Zapisane w pamięci. Ewa Pirce
Читать онлайн книгу.czas uśmiechając się pod nosem. W międzyczasie zaczęłam przygotowywać składniki na gofry. Jess była w domu, o czym świadczyły jej buty i torebka leżące koło ławy w salonie, dlatego zwiększyłam proporcje, by i ona mogła się posilić, gdy wstanie. Przyłapałam się na tym, że co jakiś czas wyjmowałam z kieszeni małą karteczkę i czytałam tekst na nowo. Cieszyłam się jak wariatka, choć z tyłu głowy cały czas brzęczała mi myśl, że nawet ktoś taki jak Alex nie jest w stanie zmienić mojej przeszłości.
Właśnie kończyłam kroić owoce, kiedy drzwi do pokoju Jessie otworzyły się na oścież. Już zamierzałam ją przywitać, ale zamiast kuzynki stanął w nich nieznany mi mężczyzna o ciemnoblond włosach, zmierzwionych po nocy namiętnego seksu. Krew napłynęła mi do policzków, gdy zauważyłam, że nie ma na sobie bielizny. Był nagi jak Pan Bóg go stworzył.
– Cudownie pachnie. – Posłał mi przyjazny uśmiech, podchodząc do wyspy kuchennej.
– Hola, hola, chłopcze. – Zatrzymałam go, wyciągając intuicyjnie ręce przed siebie. – Może byś tak najpierw ukrył swojego żołnierzyka?
Starałam się nie roześmiać, widząc, że teraz to on się zarumienił.
– O cholera. – Zaśmiał się z zakłopotaniem. – Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.
Zasłonił przyrodzenie i tyłem potruchtał do pokoju Jessie.
Nie minęła minuta, kiedy pojawił się znowu, tym razem w niebieskich bokserkach w żółte kaczuszki.
– Czy mógłbym prosić o filiżankę kawy i coś z tych wspaniałości, które przygotowałaś? – Olśniewający uśmiech, dzięki któremu zapewne zdobywał wszystko, czego chciał, uniósł kącik jego ust.
Zadziwiła mnie jego pewność siebie oraz swoboda, z jaką się poruszał. Zachowywał się tak, jakby był we własnym domu, a nie u ledwo co poznanej dziewczyny, u której spędził noc. Bo nie wierzyłam, że on i Jessie są w stałym związku, a nawet jeśli, nie tłumaczyło to jego arogancji. Swoim postępowaniem wyostrzył moją czujność.
– Przepraszam, ale kim ty w ogóle jesteś? – Bacznie śledziłam każdy jego ruch, gdy zajmował miejsce na stołku przy wyspie.
– To nikt, kim musisz się przejmować – wtrąciła Jessie, wychodząc z pokoju.
– Hej! Czuję się urażony – rzucił chłopak, robiąc nadąsaną minę.
– Tom – zaczęła tak, jakby mówiła do małego, niesfornego dziecka. – Proszę cię, oszczędź sobie wstydu i spadaj.
Przeszła przez kuchnię, żeby nalać sobie soku pomarańczowego.
– Słucham? – Wytrzeszczył oczy w zakłopotaniu. – Czy ty mnie właśnie wyrzucasz?
Jessica stanęła przy mnie i musnęła mój policzek na przywitanie. Popatrzyła na swojego znajomego, uśmiechając się z politowaniem. Przez kilka sekund mierzyli się spojrzeniami, po czym pochyliła się nad ladą, by być bliżej niego. Kiedy jej wargi znalazły się tuż przy jego, wyszeptała cicho, ale na tyle głośno, że zdołałam ją usłyszeć:
– Tak. – Cmoknęła chłopaka w usta. – Spadaj.
Na jego twarzy nadal widniała konsternacja, gdy wstał i ruszył do jej pokoju. Zanim zamknął za sobą drzwi, rzucił:
– Jesteś rąbnięta.
– Nie przejmuj się i nie pytaj, proszę. – Machnęła niedbale dłonią, chwyciła kawałek ananasa i włożyła go do buzi.
– O matko, ale pyszny – wymruczała, sięgając po gofra. – Wiesz, że cię kocham?
– Mówisz tak tylko dlatego, że zrobiłam ci gofry?
– Yhym… – Przez zapchane usta nie mogła wyraźnie mówić. – Tylko i wyłącznie – dodała z szerokim uśmiechem po przełknięciu.
Złapałam połówkę banana i uderzyłam nią w jej głowę. Przekomarzałyśmy się dalej. Przestałyśmy dopiero wówczas, gdy w naszym polu widzenia znowu pojawiła się jednonocna przygoda Jess.
– Tak na marginesie: mam na imię Trevor, nie Tom – fuknął naburmuszony i przeparadował sztywnym krokiem do drzwi. – Więcej nie dzwoń – powiedział, nim zniknął za drzwiami, mocno je za sobą zatrzaskując.
Jessica popatrzyła na mnie pytająco, po czym wybuchła głośnym śmiechem. Było to tak zaraźliwe, że zaraz do niej dołączyłam. Nie wiedziałam nawet, z czego tak naprawdę się śmieje, co bawiło mnie jeszcze bardziej. Dostałyśmy zwyczajnej głupawki. Taki stan wydaje się normalny dla przeciętnego człowieka, ale dla mnie było to coś, czego nie robiłam od lat. Brakowało mi tego.
– O rany! – sapnęła Jess, gdy się uspokoiła i zobaczyła stojący na blacie kuchennym bukiet. – Od kogo to? – Sięgnęła po szklankę z sokiem.
Popatrzyłam na kwiaty i uśmiechnęłam się kącikiem ust.
– Niemożliwe… – Wytrzeszczyła oczy. – Serio?
– Co? – Starałam się udawać, że nie wiem, o co jej chodzi.
– Są od Żniwiarza, prawda? – Pochyliła się i zaciągnęła wspaniałym zapachem.
– Alex, ma na imię Alex – poprawiłam ją. – Nie lubi, kiedy ludzie zwracają się do niego, używając tego pseudonimu.
– Okej, zanotowałam. Ale są od niego, mam rację? – dociekała.
– Tak – potwierdziłam.
Wzięłam się za opróżnianie zmywarki. Musiałam się czymś zająć, by na nią nie patrzeć. Wiedziałam, że zacznie ciągnąć temat mojego potencjalnego związku z Aleksem, a tego nie chciałam. Nie byłam gotowa.
– Robalu… – zaczęła, ale szybko jej przerwałam, wiedząc, co zamierza powiedzieć.
– Nie, Jessie, proszę. – Próbowałam brzmieć łagodnie, ale stanowczo.
– Dlaczego to robisz? – zignorowała moją prośbę. – Wiem, że chcesz się z nim spotkać. Widzę to w twoich oczach. Bujasz w obłokach i często odpływasz myślami. Wiem doskonale, że o nim myślisz. Od waszej randki upłynęło już cholernie dużo czasu, a ty ciągle do niej powracasz. Nie sądzisz, że to o czymś świadczy?
Już miałam jej odpowiedzieć, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Popatrzyłyśmy na siebie, ale żadna z nas się nie ruszyła.
– Jem – poinformowała Jess, pokazując na potwierdzenie cząstkę pomarańczy.
Bez słowa ruszyłam do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer, ale nikogo nie dostrzegłam. Skrzywiłam się, otwierając je na oścież. Stanęłam jak wryta, kiedy zobaczyłam, co się znajdowało na progu.
– O Boże! – wyrwało mi się.
Zakryłam szybko usta dłonią, żeby powstrzymać pisk, który próbował uciec mi z gardła.
– Co się dzieje? – Jessica w mgnieniu oka znalazła się za moimi plecami. – O ja pieprzę! – zaklęła, kiedy ujrzała to, co ja.
Przed nami stały dwa duże bukiety konwalii, a pośrodku nich znajdował się słoik z maleńkim robaczkiem w środku. Uśmiechnęłam się szeroko na ten widok, a po moim ciele przemknęła fala gorąca.
– Okeeeeeej – wymamrotała Jessie przeciągle. – Kwiaty rozumiem, ale kto daje dziewczynie robaka?! I to chyba zdechłego.
Aby lepiej przyjrzeć się owadowi, pochyliła się tak, że mało nie upadła.
Zachichotałam i przykucnęłam, by podnieść słoik.
– To nie robak, tylko świetlik. Żywy.
Uniosłam naczynie i lekko nim