Sekret wyspy. Dorota Milli

Читать онлайн книгу.

Sekret wyspy - Dorota Milli


Скачать книгу
narozrabiałem? – zapytał z uśmiechem.

      – Nic o tym nie wiem, kucharz mi nie doniósł. – Wiki rozluźniła się i zaśmiała. Właśnie to lubiła w Natanie, ten swobodny sposób bycia, którym ją ujął już przy pierwszym spotkaniu. – Wiem, że za bardzo naciskałam, dlatego przepraszam. Nie musisz się śpieszyć, rób to w swoim czasie, czytaj i poznawaj ojca na własnych warunkach.

      – Dziękuję i doceniam, tym bardziej że znam twoją niecierpliwość. – Spoważniał, patrząc w błyszczące fale. – Myślałem, że pójdzie szybciej. To jednak trudne, powrót do przeszłości, do tego, co było, gdy ojciec żył… Miałem swoje wyobrażenie, ale teraz się rozpadło. Nic nie jest takie, jakim się wydawało.

      – Mieliśmy mniej lat, mniej doświadczeń – wtrąciła Wiki, choć myślała o swoich listach.

      – Nie wiedzieliśmy tego, co wiemy teraz.

      – Nie wiesz, czy twój ojciec faktycznie chciał, żebyś znalazł notesy, czy chciałby, żebyś je czytał. W nich może być wszystko, nawet informacje o jego przyjaciołach, komendancie i doktorze.

      – Gdyby nie chciał, toby je spalił. Pewnie sam nie wiedział, co jest dobre.

      – Nie korci cię, żeby zajrzeć na koniec? Może on… Może twój tata zapisał coś ważnego?

      – O tym, dlaczego sięgnął po sznur? – wypowiedział to łamiącym się głosem.

      – Bardziej chodziło mi o śledztwo. Może napisał coś o proboszczu?

      – Też wolałbym to oddzielić, jego prywatne zapiski i sprawy, które prowadził, ale wszystko jest połączone. Notesy były wrzucone niedbale, choć zawsze lubił porządek. Przeczytałem kilka z nich, chciałem posegregować datami, ale… Zrobię to, tak będzie lepiej. – Natan nie podzielił się swoimi obawami, że przy każdym przewróceniu strony bał się natrafić na opis podjęcia decyzji o samobójstwie. Wielokrotnie zastanawiał się, czy ojciec to zaplanował, czy wykonał pod wpływem impulsu.

      – Wtedy będziesz mógł się przygotować na… koniec.

      – W którym nie ma szczęśliwego zakończenia. – Natan odetchnął głęboko, lecz z żalem. – Najwięcej napisał o mamie, o nas, gdy zachorowała. Czasem mam wrażenie, że siedzę w jego głowie, pozbawiam go prywatności. Waham się, czy powinienem to czytać.

      – To go przerosło, Natan, na szczęście ty okazałeś się silniejszy.

      – To dziwne, że ojciec, pewny i stały, okazuje się kruchy jak szkło.

      – Ludzie nakładają różne maski, by ukryć swoje wady i słabości.

      – Ty też masz swoje maski.

      – To nie pytanie? – zapytała, marszcząc brwi, ale nie zaprzeczyła.

      Natan uśmiechnął się. Polubił Wiki, od samego początku złapał z nią dobry kontakt. Mówiła, co chciała, bez zahamowań, ale to, czego nie chciała, nawet siłą trudno było z niej wyciągnąć. Zaskoczyła go podarunkiem – breloczkiem z kotwicą, znakiem przyjaźni, jakim obdarowała siostry.

      – Jak wasze sprawy z Edwinem?

      – Nasze sprawy? – Wiki zawahała się, nie wiedząc, co Edwin powiedział swojemu przyjacielowi, zwłaszcza o wieczornym rejsie.

      – Dogadacie się w końcu?

      – System, który wypracowaliśmy przez lata, najlepiej się sprawdza.

      – Nie sądzę. Edwin nie jest taki zły.

      – Jeszcze sobie nie odpuściłeś? Nadal próbujesz nas pogodzić?

      – Ratuję ludzi i ich wzajemne relacje, to pasja i wolontariat dla dobra ludzkości i naszych wspólnych grupowych relacji.

      – Podobno Gajda chce się pogodzić, ale trudno mi w to uwierzyć – wyznała, chyba po raz pierwszy dopuszczając do swoich przemyśleń mężczyznę, a nie siostry. Potrzebowała jednak męskiego spojrzenia.

      – Od początku naszej współpracy Edwinowi na tym zależy.

      – Siejesz propagandę, Natan. Proszę, nie ściemniaj!

      – Dobrze, od pewnego czasu coś się zmieniło. Nie tylko ja próbuję poznać swojego ojca i jego decyzje, Edwin też chce zrozumieć swojego. Nie mówię, żebyś była dla niego miła, ale może odrobinę łagodniejsza?

      – Boli mnie, jak tylko o tym myślę.

      Natan zaśmiał się w głos, a Wiki mu w tym towarzyszyła.

      – Spróbujesz?

      – Zobaczę.

      – Wiki… – Natan zawahał się, ale postanowił to powiedzieć. – Nikt cię nie zmusza, ale jeśli jest coś więcej, coś, co obawiasz się wyznać… Chodzi mi o to, że jesteśmy po twojej stronie, cokolwiek się wydarzyło.

      Wiki uciekła wzrokiem, mocno speszona.

      – Miłej pracy. – Odeszła, zastanawiając się, czy wszyscy wiedzą, że coś ukrywa.

      Natan patrzył na dziewczynę, zanim mu zniknęła z oczu. Odwrócił twarz do wiatru. Kolejne słowa ojca zapadły mu w pamięć.

      Sztorm nie minął. Z Halinką było coraz gorzej. Nie mogę na to patrzeć. Złości mnie moja bezradność, niemoc. Przez tyle lat starałem się być dla niej oparciem, bezpieczeństwem, a teraz nie potrafię niczego zrobić. Nie umiem jej uratować, przedłużyć jej życia. I po co to wszystko, jedno wielkie oszustwo.

      Próbowałem wielokrotnie, jeździłem do wielu specjalistów. Nie było mnie w domu od rana do później nocy, kłamałem, by szukać ratunku. Miałem nadzieję, wiarę, że będzie jak dawniej, będzie przyszłość. Nic z tego nie wyszło. Wszystko na nic. Nie znalazł się żaden lekarz, nikt nie dawał szansy. Nie było już czasu. Nasza wspólna podróż dobiegała końca. Niestety to ja będę musiał patrzeć, jak odchodzi….

      Mój syn. Czy on rozumie, co się dzieje? Jest taki spokojny, może nie zdaje sobie sprawy? Nie odważę się go spytać, bo na pewno padnie pytanie, a ja nie jestem gotowy na nie odpowiedzieć…

      ***

      Na końcu ulicy, blisko zejścia na plażę, zobaczyła kolorowy chaos, który sama stworzyła. Budynek, wraz z jej mieszkaniem na poddaszu, znajdował się pośród drzew, niemal w nadmorskim lesie. Tylko od strony ulicy był otwarty, teraz pełny ludzi i głośny.

      Drzewa ograniczały wiatr od morza, roztaczały zapach wilgotnego drewna i ściółki. Wiki uwielbiała spać przy otwartym oknie, zwłaszcza świetliku, choć ryzyko było spore. Każdej nocy mógł spaść deszcz. Nad morzem pogoda była zmienna, błękitne niebo rozjaśnione słońcem mogło w kilka minut zmienić się w czarne tło z atakiem błyskawic.

      Restauracja „Kotwica” była jej marzeniem, a teraz, gdy świetnie prosperowała, Wiki poczuła, jakby jej dziecko dorosło i teraz samo się o siebie troszczyło. Odpowiedni dobór pracowników również miał w tym wielkie znaczenie. Mogła powiedzieć, że po ciężkich latach i ją spotkało szczęście, bo jak na razie wszystko układało się po jej myśli.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa,


Скачать книгу