zapobiegnie infekcji.
Dobrze.
Idź do Ambulatorium, tam dostaniesz leki, a jeżeli zapomnisz, Pielęgniarka cię znajdzie.
Dobrze.
Dziękuję, że wytrzymałeś.
Nie ma sprawy.
Powodzenia.
Dzięki.
Wstaje i wstaję i ściskamy sobie dłonie i wychodzi. Idę do Ambulatorium i staję w kolejce. Młoda kobieta staje przede mną. Odwraca się i spogląda mi w twarz. Mówi.
Cześć.
Uśmiecha się.
Cześć.
Wyciąga dłoń.
Jestem Lilly.
Biorę ją. Jest miękka i ciepła.
Jestem James.
Nie chcę puścić, ale puszczam. Robimy krok do przodu.
Co się stało?
Spogląda w stronę Ambulatorium.
Nie pamiętam.
Odwraca się.
Straciłeś przytomność?
No.
Krzywi się.
Kurde.
Śmieję się.
No.
Robimy krok do przodu.
Od kiedy tu jesteś?
Spoglądam w stronę Ambulatorium.
Od wczoraj.
Pielęgniarka piorunuje nas wzrokiem.
Ja też.
Pokazuję na Pielęgniarkę i Lilly odwraca się i przestaje mówić i robimy krok do przodu i czekamy. Pielęgniarka piorunuje nas wzrokiem i wręcza Lilly leki i kubek wody i Lilly bierze leki i pije wodę. Odwraca się i kiedy mnie mija, uśmiecha się i bezgłośnie mówi cześć. Uśmiecham się i idę do przodu. Pielęgniarka piorunuje mnie wzrokiem i pyta, jak się nazywam.
James Frey.
Spogląda na kartę i idzie do szafki i bierze leki i podaje mi je z kubkiem wody.
Biorę leki.
Piję wodę.
Idę do Pokoju i zasypiam i przez resztę dnia śpię i wpycham sobie jedzenie do gardła i stoję w kolejce i biorę leki.
Kiedy ciało mnie budzi, jest jeszcze ciemno. Wnętrzności mnie pieką i czuję, jakbym się palił. Poruszają się i nadchodzi ból. Znowu się poruszają i ból się wzmaga. Znowu się poruszają i jestem sparaliżowany.
Wiem, co mnie czeka, i muszę wstać, ale nie mogę chodzić, więc staczam się z łóżka i spadam na podłogę. Leżę tam i jęczę i jest zimno i cicho i ciemno.
Ból ustępuje i czołgam się do Łazienki i chwytam się brzegów sedesu i czekam. Pocę się i urywa mi się oddech i serce mi trzepocze. Ciało się szarpie, zamykam oczy i pochylam się. Z ust i nosa wylewają mi się krew i żółć i kawałki żołądka. Utykają mi w gardle, w nozdrzach, w resztkach zębów. I znowu nadchodzi, znowu nadchodzi, znowu nadchodzi i za każdym razem ostry ból przeszywa mi klatkę piersiową, lewe ramię i szczękę. Uderzam głową o tył sedesu, ale nic nie czuję. Uderzam znowu. Nic.
Wymioty się kończą i siadam i otwieram oczy i patrzę na sedes. Grube czerwone zacieki lepią się do ścianek i brązowe kawałki moich wnętrzności unoszą się na wodzie. Próbuję uspokoić oddech i serce, ale nie mogę, więc siedzę i czekam. Każdego ranka to samo.
Wymiotuję i siedzę i czekam.
Po kilku minutach wstaję i powoli wracam do Pokoju. Noc się kończy i stoję w oknie i obserwuję. Pomarańczowe i różowe smugi żeglują przez błękit nieba, duże ptaki rysują się na tle czerwieni wschodzącego słońca, chmury przesuwają