Gniew Tiamat. James S.a. Corey

Читать онлайн книгу.

Gniew Tiamat - James S.a. Corey


Скачать книгу
nieograniczonym budżecie, przydzielonych jej najlepszych zespołach naukowych i specjalnie dla niej zbudowanym najnowocześniejszym statku, Dyrektoriat Naukowy i wysoki konsul interesowali się tylko jednym wynikiem. „Jak możemy powstrzymać to coś, co zjada statki przelatujące przez wrota?”.

      – Nie wiem – przyznała. – Proszę dać mi się przyjrzeć.

      * * *

      Po osiemnastu godzinach zbierania danych Elvi wycofała się do swojej kabiny. Dość wcześnie przekonała się, że wojskowa dyscyplina Lakończyków nie obejmowała zmuszania ludzi do pracy bez odpoczynku. Duarte chciał, by wszyscy pracowali z maksymalną wydajnością, z czym wiązało się założenie, że ludzie będą spędzać jedną trzecią doby, śpiąc. Gdy Elvi opuściła swoje stanowisko, mówiąc, że musi odpocząć przed rozpoczęciem analizy, Sagale nawet nie mrugnął.

      Tak naprawdę była to sztuczka, której zaczęła używać do pozyskania czasu na nieprzerwaną pracę. Potrafiła przeżyć dwadzieścia cztery godziny bez przerwy już od czasów studiów. Trochę tabletek z kofeiną plus gorąca herbata i w razie potrzeby mogła przeciągnąć to do czterdziestu ośmiu godzin. Brak snu zapewnił jej dodatkowe osiem lub dziewięć godzin bez nieustannych pytań Sagale’a dotyczących wyników i harmonogramów.

      Z drugiej strony sztuczka działała tylko, jeśli wszyscy udawali, że ona faktycznie śpi, więc wpadnięcie Fayeza do kabiny oznaczało, że miał coś dużego.

      – Zrobiłem kopię.

      Zanim Elvi zdążyła zapytać, czego kopię zrobił, podleciał do stołu na środku jej kabiny i rozłożył na nim swój terminal. Elektromagnesy w stole uniemożliwiły urządzeniu odlecenie, ale energia ruchu posłała Fayeza w łagodny ruch wirowy w stronę ściany. Był Ziemianinem, urodzonym i wychowanym w studni grawitacyjnej, i niezależnie od tego, ile czasu spędził w przestrzeni, nigdy nie pozbył się tego odruchowego oczekiwania obecności ciążenia.

      – Pokaż jej! – krzyknął w stronę stołu. – Pokaż jej… to coś! Wyświetl ostatni plik, obraz przestrzenny.

      Pojawiła się holograficzna mapa czegoś wyglądającego jak ludzki mózg, unosząc się nad stołem. Mózg iskrzył się błyskającymi ścieżkami synaptycznymi, prawdopodobnie rejestrowanymi skanem fMRI lub fNIRS. Elvi widziała ten mózg dostatecznie często, by wiedzieć, że należał do katalizatora. Kiedyś była kobietą. Fayez dotarł do ściany i odepchnął się stopą, dołączając do niej z powrotem przy stole.

      – Duża aktywność – skomentowała Elvi. – Ale wyprowadzenie jej z zagrody może wywoływać u niej stres lub dyskomfort fizyczny. Nic tutaj nie wygląda szczególnie nietypowo.

      – To tylko ona – powiedział Fayez, kręcąc głową i stukając w terminal. – Popatrz na to.

      Pojawił się drugi obraz. Elvi potrzebowała chwili na rozpoznanie, że to kopia aktywności mózgowej katalizatora, choć bez struktury fizycznej mózgu.

      – Nie rozumiem. Skąd pochodzi drugi obraz?

      – To pochodzi z obiektu – odpowiedział z szerokim uśmiechem Fayez.

      – Co, cały obiekt powiela jej aktywność mózgową?

      – Nie, to bardzo zlokalizowane. – Fayez znowu zaczął grzebać w przyciskach. Drugi obraz pomniejszał się przez dłuższą chwilę, aż wyświetlacz zaprezentował cały obiekt. Z małą białą kropką. – Oczywiście to nie jest w skali, z tej odległości byłoby to wielkości Grenlandii. Ale to przybliżona lokalizacja obrazu.

      Znowu zajął się sterowaniem terminalem i obraz zastąpiły długie strumienie danych z czujników.

      – Jen zaczęła rejestrować fluktuacje elektromagnetyczne na powierzchni obiektu. No wiesz, w kontekście to bardzo drobne, ale cały obiekt jest kompletnie nieaktywny, a czujniki tej łajby są precyzyjne w stopniu, w jakim mogą być za pieniądze galaktycznego tyrana.

      – W porządku – powiedziała Elvi. – Na co jej zdaniem patrzymy?

      – Z początku wyglądało to po prostu jak odbijające się gdzieś w środku fotony, ale potem Jen złożyła z nich tę mapę. Nikt nie wiedział, na co patrzymy, do chwili gdy Travon skomentował „Hej, to wygląda jak fMRI”. Wywołałem monitor katalizatora i bum, mamy porównanie.

      Elvi nie miała nic przeciwko nieważkości, ale brakowało jej w niej możliwości zapadnięcia się w fotel. Poczuła uderzenie adrenaliny, od której zamrowiły jej dłonie, a nogi zdrętwiały.

      – Czyli są swoim echem?

      – Jak patrzenie w lustro.

      – Och – rzuciła. – No dobrze – dodała. – To coś wielkiego.

      – Och, robi się jeszcze lepsze – skomentował Fayez. – W całym obiekcie pojawiły się teraz punkty z promieniowaniem – powiększył jeden z nich i przez obraz przemknęły nowe dane numeryczne – takie jak ten.

      Patrzył na nią wyczekująco. Czekając, aż powiąże fakty. Nie sądziła, że jest aż tak zmęczona, ale cokolwiek miała skojarzyć z obrazem, nie przychodziło jej do głowy.

      – Poddaję się.

      – Nam też to chwilę zajęło – przyznał Fayez. Wywołał trzeci obraz. Elvi rozpoznała pierścień wrót. – To ten sam rodzaj promieniowania, który jest emitowany przez wrota podczas przejścia.

      Elvi zrozumiała, zanim na ekranie pojawiły się liczby.

      – To jest skorelowane z katalizatorem.

      – Tak. Mózg katalizatora, kopia w tym czymś z zielonego diamentu i dziwne rozproszone promieniowanie typu wrót. Trzy elementy z identycznym wzorem – podsumował Fayez.

      Elvi zmniejszała obraz olbrzymiego zielonego diamentu, aż mogła go zobaczyć w całości. Wydawało się, że migocze drobnymi gwiazdkami światła pojawiającymi się i znikającymi w miejscach, gdzie komputer oznaczał rozbłyski promieniowania.

      – Czy to coś jest wypełnione… wrotami? To znaczy w fizycznej strukturze samego obiektu?

      – Mamy teorię – rzucił Fayez. Szczerzył się, jak wtedy, gdy pierwszy raz zgodziła się pójść z nim do łóżka. Wyglądał jak przygłup, ale podobało jej się to, co czyniło go szczęśliwym: rozumienie świata i ona.

      – Jeszcze za wcześnie na teorie – zaprotestowała.

      – Wiem, ale i tak jedną stworzyliśmy. I mówiąc „my”, mam na myśli głównie Travona, ale wszyscy się zgadzamy. To coś nawiązuje kontakt z umysłem zakażonym przez protomolekułę, tworzy jego kopię, a potem w całym obiekcie pojawiają się sygnatury wrót. Travon zaczął mówić o tym, jak działa bezpieczne magazynowanie danych. Tworzysz fizyczny zapis zaszyfrowanych danych, a potem go rozprowadzasz. Umieszczasz go w odrębnych miejscach przechowywania z wbudowanymi znacznikami i kodem w taki sposób, że gdyby doszło do utraty części systemu zapisu, reszta mogłaby odbudować utraconą część na podstawie rozproszonych fragmentów.

      Elvi, znająca się na systemach komputerowych dużo lepiej od Fayeza, zaczęła protestować.

      – To niezupełnie…

      – A wtedy wtrąciła się Jen i powiedziała, że diament to supergęsta i niezwykle regularnie uporządkowana masa atomów węgla. Gdyby był sposób na przesuwanie elementów bez zniszczenia całej struktury, stanowiłby doskonały materiał do przechowywania danych.

      Elvi znieruchomiała, analizując implikacje.

      – Coś w rodzaju maleńkich, bardzo maleńkich tuneli podprzestrzennych – skomentowała.

      – Prawda? Wiemy, że twórcy protomolekuły mogli mieć umysł zbiorowy. Albo jeden mózg. Jakkolwiek chciałbyś to zinterpretować. Natychmiastowa niezlokalizowana łączność wszystkich węzłów i istot w całym zajmowanym


Скачать книгу