Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz

Читать онлайн книгу.

Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3 - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
nawet, o co chodzi. Przemknęło jej przez myśl, że może liczy na kolejny donos.

      Zaparkowała na chodniku naprzeciw kawiarni. Nie było to miejsce parkingowe, ale uznała, że nadaje się w sam raz. Zresztą nie stała tu jako jedyna. Wyszła z samochodu, przejrzała się w oknie, a potem ruszyła do Green Caffè Nero.

      Szczerbiński uniósł dłoń, dostrzegając prawniczkę. Siedział tuż przy oknie, zamówił sobie kawę i kanapkę, która wyglądem i zapachem działała na Chyłkę drażniąco.

      – Co to jest? – zapytała.

      Aspirant wyglądał na nieco zmieszanego.

      – Dzień dobry – powiedział.

      – Czołem – odparła, wskazując na danie. – Co to?

      – Kanapka z łososiem i avocado.

      Joanna długo milczała.

      – Coś nie tak? – zapytał Szczerbaty.

      – Nie – odpowiedziała, zajmując miejsce przy stoliku. Rozejrzała się niepewnie, czując, że jest na obcym, wrogim terenie. – Pełno tu hipsterów.

      Szczerbiński również powiódł wzrokiem wokół. Nikt nie złowił jego spojrzenia. Najwyraźniej umundurowany policjant pozostawał dla bywalców niewidzialny.

      Aspirant odchrząknął i napił się kawy.

      – Ile to już minęło od sprawy Langera? – odezwał się.

      – Półtora roku? Dwa lata? Nie wiem, nie śledzę upływu czasu tak skrupulatnie.

      – Wydaje mi się, że…

      – I nie przyszłam tu na wspominki.

      – Rozumiem – odparł, odstawiając kawę i zawijając kanapkę w papier. – W takim razie co dla mnie pani ma?

      – Przejdźmy na ty, aspirancie.

      – Awansowali mnie na aspiranta sztabowego.

      Joanna pokiwała głową z uznaniem, ułożyła ręce jak do klaskania, a potem spojrzała na niego spode łba.

      – Nie robi to na mnie specjalnego wrażenia, aspirancie sztabowy – powiedziała. – I to nie ja przychodzę z czymś do ciebie, a ty do mnie.

      Nie wyglądał na zadowolonego. Musiał szybko zrozumieć, że zjawienie się tutaj mogło okazać się potencjalnym błędem. Rozpakował na powrót kanapkę i ugryzł kawałek. Chyłka poczuła nieprzyjemny zapach łososia. Przywołał wspomnienia, które chciała upchnąć głęboko w odmętach pamięci.

      – Robert Horwat – powiedziała. – A właściwie Bukano.

      – Hm? – mruknął z pełnymi ustami policjant.

      – Zostanie zatrzymany za dwa, może trzy dni, jeśli prokuratura będzie utrzymywać swoje zwyczajowe tempo.

      – Przykro mi, ale nie wiem, o czym mówisz.

      Joanna westchnęła i powiodła wzrokiem po lokalu. Złowiwszy wzrok baristy, uniosła rękę, by go przywołać. Ten zrobił bezradną minę i rozłożył ręce.

      – Nie mają tu kelnerów? – burknęła.

      – Musisz podejść.

      Po chwili wróciła z espresso special. Piętnaście gramów czarnej jak smoła kawy.

      – Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale nie mam całego dnia – oświadczył Szczerbaty, podciągając rękaw kurtki mundurowej. – Możemy przejść do rzeczy?

      Zauważyła, że zjadł już kanapkę i powoli dopijał swoją kawę.

      – Jasne – odparła. – Chodzi o te dwa trupy przy torowisku na Ursusie.

      – Przy Prażmowskiej?

      – A były w ostatnim czasie jakieś inne?

      Aspirant wyprężył klatkę piersiową.

      – Co w związku z nimi? – zapytał.

      – Bronię faceta, który jest głównym podejrzanym.

      – Przecież to miało miejsce dopiero wczoraj i nikt jeszcze nie…

      – Daruj sobie.

      Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Joanna pociągnęła niewielki łyk kawy. Od razu zrobiło jej się lepiej i odniosła złudne wrażenie, jakby wypity dziś rano alkohol nagle wyparował. Zmrużyła oczy i przyjrzała się Szczerbińskiemu. Z pewnością czuć od niej było tequilą, jakkolwiek policjant najwyraźniej albo miał problemy z węchem, albo postanowił ten fakt zignorować.

      – Doskonale wiesz, o kim mowa – dodała Chyłka.

      – Nie zajmuje się tą sprawą.

      – Ale jest na tyle głośna, że o niczym innym nie rozmawiacie w komendzie.

      – Posłuchaj… – zaczął, rozglądając się niepewnie. – Pracuję w Komendzie Rejonowej dla Śródmieścia. Nie mamy dostępu do akt tej sprawy, a nawet gdyby…

      – Nie potrzebuję akt.

      Spojrzał na nią bykiem i odstawił pustą filiżankę.

      – Potrzebuję informacji – dopowiedziała. – A ty masz wobec mnie dług.

      – Jaki niby dług? Tamten cynk o Siwowłosym sprawił, że wszyscy nagle zaczęliśmy balansować na krawędzi.

      – Bzdura. Ostatecznie ujęliście groźnego przestępcę.

      – Nie – zaoponował. – Daliśmy się ograć, realizując wasze marketingowe cele. Przez to nie mieliśmy odpowiedniego materiału dowodowego, nie mogliśmy zbudować odpowiedniej sprawy i…

      – Dobra, dobra. Pamiętam te zdarzenia – ucięła. – I w takim razie dlaczego w ogóle się tu zjawiłeś?

      Szczerbaty wstał, podnosząc filiżankę i talerz po kanapce.

      – Bo to, co zrobiłaś w sprawie Szlezyngierów, kazało mi sądzić, że jesteś najporządniejszym prawnikiem, jakiego znam.

      Joanna skrzyżowała ręce na piersi i odgięła się na krześle.

      – Czuję się obrażana.

      – Mówię poważnie – zastrzegł aspirant. – Zastanów się nad karierą w wymiarze ścigania. Jako adwokat jesteś spalona.

      Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, policjant się oddalił. Machnął do niej jeszcze na pożegnanie, a potem znikł za drzwiami. Chyłka zaklęła w duchu i napiła się espresso. Nagle przestało tak dobrze smakować.

      Czego ona się spodziewała? Że Szczerbiński ot tak przekaże jej wszystkie informacje? Jeszcze kilka miesięcy temu być może udałoby jej się wydusić z niego to, czego chciała. Teraz jednak jej siła przebicia była znacznie mniejsza. W dodatku tak po prostu pozwoliła mu odejść. Rzadko kiedy ostatnie zdanie nie należało do niej.

      Gorzko uświadomiła sobie, że jest w gorszej formie niż po wypadku na Mazurach. Westchnęła, a potem dopiła kawę jednym łykiem. Zostawiła filiżankę na stoliku, po czym opuściła kawiarnię. Na zewnątrz sięgnęła do torebki i wyjęła paczkę marlboro. Zapaliła i szybko zakręciło jej się w głowie.

      Stała przed Green Caffè Nero, wbijając wzrok w iks piątkę. Miała pustkę w głowie i obawiała się, że szybko się to nie zmieni. Potrzebowała pomysłu, dojścia do akt sprawy i do samych zwłok… lub choćby protokołu z oględzin i sekcji. Musiała wiedzieć, co dokładnie się wydarzyło.

      Podeszła do samochodu i wrzuciła torebkę na siedzenie pasażera. Potem wyjęła z niej telefon i wybrała numer jedynego człowieka, który mógł jej pomóc. Nie miała


Скачать книгу