Randka w ciemno. Diana Palmer
Читать онлайн книгу.macocha także pani wcisnęła bajeczkę o mojej histerycznej ślepocie? – zapytał, zatrzymując się i stając twarzą w twarz z Daną. Położył dłonie na jej barkach. – Wydaję się pani człowiekiem skłonnym do histerii, siostro?
– To nie ma z tym nic wspólnego, panie van der Vere. Jestem pewna, że lekarz to panu wyjaśnił. Chodzi o porażenie nerwu wzrokowego – odparła Dana.
– Jestem ślepy – podkreślił Gannon, akcentując z rozmysłem każde słowo. – To nie histeria, tylko fakt – dodał, wzmacniając uścisk na barkach Dany.
– Tak, ale czasowo. – Stała bez ruchu, obserwując jego zagniewaną twarz, zdecydowana nie okazywać strachu. – Jest rzeczą znaną, że mózg płata nam figle. Zobaczył pan odłamki tuż przed oczami i został pan uderzony, po czym stracił pan przytomność. Możliwe, że pańskie…
– Niemożliwe – zaoponował i ścisnął jej bark tak, że krzyknęła. – Oślepłem, bo uderzyłem się w głowę. Lekarze nie potrafili określić dokładnej przyczyny, wymyślili więc histerię, żeby uratować własne ego.
Nie sposób przekonać kogoś, kto nie chce być przekonany, stwierdziła w duchu Dana i powiedziała ze spokojem:
– Panie van der Vere, sprawia mi pan ból.
Gannon natychmiast rozluźnił palce, po czym przesunął dłonie na ramiona Dany i pogładził je przez cienki rękaw białego uniformu.
– Przepraszam, nie zamierzałem tego zrobić. – Wyraźnie się speszył. – Panno Steele, czy wbrew nazwisku łatwo wywołać u pani ból?
– Owszem, łatwo – przytaknęła Dana.
Gannon stał tuż przy niej. Bijące od niego ciepło i zapach silnie na nią oddziaływały. Patrzyła wprost na niego. Podobała się jej ta twarz – wydatny nos, sterczące brwi i błyszczące jasne oczy. W dalszym ciągu powoli i zmysłowo gładził jej ramiona.
– Ile ma pani lat? – spytał ni stąd, ni zowąd.
– Dwadzieścia cztery – odrzekła, z trudem łapiąc oddech.
– A wie pani, w jakim wieku ja jestem?
Dana zaprzeczyła ruchem głowy, zanim sobie uświadomiła, że przecież on nie może tego widzieć.
– Nie – odparła.
– Trzydzieści siedem. Jestem prawie o trzynaście lat starszy od pani.
– Niech to pana nie niepokoi. Miałam zajęcia z geriatrii – powiedziała, siląc się na łobuzerski ton.
Gannon uśmiechnął się szeroko po raz pierwszy, od kiedy się poznali. Szczery uśmiech odmienił go, zniknął posępny wyraz twarzy. Dana pomyślała, że ten mężczyzna może się okazać uroczy.
– Naprawdę, święta Joanno? – Zachichotał. – Była pani kiedyś mężatką?
– Nie.
– Nie trafiła się okazja? – Gannon przechylił głowę i uniósł jedną brew.
Dana oblała się rumieńcem.
– Jeśli czyni mi pan z tego zarzut, panie van der Vere, to muszę wyjaśnić, że mam raczej staroświeckie poglądy. Nie czuję się lepsza od innych, tylko po prostu nie wierzę w powierzchowne związki. W dzisiejszych czasach to nie są popularne poglądy.
– Innymi słowy, powiedziała pani „nie” i na tym się skończyło, czy tak?
Był tak bliski prawdy, że Dana aż otworzyła usta ze zdziwienia.
– Cóż, tak – przyznała.
– Cnota sprzyja samotności, prawda? – Ujął twarz Dany w dłonie, zanim się zorientowała, co on zamierza. – Chcę tylko poznać kształt pani twarzy – uspokoił ją – proszę się niczego nie obawiać.
Dana nie chciała jednak, żeby wyczuł długą bliznę na jej policzku, i odwróciła się tak gwałtownie, jakby ją uderzył.
Twarz Gannona natychmiast przybrała poprzedni wyraz.
– Czy dotyk jest aż tak intymny? – spytał. – Jeśli panią uraziłem, to przepraszam.
– Nie jestem urażona – odrzekła, odsuwając się od niego, bo silnie odczuła bliskość Gannona. – Po prostu nie lubię, jak ktoś mnie dotyka, panie van der Vere.
– Naprawdę? – Gannon uniósł brwi. – Czy mogę zauważyć, że ma pani więcej zahamowań niż to normalne u kobiety w pani wieku?
– Czy mogę zauważyć, że wolę moje zahamowania niż pański charakter? – odparowała.
Gannon mruknął coś pod nosem, odstąpił dwa kroki, stanął bokiem i powiedział:
– W każdym razie pochlebia pani sobie, myśląc, że moje pytania są podyktowane czymś więcej niż ciekawością. Trudno, żebym stracił głowę dla kogoś, kogo nawet nie mogę zobaczyć.
To proste stwierdzenie okrutnie przypomniało im o jego ślepocie. Dana była na siebie zła, że tak gwałtownie zareagowała, nie pozwalając Gannonowi na poznanie kształtu swojej twarzy, ale zdecydowanie wolała, by nie wyczuł blizny. Była to skaza na jej urodzie, która czyniła ją znacznie bardziej wyczuloną niż zwykle na niedostatki własnego wyglądu.
Gannon ruszył dalej wzdłuż brzegu, wyraźnie słabnąc.
– Podejdzie pani, siostro, czy chce pani ujrzeć, jak padam na twarz w morską pianę? – spytał szorstkim tonem.
– Proszę nie wpędzać mnie w poczucie winy, panie van der Vere. – Dana wzięła go za łokieć. – Nie będę przepraszać za to, że jestem sobą.
– A czy ja o to prosiłem? – Westchnął ciężko. – Nienawidzę ślepoty.
– Tak, wiem.
– Czyżby? Przecież uważa pani, że cierpię jedynie na histerię. W takim razie skąd współczucie w pani głosie?
– Może zechciałby pan wreszcie spróbować zrozumieć, co znaczy ten termin! – zirytowała się Dana. – A może woli pan rozkoszować się swoim czasowym schorzeniem? Czy sprawia panu przyjemność dokuczanie innym tylko dlatego, że nie chce pan sam sobie pomóc ani przyjąć pomocy?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.