Idiota. Федор Достоевский

Читать онлайн книгу.

Idiota - Федор Достоевский


Скачать книгу
proszę go zawołać. Maman się zgadza – zadecydowała Agłaja.

      Generał zadzwonił i polecił wezwać księcia.

      – Ale wyłącznie pod warunkiem, że mu się zawiąże serwetkę pod szyją, jak usiądzie za stołem – postanowiła generałowa. – Wezwać Fiodora, albo niech Mawra… żeby ktoś stał za nim i pilnował, jak będzie jadł. A spokojne ma przynajmniej te ataki? Bez jakichś ruchów?

      – Przeciwnie, jest nawet bardzo dobrze wychowany i maniery ma znakomite. Czasami trochę za prosty… Ale oto i on we własnej osobie. Pozwólcie, że wam przedstawię: ostatni z rodu książę Myszkin, imiennik, a może nawet krewny. Proszę go przyjąć i ugościć. Teraz będzie śniadanie, książę, proszę nam wyświadczyć ten honor… A ja już jestem spóźniony, wybaczcie, pędzę…

      – Wiadomo dokąd – rzekła znacząco generałowa.

      – Pędzę, pędzę, moja droga. Już jestem spóźniony! A, dajcie mu wasze albumy, mesdames, niech się wam wpisze. To kaligraf, jakich mało! Talent! Jak się u mnie wpisał starym pismem: „Ihumen Pafnutij rękę przyłożył”… No, do widzenia.

      – Pafnutij? Ihumen? Ale proszę zaczekać, dokąd pan idzie i co za Pafnutij – z irytacją i niemal w trwodze krzyknęła generałowa za uciekającym małżonkiem.

      – Tak, tak, moja droga, to był taki ihumen w dawnych czasach… a ja do hrabiego, długo już czeka i najważniejsze – sam zaprosił… Książę, do widzenia!

      I generał oddalił się szybkim krokiem.

      – Już ja wiem, co to za hrabia! – ucięła Lizawieta Prokofiewna i przeniosła rozdrażnione spojrzenie na księcia. – No – zaczęła, przypominając coś sobie ze wstrętem i poirytowaniem – i co tam! Aha, no, co za ihumen?

      – Maman! – krzyknęła Aleksandra, a Agłaja nawet tupnęła nóżką.

      – Proszę mi nie przerywać, Aleksandro Iwanowna – powiedziała generałowa – ja też chcę wiedzieć. Niech pan tutaj siada, książę, o, w tym fotelu naprzeciwko; nie, tutaj, do światła niech się pan przysunie, żebym mogła pana widzieć. No, co za ihumen?

      – Ihumen Pafnutij – odpowiedział książę z powagą.

      – Pafnutij? To ciekawe. No i co z nim? – pytała generałowa niecierpliwie, szybko, ostro, nie spuszczając z księcia wzroku i kiwając głową po każdym jego słowie.

      – Ihumen Pafnutij, XIV wiek – zaczął książę – był przełożonym w eremie na Wołdze w dzisiejszej kostromskiej guberni. Słynął ze świętego życia. Jeździł do ordy, pomagał tam w różnych sprawach i podpisał się pod jednym dokumentem. Widziałem fotografię tego podpisu i spodobał mi się, więc się go nauczyłem. Kiedy przed chwilą generał chciał zobaczyć, jak piszę, żeby mi wynaleźć jakieś miejsce, to napisałem kilka zdań różnymi stylami i między nimi było: „Ihumen Pafnutij rękę przyłożył” – charakterem pisma ihumena Pafnutija. Generałowi bardzo się to spodobało i dlatego teraz sobie przypomniał.

      – Agłaja – rzekła generałowa – zapamiętaj: Pafnutij. Albo lepiej zapisz, bo ja zawsze zapominam. Myślałam, że będzie coś ciekawszego. Gdzie ten podpis?

      – Zdaje się, że został w gabinecie generała, na stole.

      – W tej chwili posłać, niech przyniosą.

      – Ja już lepiej drugi raz napiszę, jeśli tylko pani chce.

      – Oczywiście, maman – powiedziała Aleksandra – a teraz lepiej chodźmy na śniadanie. Głodne jesteśmy.

      – Też prawda – zadecydowała generałowa – chodźmy książę. Bardzo pan głodny?

      – Tak, teraz bardzo i bardzo jestem pani wdzięczny.

      – To bardzo dobrze, że jest pan uprzejmy i w ogóle nie taki… cudak, jakim tu pana raczono przedstawić. Chodźmy. Niech pan siada tutaj, naprzeciw mnie – krzątała się generałowa, sadowiąc księcia za stołem, kiedy przeszli do jadalni. – Chcę pana widzieć. Aleksandro, Adelajdo, proszę usłużyć księciu. On wcale nie jest taki… chory, nieprawdaż? Może i serwetki nie trzeba… Panu zawiązywano serwetkę przy jedzeniu?

      – Dawniej, jak miałem siedem lat, chyba zawiązywano, a teraz kładę sobie zwyczajnie serwetkę na kolanach podczas jedzenia.

      – I tak trzeba. A ataki?

      – Ataki? – zdziwił się nieco książę. – Ataki miewam teraz dość rzadko. Zresztą, nie wiem; mówią, że tutejszy klimat będzie dla mnie szkodliwy.

      – On rozsądnie mówi – zwróciła się generałowa do córek, nie przestając przytakiwać głową po każdym słowie księcia – nawet się nie spodziewałam. A więc to wszystko bzdury i plotki, jak zawsze. Niech pan je, książę, i niech pan opowiada. Chcę wiedzieć wszystko. Nadzwyczaj mnie pan zainteresował.

      Książę podziękował i jedząc z dużym apetytem, opowiedział raz jeszcze to, co już niejednokrotnie przychodziło mu opowiadać tego ranka. Generałowa była coraz bardziej zadowolona. Panny również słuchały z dość dużą uwagą. Zaczęli szukać między sobą pokrewieństwa. Okazało się, że książę zna dosyć dobrze swoje drzewo genealogiczne, ale choć prześledzili je z generałową bardzo dokładnie, trudno im się było dopatrzyć między sobą jakichkolwiek więzów krwi. Znaleźliby się od biedy jacyś krewni między dziadkami i babkami. Ta sucha materia genealogiczna wyjątkowo się spodobała generałowej, która nigdy z nikim nie mogła porozmawiać o swym rodowodzie tak, jakby pragnęła, wstała więc od stołu podniecona i rzekła:

      – Chodźmy wszyscy do wspólnego pokoju, kawę tam przyniosą. Mamy taki wspólny pokój – zwróciła się do księcia, wyprowadzając go z jadalni – to po prostu mój mały salon, gdzie się zbieramy, jak jesteśmy same, i każda zajmuje się swoją robotą. Aleksandra – o, ta, moja najstarsza córka – gra na fortepianie albo czyta, albo wyszywa. Adelajda pejzaże i portrety maluje (i żadnego nie może skończyć). A Agłaja siedzi i nic nie robi. Mnie zresztą też robota leci z rąk; nic mi nie wychodzi. No, jesteśmy. Niech pan siada tutaj, książę, przy kominku i niech pan opowiada. Chcę wiedzieć, jak pan opowiada. Chcę się do pana ostatecznie przekonać i jak się zobaczę ze staruchą, z księżną Biełokońską, to jej o panu opowiem; chcę, żeby oni wszyscy też się panem zainteresowali. No, niech pan mówi.

      – Mamo, przecież niezręcznie tak opowiadać – odezwała się Adelajda, która w międzyczasie poprawiła swoje sztalugi, wzięła pędzle, farby i zabrała się do kopiowania ze sztychu10 dawno już zaczętego pejzażu. Aleksandra i Agłaja usiadły na małej kanapie i, złożywszy ręce, najwyraźniej przygotowywały się do słuchania. Książę czuł skupioną na sobie uwagę.

      – Ja bym nic nie opowiedziała, gdyby mi tak kazano – rzekła Agłaja.

      – Dlaczego? Co w tym dziwnego? Dlaczego ma nie opowiadać? Język ma. Chcę wiedzieć, jak umie mówić. O czymkolwiek. Niech pan opowie, jak się panu spodobała Szwajcaria; pierwsze wrażenie. Zaraz zobaczycie, że zacznie. I to bardzo ładnie.

      – Wrażenie było silne… – zaczął książę.

      – O, o! – podchwyciła Lizawieta Prokofiewna, zwracając się do córek – no i zaczął.

      – Niech mu przynajmniej maman pozwoli mówić – strofowała ją Aleksandra. – Ten książę może być po prostu niezłym oszustem, a nie żadnym idiotą – szepnęła do Agłai.

      – Pewnie tak, dawno zauważyłam – odpowiedziała Agłaja. – I odgrywanie roli to z jego strony podłość. Chce na tym coś wygrać, czy co?

      – Pierwsze wrażenie


Скачать книгу

<p>10</p>

Sztych (z niem.) – rycina.