Miłość czyni dobrym. Katarzyna Bonda

Читать онлайн книгу.

Miłość czyni dobrym - Katarzyna Bonda


Скачать книгу
pan interes ze swoimi prawnikami, choć naturalnie musi to nastąpić sprawnie. Jeden, maksymalnie dwa dni. Dobry notariusz specjalizujący się w tych kwestiach z pewnością zbada rzecz gruntownie. Zrobilibyśmy ten interes ze złotem sami, ale Daniel nie ma czasu na rejestrację firmy w Niemczech i czekanie na decyzje banków. Na stałe mieszka w Wielkiej Brytanii, firmę prowadzi w Panamie i część interesów w Liberii, ale jest Polakiem. Rozumie pan, przepisy w Niemczech wobec cudzoziemców spoza Unii nadal są niekorzystne. Nie ukrywam, że idzie również o podatki. A czy panu taki obrót na koncie nie przydałby się w biznesie?

      – Mogłoby to być korzystne – potwierdził z wahaniem Otto. – Gdyby leżały na moim koncie wystarczająco długo.

      – O tym właśnie mówię. Kredyt na dom, lokal, nowy samochód. Remont toalety. – Urwał.

      Otto z całych sił starał się nie oddychać.

      – Halo! Jest pan tam? – Wolf wykonał ruch głową, jakby szukał złotnika na węch.

      – Jestem, jestem. Myślę.

      Znów zapanowało milczenie. Otto przyglądał się gościowi, aż wreszcie odważył się spytać:

      – Dlaczego pan nie weźmie tego na siebie? To najprostsze rozwiązanie. Pan ma obywatelstwo.

      – To zbyt skomplikowane. – W głosie Wolfa dało się wyczuć zniechęcenie. – Owszem, mam obywatelstwo, ale też jestem z pochodzenia Polakiem. Moja żona urodziła się w Szwajcarii, a ma francuski paszport. Belgijski zresztą też. Fiskus natychmiast wziąłby nas pod lupę. Co innego szanowany biznesmen, który nigdy nie miał kolizji z prawem.

      Otto nerwowo spojrzał na drzwi łazienki, w której, o dziwo, Dieter siedział teraz ciszej niż mysz pod miotłą.

      – Mówił pan, że ma znajomego bankiera, posiada konto od lat i mogą nas potraktować szczególnie – kontynuował Wolf. – Tylko o to nam chodzi. Honorarium za tę operację jest, jak sądzę, nadzwyczaj atrakcyjne, zważywszy na poniesione wysiłki. Resztą zajmujemy się my. Pan musi tylko założyć szereg kont. Sam pan rozumie, że takie środki nie mogą wpłynąć na jeden rachunek. Najlepiej by było, żeby zaangażował pan rodzinę, bliskich, a potem poświęcił godzinę na wizytę w banku i dokonał szeregu przelewów. Inaczej urząd kontroli skarbowej zakwalifikuje sprawę jako pranie brudnych pieniędzy, co nie byłoby zgodne z prawdą.

      Otto nadal się nie odzywał.

      – Skoro jestem w błędzie, dziękuję za pana czas. – Wolf oparł dłoń na lasce. Wstał.

      – Chwileczkę. – Otto podniósł dłoń, a potem uświa­domił sobie, że Wolf nie może tego widzieć. – Ja wprawdzie nie mam firmy, ale znam kogoś, kto prowadzi warsztat samochodowy. Ogromna korporacja. Holding tak naprawdę – jąkał się.

      – To zaufana osoba? Nie będzie problemów?

      – Mój osobisty szwagier. Postaram się go przekonać. Sprawa wygląda nieco inaczej, niż sądziłem.

      – Więc to z magnatem motoryzacyjnym powinien spotkać się Daniel – stwierdził wyraźnie zawiedziony Wolf. – Żałuję, że otrzymałem błędne informacje. Jak to mówią, czas to pieniądz. Przepraszam, muszę uprzedzić żonę, by odwołała spotkanie z księciem von Hochbergiem.

      – Księciem?

      – Bankier, z którym dziś miał pan się spotkać, jest arystokratą i potężną figurą brytyjskiej finansjery. To bardzo wpływowy człowiek i jak oni wszyscy miewa humory. Każdej minuty obraca kapitałem miliarda funtów, prowadzi interesy na całym świecie. Jego czas jest bezcenny. Nie będzie zadowolony ze zmiany scenariusza w ostatniej chwili. Może zerwać negocjacje, a co gorsza, żądać zadośćuczynienia. Cóż, wezmę to na siebie. Taka moja rola.

      Otto przestraszył się, że Wolf za chwilę wyjdzie. Już niemal całkiem zapomniał, że ma do czynienia ze ślepcem. Zdjął zegarek, rzucił go do miski, w której ważył złoto.

      – Nie będzie potrzeby podwajania płatności. Podzielimy się prowizją ze szwagrem – zapewnił. – Proszę, niech pan usiądzie. Ma pan moje słowo, że Dieter się zgodzi.

      Z łazienki znów pociekło z kranu, a potem rozległ się brzdęk. Otto zamknął oczy i przez chwilę poczuł się jak niewidomy. Bez wibracji, które wyczuwać musiał Wolf, wiedział, że to fajtłapa Dieter strącił mydelniczkę z umywalki.

      – Wspaniale. – Wolf odłożył laseczkę, usiadł. Nawet nie zająknął się o hałasach dobiegających z łazienki. – Prosiłbym, by o trudnościach kontrahentowi nie wspominać. Chyba wszystkim nam zależy, żeby do transakcji doszło i każdy miał zysk.

      Otto uśmiechnął się chytrze.

      – Przejdźmy więc do konkretów. Jak widzą panowie logistykę przedsięwzięcia?

      – To proste. – Wolf wzruszył ramionami i odwrócił się do wejścia. – Idą.

      – Skąd pan wie?

      – Każdy człowiek, przedmiot ma swoją energię. Emanuje nią. Oczy nie są nieomylne. Przeciwnie, widzą tylko maskę. Kiedy Bóg zabiera, daje w zamian coś cenniejszego. Nie jest mi dane wprawdzie patrzeć, ale widzę. Jeśli pan spróbuje wczuć się w ludzką aurę, posiądzie pan tę umiejętność. Dobrze jest umieć zdejmować ludziom maski z twarzy. I panu może się to przydać w interesach.

      – Święta prawda – przyznał oszołomiony Otto i zerknął znów na drzwi, za którymi rozlegała się przyciszona rozmowa dwóch mężczyzn w języku rosyjskim, przetykana perlistym śmiechem kobiety. Złotnik zarejestrował, że polski książę włada mową Nikolaya perfekcyjnie.

      – Carla? To ty, skarbie? – Wolf podniósł głos. – Pan Klemke jest gotów.

      – Skoro tak, zapraszam panów na kolację – rozległ się niski baryton i do kanciapy Ottona wmaszerował pulchny mężczyzna w czarnym golfie i welurowej marynarce koloru wina. Na szyi miał fantazyjnie zakręcony biały szal. Kraciaste spodnie nosił zwężane ku dołowi, wielokrotnie podwinięte, aż odsłaniały szczupłe kostki w białych skarpetach. Ręcznie robione buty, bogato wyszywane i zdobione nitami, sumiasty wąs oraz okulary w rogowej oprawie dopełniały całości. Otto w życiu nie widział większego cudaka.

      Zanim Daniel się przedstawił, rozpytał złotnika o zegarek Dietera i kupił go od niego za sto pięćdziesiąt ty­sięcy marek, płacąc czekiem, który wypisał od ręki. Otto nie zdążył się obejrzeć, a reklamówka z gotówką, którą trzymał pod krzesłem, też zmieniła właściciela. Na brakującą kwotę von Hochberg po prostu machnął ręką. A potem zaprosił wszystkich na kolację do najlepszej restauracji w Mülheim.

      Dieter dołączył do ekipy ledwie po kwadransie. Ku zdziwieniu Ottona przybył z kobietą – Gertrud Schmetterling, z którą, jak się okazało, flirtował od jakiegoś czasu. Wyjaśniło się, dlaczego to ona była wcześniej posiadaczką precjozów, które nowy właściciel wycenił na pół miliona. Książę von Hochberg cieszył się niewymownie, że Otto sprzedał mu czasomierz po tak korzystnej cenie. Nawet do głowy mu nie przyszło, by podważać oryginalność zegarka. Schował dokumenty, które Otto wcześniej usiłować odszyfrować. Zaznaczył jedynie, że liczy na dostarczenie mu przy okazji certyfikatu zakupu breitlinga, by w razie kontroli mógł się wylegitymować, od kogo go nabył. Otto był tak oszołomiony czekiem na zawrotną sumę, że zgodził się na wszystkie warunki księcia. A może obietnicę tę złożył, ponieważ był już trochę wcięty i nadzwyczaj wesół jak na swoje usposobienie? Tak czy owak, wszyscy byli zadowoleni i świętowali do rana.

      Nikt z zacnych gości nie zwrócił uwagi na braki w uzębieniu Dietera. Nikogo nie zdziwiło, że właściciel holdingu paraduje w zaplamionym swetrze i nosi starszą od siebie torbę. Rachunek za wieczerzę uregulował Otto. Była to równowartość jego kwartalnych dochodów,


Скачать книгу