Rewizja. Joanna Chyłka. Tom 3. Remigiusz Mróz
Читать онлайн книгу.sunrise – od pewnego czasu stanowiło to jej nową tradycję, którą kultywowała z oddaniem nie mniejszym niż muzułmanin przestrzegający postu podczas ramadanu. Potem popijała już tylko z małych, płaskich buteleczek. Chowała je w kieszeni żakietu, by ich liczba nie wymknęła się spod kontroli, ale pozbywała się obciążających dowodów szybciej, niż zdążyła się nad tym zastanowić.
Niespecjalnie się tym przejmowała. Wprawdzie dzień w dzień siadała za kółkiem ze sporą zawartością alkoholu we krwi, ale w najgorszym przypadku zabiorą jej prawo jazdy, nie samochód. Nadal będzie mogła jeździć.
Postawiła kubek kawy przed Romem, jednak klient nie zwrócił na to uwagi. Miała ochotę pstryknąć mu palcami przed twarzą. Napiła się, a potem nabrała tchu.
– Po stwierdzeniu zgonu zostanie wypisany protokół – odezwała się.
Mężczyzna nadal zdawał się znajdować w innym świecie.
– Pójdzie pan z tym do lekarza pierwszego kontaktu, który ostatnio zajmował się żoną i córką. On wypisze panu kartę zgonu, którą będzie trzeba skserować kilka razy. Dla banku, dla ubezpieczyciela, dla…
Cygan poruszył się nerwowo i wbił w nią wzrok.
– O czym pani mówi?
– O czynnościach, które będzie musiał pan podjąć – odparła spokojnie Joanna. – Z kartą zgonu, dowodem i paszportem pójdzie pan do Urzędu Stanu Cywilnego. Właściwy terytorialnie jest ten, gdzie nastąpił zgon. Nie ten, gdzie żona i córka były zameldowane.
– Ale…
– Wie pan, gdzie nastąpił zgon?
– O Boże… ja…
Rom podniósł się na drżących nogach. Chyłce przemknęło przez głowę, że sprawia wrażenie, jakby miał zamiar puścić pawia. Wzdrygnęła się na samą myśl. W boksie nie było sprzątaczki, zatrudnieni tu prawnicy musieli sami dbać o porządek. Przez to sporo było okruchów, zużytych chusteczek i pustych opakowań po batonikach. Joanna sama upchnęła kilka gum przy podłodze. Z wymiocinami nie poszłoby jednak tak łatwo.
Szybko podniosła się ze swojego stołka. Zakręciło jej się w głowie i uświadomiła sobie, że jest lekko wstawiona. To by tłumaczyło, dlaczego w ogóle przyprowadziła tutaj tego człowieka.
– Należy się czterdzieści dziewięć złotych – powiedziała.
Cygan machinalnie sięgnął po portfel, wyjął pięćdziesiątkę i położył ją na blacie. Kompletnie nie rozumiał, co się dzieje. Jego umysł momentami zaskakiwał na odpowiednie tory, ale zaraz potem wracał na kurs kolizyjny z rzeczywistością.
– Oto moja wizytówka – powiedziała Chyłka, wręczając mu porządny świstek kredowego papieru pochodzący jeszcze z czasów jej kariery w Żelaznym & McVayu. Był na nim nieaktualny adres e-mail i stary numer służbowego telefonu, który miał działać jeszcze do końca miesiąca. Joanna była przekonana, że za jednym zamachem pozbywa się ostatniej wizytówki i samego klienta.
Mężczyzna schował świstek do kieszeni, popatrzył na prawniczkę, a potem oddalił się w kierunku wyjścia. Chyłka opadła ciężko na siedzisko. Poszło całkiem sprawnie.
Do końca dnia miała jeszcze kilku klientów. Zrobiła dwa wypady do Carrefoura i do toalety przy Springfieldzie. Kiedy zapadał zmrok, była w stanie wykluczającym jazdę samochodem. Szybko doszła do wniosku, że zje coś w Streecie, poczeka trochę, a potem pojedzie do domu.
Zajęła miejsce niedaleko telewizora. Spoglądała na niego leniwie, czekając na fajitas z wołowiną. Ożywiła się dopiero, gdy zobaczyła czerwony ticker na dole ekranu, informujący o tym, że na Ursusie odnaleziono zwłoki kobiety i jej kilkunastoletniej córki.
Przemknęło jej przez głowę, że ma to związek z mężczyzną, od którego wydusiła pięć dych za poradę prawną. Szybko jednak odsunęła tę myśl.
Kamera była już na miejscu. Operatorowi udało się ująć w kadrze tory i kawałek drogi gruntowej. Teren ogrodzono już policyjnymi taśmami, a w oddali widać było charakterystyczny niebieski parawan z napisem „POLICJA. OGLĘDZINY”, za którym znajdowały się widoki nieprzeznaczone dla przypadkowych oczu.
Joanna nabiła kawałek mięsa na widelec, przysłuchując się temu, co miał do powiedzenia dziennikarz z NSI. Na początku zastrzegł, że wszystkie informacje są jeszcze nieoficjalne, a potem rozkręcił się na dobre.
– Jak udało nam się dowiedzieć, kobieta i jej córka były mieszkankami pobliskiego Ursynowa. Nie wiadomo, co robiły w tej okolicy. Ciała odnalazł złomiarz, który utrzymuje, że nie zna tożsamości ofiar.
Chyłka przeżuła kawałek mięsa ze skwierczącej patelni. Całkiem niezłe, choć sama dodałaby trochę ostrych przypraw.
– W krótkiej rozmowie mężczyzna powiedział nam, że stan kobiety i dziewczyny nie pozwalał na ich rozpoznanie. Według niego pierwsi funkcjonariusze, którzy pojawili się na miejscu, mieli stwierdzić, że czegoś takiego jeszcze nie widzieli.
Pośród klientów Streeta przeszedł szmer. Joanna spokojnie jadła swoje fajitas. Czuła, że alkohol z niej schodzi i niebawem znajdzie się w stanie, który pozwoli jej zasiąść za kierownicą iks piątki. Popijała colę, myśląc o tym, co otworzy po powrocie do domu.
Odsunęła talerz i zaczęła szukać w menu czegoś na deser. Niczego jednak nie zamówiła. Zamarła, kiedy zobaczyła na ekranie Roma, z którym wcześniej rozmawiała. Próbował przebić się przez policyjny kordon, zapewne ku uciesze operatora z NSI.
Odłożyła mechanicznie kartę dań i obserwowała, jak Cygan szarpie się z funkcjonariuszami. Nie wyglądało to dla niego najlepiej. W takiej sytuacji mąż zawsze jest pierwszym podejrzanym, a przepychanka w niczym mu nie pomoże.
Musiał dojść do podobnego wniosku, bo w końcu odpuścił. Odsunął się, a potem zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie. Joanna ze zgrozą przekonała się, że wyjął z jeansów jej wizytówkę.
Po chwili rozbrzmiał dzwonek. Refren z Afraid To Shoot Strangers Iron Maiden od czasu do czasu zwiastował możliwe kłopoty. W tym przypadku było tak z całą pewnością. Prawniczka spojrzała na wyświetlacz, a potem odrzuciła połączenie.
2
Skylight, ul. Złota
Kordian Oryński wszedł do gabinetu opatrzonego plakietką „junior associate”. Wisiała na drzwiach już od półtora roku, ale jej widok nadal sprawiał mu tyle samo satysfakcji, co pierwszego dnia po otrzymaniu własnego biura.
Było to określenie może nieco na wyrost, biorąc jednak pod uwagę wspomnienia z noryobory, gdzie tłoczyli się wszyscy stażyści i praktykanci, należało uznać, że trafił do raju.
Kordian usiadł za biurkiem, otworzył macbooka, a potem zaczął przeglądać portale. Jego poranny rytuał obejmował sprawdzenie działu prawnego na Money.pl, trzymanie ręki na pulsie w zmianach legislacyjnych na Lex.pl i w końcu przeglądanie serwisu „Gazety Prawnej”.
Ledwo dotarł do pierwszego artykułu, drzwi do gabinetu się otworzyły. Oryński oderwał wzrok od monitora i spojrzał na niewysokiego chudzielca, który wparował do środka bez pytania. Zamknął za sobą drzwi, a potem się odezwał:
– Ale kibel.
Kordian nabrał tchu.
– Widziałeś? – zapytał gość. – Będziemy się tarzać w szambie przez kolejne pół roku.
Taka deklaracja w kancelarii Żelazny & McVay zazwyczaj niewiele znaczyła. Ginęła gdzieś w natłoku innych utyskiwań i pesymistycznych scenariuszy. Kiedy