Drużyna 8. Powrót Temudżeinów. John Flanagan

Читать онлайн книгу.

Drużyna 8. Powrót Temudżeinów - John Flanagan


Скачать книгу
cześć, Thornie – powiedział teraz, siląc się na ton pogodnej niewinności. – Właśnie rozmawialiśmy o tobie.

      – Owszem, słyszałem – odparł Thorn. Popatrzył ze zmarszczonymi brwiami na Stefana. – Wiesz, to w ogóle nie przypominało mojego głosu.

      – Nie, oczywiście, że nie – przytaknął posłusznie Stefan.

      Niestety, w tym samym momencie Jesperowi wyrwało się:

      – Przypominało! Brzmiał zupełnie jak ty! – W tej samej chwili zamarł, bo Thorn spojrzał na niego lodowato. Zapadła długa i zdecydowanie nieprzyjemna cisza.

      Thorn zwrócił się do trzeciego pasażera wozu, by rozsądził sprawę.

      – A co ty powiesz, Edvinie? Czy Stefan dobrze naśladuje tego „starego nudziarza”?

      – Yyy… eee… – Edvin zawahał się, nie wiedząc, co będzie właściwą odpowiedzią. Popatrzył szybko na swoich dwóch kolegów, ale nie mógł liczyć na ich pomoc. – Yyy… raczej nie, Thornie. Nie… – odparł z wahaniem. – To nie brzmiało jak ty – dodał pewniej, unikając oskarżycielskich spojrzeń Stefana i Jespera.

      – Ale zgadzasz się, że jestem starym nudziarzem? – upewnił się Thorn.

      Edvin podskoczył, jakby go coś ugryzło.

      – Nie! Ależ skąd! Nic takiego nie powiedziałem!

      – Ale też się nie sprzeciwiłeś – zauważył Thorn, a Edvin nie znalazł na to żadnej odpowiedzi. Stary wojownik popatrzył złowieszczo na całą trójkę i powoli potrząsnął głową. – Kiedy dotrzemy na granicę, wy będziecie zajmować się całą brudną robotą podczas budowania platform – zapowiedział. Następnie oddalił się, zostawiając ich przerzucających się szeptanymi oskarżeniami.

      – Dlaczego mnie nie ostrzegliście, że on tu jest? – zapytał z goryczą Jesper.

      – Zobaczyłem go w ostatniej chwili! – Stefan rzucił gniewne spojrzenie Edvinowi. – Ty musiałeś widzieć, jak podchodzi. Siedziałeś twarzą w jego stronę.

      Jednakże Edvin podniósł kłębek czarnej wełny, druty i częściowo skończoną czapkę Czapli.

      – Nie patrzyłem – zaprotestował. – Pracowałem nad tą czapką.

      – Ty i te twoje przeklęte robótki! – rozzłościł się Stefan. – Może powinieneś sobie znaleźć jakieś bardziej pożyteczne zajęcie, dopóki jedziemy na wozie.

      – To twoja czapka – przypomniał chłodno Edvin. Zawsze irytowały go obraźliwe komentarze na temat robienia na drutach. – Już zapomniałeś? Kluf pogryzła twoją czapkę i prosiłeś mnie, żebym zrobił ci nową.

      – Aha… – powiedział Stefan, mocno zbity z tropu. Naprawdę trudno było narzekać na robótki Edvina, który właśnie oddawał mu przysługę. Edvin nie kazał płacić swoim kolegom za czapki, które dla nich robił. – Cóż, w takim razie nie ma sprawy.

      Thorn, który oddalił się od nich, żeby sprawdzić, co się dzieje w drugim wozie, uśmiechnął się pod nosem, słysząc przyciszoną kłótnię. Kiedy podszedł do wozu, zobaczył, że siedząca w nim Lydia obserwuje go z niemym pytaniem w oczach, przechylając głowę na bok.

      – Pilnuję, żeby zawsze byli czujni – oznajmił pogodnie.

      Uśmiechnęła się.

      – Domyślam się, że Stefan znowu cię naśladował?

      Thorn skinął głową.

      – Chociaż to w niczym nie przypomina mojego głosu. – Czekał, żeby Lydia się z nim zgodziła, ale ona jedynie uśmiechała się do niego bez słowa. – Naprawdę w niczym! – dodał z żarem.

      Lydia tylko skinęła głową, a na jej twarzy zamiast uśmiechu zagościł wyraz niewinności tak bezgranicznej, że nie mogła być szczera.

      – Oczywiście, że nie – potwierdziła.

      Thorn uznał, że nie będzie drążyć sprawy, i rozejrzał się po wnętrzu wozu, w którym siedzieli wygodnie także Ingvar, Ulf i Wulf. Kluf leżała na boku i opierała kudłaty łeb na kolanie Lydii. Na powitanie Thorna zabębniła krótko ogonem o deski. W wozie było więcej miejsca, ponieważ transportował tylko części do obu zadymiarzy.

      – Wszystko tu w porządku? – zapytał Thorn, ponieważ uznał, że najbezpieczniej będzie zmienić temat.

      Lydia skinęła głową, a pozostali mruknęli potwierdzająco.

      – Jest aż za przyjemnie – powiedziała. Była z natury poważna i miała skłonności nie dowierzać niczemu, co było zbyt wygodne. – Chętnie bym wysiadła i rozprostowała trochę nogi.

      Thorn machnął zapraszająco ręką.

      – Proszę, nie krępuj się.

      Jednakże Lydia poklepała wielki łeb Kluf.

      – Nie chcę jej budzić. Jest taka szczęśliwa.

      Kluf poczuła jej dotyk, wygięła grzbiet i wyciągnęła rozkosznie wszystkie cztery łapy z pomrukiem zadowolenia.

      Thorn pokiwał głową ze zrozumieniem.

      – Domyślam się, że nie chcesz jej budzić. – Popatrzył na słońce, które pojawiło się teraz na wąskim pasku nieba widocznym z wąwozu. – Tak czy inaczej za jakieś pół godziny zatrzymamy się na południowy posiłek – oznajmił. – Do tego czasu możesz jej pozwolić pospać.

      Odwrócił się i pomaszerował na przód niewielkiej kolumny. Kiedy mijał pierwszy wóz, ponownie skrzywił się ponuro i spojrzał ostrzegawczo na jego pasażerów.

      Nie robili wprawdzie nic złego, ale – tak jak powiedział Lydii – uważał, że zawsze powinni mieć się na baczności.

      Jesper i Stefan patrzyli za nim i czekali, aż znajdzie się poza zasięgiem słuchu.

      – Zawsze mam wrażenie, że on wie, o czym myślę – odezwał się cicho Jesper.

      – Wiem! – zawołał Thorn przez ramię, a potem przyspieszył kroku, żeby dogonić Stiga i Hala, jadących konno na czele grupy.

      Minęło kilka minut, zanim Jesper, który rzadko kiedy potrafił usiedzieć spokojnie w miejscu dłużej niż parę chwil, szturchnął łokciem Stefana.

      – Spróbuj jeszcze raz – poprosił.

      Stefan potrząsnął tylko głową.

      – Oszalałeś? On mnie usłyszy. Ma uszy jak sokół.

      – Czy sokoły mają uszy? – zainteresował się Edvin.

      Stefan wydął wargi z irytacją.

      – W takim razie ma uszy z tyłu głowy! – poprawił się, a pozostali dwaj popatrzyli na niego zaskoczeni, aż sam zauważył, jak absurdalne było to zdanie. – Wiecie, o co mi chodzi!

      Jesper postanowił zmienić temat.

      – Nie musisz naśladować akurat jego. Albo kogokolwiek innego. Możesz udawać jakieś zwierzę.

      Stefan zastanowił się nad tym.

      – Jakie na przykład?

      – Pamiętasz, jak uczestniczyliśmy w zawodach? Udawałeś wtedy niedźwiedzia.

      Stefan uśmiechnął się na to wspomnienie.

      – Prawda, a Ingvar biegał wkoło i szeleścił w krzakach, żeby ludzie myśleli, że naprawdę jest tam niedźwiedź.

      – Zrób to jeszcze raz! – namawiał Jesper.

      Stefan namyślał się przez chwilę, a potem pochylił głowę i złożył dłonie przy ustach. Po kilku sekundach rozległo


Скачать книгу