Perłowa pani. Proza po polsku. Natalia Patratskaya
Читать онлайн книгу.pani
Proza po polsku
Natalia Patratskaya
© Natalia Patratskaya, 2018
ISBN 978-5-4493-7394-6
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Rozdział 1
Za oknem martwe morze. Na horyzoncie był biały żagiel jachtu. Kobieta ze zdziwieniem patrzyła na mężczyznę, który włożył pawie pióra do wąskiego wazonu stojącego twarzą do okna. Właśnie przybyła do Pałacu Pawi dzisiaj, a on jej nawet nie zauważa!
– Iwan Siergiejewicz, co robisz z piórami? Zapytała, unosząc jej białe włosy na głowie.
– Victoria Lvovna, nie zawracaj mi głowy! Robię antenę, zwykłą antenę – odpowiedział mężczyzna, ukrywając druty w pawich piórach.
– Dlaczego tak trudno, kochanie? Można powiedzieć, tajemnica.
– Powiem ci wszystko! Minimalizuję życie od kłopotów. Obserwuję mój stan królestwa i mój pałac.
«Wyjaśnij to bardziej szczegółowo» – spytała kokieteryjnie Victoria Lvovna, choć mniej była nią zainteresowana. Wciąż miała nadzieję, że wróci do domu na zawsze.
– Czy pamiętasz historię Puszkina: «Panowanie, leżąc na boku»? Tak więc wypełniam przymierze wielkiego opowiadacza. Bardzo lubię leżeć podatnych ludzi.
– Wyjaśnij tym, którzy nie rozumieją! – kapryśnie zawołała kobieta.
Victoria Lvovna wciąż próbowała zwrócić na siebie uwagę mężczyzny.
– Ok, wyjaśnię. Faktem jest, że mam sieć urządzeń podsłuchowych, a antena pomaga mi poprawić jakość komunikacji z moimi pracownikami, a jeśli ktoś ją dotknie…
– A ty mnie słuchasz? – przerwała mu Viktoria Lvovna, prostując kołnierz białej bluzki. Tak, a ona była cała ubrana w białe skórzane ciuchy.
– A potem! Ukochana kobieta powinna być pod kontrolą cesarza!
«Już jesteś hrabią, królem i cesarzem!» Wszystko, obraziłem się.
Victoria Lvovna, najpiękniejsza z kobiet, myślała i łkała. Przez jej umysł przemykał się bałagan, o którym mówiła w różnych momentach i przy różnych okazjach. Wzięła skórzaną walizkę na kółkach, które jeszcze nie zostały rozpakowane, wezwała taksówkę i wyszła do pensjonatu, a Iwan Siergiejewicz, który był nazywany Hrabikiem Pawiakiem, ustawił anteny w domu, który należał do niego od niepamiętnych czasów.
Słońce świeciło i ocieplało się. Fale ujścia leniwie wybiegły na brzeg. Dwie dziewczyny się nie spieszyły. Leżeli na dywanie, ciesząc się życiem. Byli dobrzy. Pragnienie całkowicie nieobecne. Euforia wakacji była kompletna. Nikt nie leżał obok nich, więc nikt im nie przeszkadzał.
Wiatr wzmógł się z morza. Młody wiatr był mrożąco chłodny. Wiatr leciał tajemniczo, w nim czaiły się całe stada białych motyli. A cała ta tajemnica natury wirowała nad ludźmi opalającymi się. Publiczność na plaży zaczęła zajmować pozycję pionową. Ludzie szybko zakładają jasne ubrania. Słoneczny letni dzień cicho stał się pochmurny. Jedna z dziewcząt z zimna zaczęła się obracać.
– Bella, chodźmy do domu! – zawołała, nerwowo tupiąc w jednym miejscu. – Jestem zimny i przerażony. Pogoda zmieniła się tak drastycznie! Te motyle! Nie lubię owadów ze skrzydłami! Och, oni mnie dopadli! Och, boję się ich!
Dziewczyna wstała z miejsca. Zarzuciła kapelusz na głowę, odgarniając z siebie białe motyle, podskakując w porę kapeluszem i wiatrem.
– Alla, spójrzmy na motyle. Są takie piękne! Lecą tak świetnie! Kiedy spotkamy żywą białą chmurę latających skrzydeł! To jest cud! – zainspirowała wykrzyknęła Bella, dotykając swoich blond włosów, patrząc na stado białych motyli.
– Na co na nich patrzeć?! Gąsienice są niedokończone! – powiedziała z irytacją Alla, zakrzywiając się całym ciałem i pokazując, że nie lubi białych motyli latających wokół nich.
– Nie wiem, gdzie się spieszymy. Przed lunchem dwie godziny. Załóż zasłonę i uspokój się! Tak, przestań drgać! Motyle nie gryzą! – pouczająco powiedziała Bella.
– Gąsienica Caterpillar, czy nie myślisz o jedzeniu? – przyjaciel trochę ją irytował.
– Tak, zawsze chcę jeść! Zawsze pamiętam o lunchu! Ale tu jest tak dobrze! Cieszę się, że siedzę na plaży w niewoli białych motyli. I nie jest gorący. I tak piękne z tymi latającymi motylami na całej plaży!
– Zabijasz mnie! Tak, spójrz na nas z boku! Gdyby tylko jeden facet przyszedł do nas! Jakby nie byli na plaży! Z twojego powodu – miłośnicy jedzenia – i nikt nie patrzy na mnie!!! – krzyknął Alla.
Słowa dziewczyny usłyszały wiatr. Okrążył dwóch młodych mężczyzn i przeciągnął ich wzdłuż plaży do dziewcząt. Faceci zataczali się w strugach morskiego wiatru. Były owinięte białymi motylami i, jak dwie gąsienice, spadły z podmuchu wiatru u stóp Alla.
– Alla, jesteś prezentem od wiatru! Kogo zapytałeś, to i otrzymałeś! – wykrzyknęła Bella, całkiem zadowolona z sytuacji. – Zobacz, jak zabawni są w białych motylach! Są jak w białych koszulach! Mają motyle na twarzach!
– Chłopcy miód otynkowany! Są tak lepkie, że zebrały wszystkie motyle! – wykrzyknęła Alla z pogardą.
– Dziewczyny, pomóżcie! – krzyknął blondyn. – Mamy krem z filtrem przeciwsłonecznym!
Bella przerzuciła dywan nad młodymi ludźmi: motyle zostały zdmuchnięte jak wiatr.
– Jestem młodszym asystentem wiatru! – wykrzyknęła Bella, nie odrywając oczu od blond, powoli składając matę pod matą i wkładając ją do torby plażowej.
Młodzi ludzie zaczęli podnosić się z ziemi, próbując strząsnąć ostatnie przymocowane do nich motyle. Wydawało się, że wyrosły z piasku: duże i piękne, młode i silne.
– Yura, spójrzcie, jakie dziewczyny! Jakie dziewczyny! Świeć!
– Pasha, czego ich chcesz? Czy tęsknisz za dziewczynami?
– A więc brunet to Pasha – powiedziała Bella.
«Chłopcy, jesteśmy zwykłymi dziewczynami,» powiedziała żartobliwie Alla.
– Dziewczęta, ale nie jesteśmy z twojej kolekcji – powiedziała Yura, blondyn o średnim wzroście dwudziestu sześciu lat.
Bella szybko włożyła szorty i górę. Może wydawać się to dziwne, ale nie była w solidnym stroju kąpielowym i wyglądała całkiem normalnie. Alla powoli wstała i ubrała się. Młodzi ludzie spojrzeli na dziewczyny z szacunkiem i spojrzeli na siebie. Docenili je dość szybko.
– A wy dziewczyny jesteście niczym! – zawołał Pasha, młody człowiek o silnym wyglądzie około dwudziestu pięciu lat. – Dziewczęta, zjednoczyć ich wysiłki w bezczynności? Nasze wakacje jeszcze się nie skończyły.
– Zgadzam się – odparła szybko Alla, obawiając się, że zmienią zdanie i spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
Wszyscy czterej wstali i opuścili miejsce, gdzie zostali zaatakowani przez motyle. Wiatr szybko poleciał i szybko zniknął. Chłód pozostał.
Młody człowiek o cienkich rysach, z elastyczną postacią, podszedł do brzegu morza. Z zainteresowaniem spojrzał na trzypiętrowy pałac. Peacock Palace, jak nazywali go wszyscy miejscowi, stał na pierwszej linii od strony morza. Wytrzymała budowla wydawała się wyrzeźbiona ze skały na zawsze. Żadna z osób mieszkających w tych częściach nie reprezentowała brzegu morza bez tego starożytnego budynku.
Wkrótce leżał już w białym fotelu i patrzył na jacht z białymi żaglami płynącymi po horyzoncie. Zauważył, jak nad jachtem pojawiła się biała chmura i poleciał na brzeg. Nazywał się Ilya. Był znudzony. Spojrzał ze smutkiem na brzeg i zauważył dwie dziewczyny leżące na piasku