Marzenie Zuzanny. Agnieszka Biegaj
Читать онлайн книгу.może jesteśmy adoptowani, ty albo ja? – pytałam z nadzieją.
Oczywiście nie chciałam tego, ale dałoby nam to jakąś szansę, jakieś wyjście.
Siedzieliśmy na ławce w parku i jedliśmy pieczone kasztany.
– Nie jestem, ani ty nie jesteś – powiedział John bardzo stanowczo.
– Skąd wiesz? – nalegałam. – Zrobiłeś badanie DNA?
– Tak! – odpowiedział. Zadziwił mnie tym bardzo.
– Mam kumpla, który pracuje w laboratorium – dodał, widząc moją minę.
– Ale skąd wziąłeś próbki? I dlaczego to zrobiłeś? – Miałam tyle pytań.
– Suzie – zaczął John biorąc mnie za rękę – kocham cię już od dawna. Chciałem to sprawdzić, na wypadek, gdybyś choć trochę podzielała moje uczucia. Pamiętasz, jak wmówiłem tobie i twojej mamie, że potrzebuję próbek dla kolegi, który pisze pracę o testach DNA? A kiedy mój ojciec chorował na białaczkę i potrzebny był dawca szpiku, miałem badanie zgodności tkankowej. Nie zostałem dawcą, bo miałem inne antygeny, ale pewne było, że jestem jego synem. Jesteśmy dziećmi naszych rodziców i to jest super, ale w naszym wypadku to klęska.
Łzy napłynęły mi do oczu. Zgasła ostatnia nadzieja.
John przytulił mnie i powiedział:
– Możemy wyjechać gdzieś i być razem.
– Wiesz, że nie – wydusiłam przez łzy. – Nie będziemy mogli wziąć ślubu kościelnego, nie będziemy mogli mieć dzieci, rodzina się od nas odwróci…
John wiedział o tym równie dobrze jak ja.
– W takim razie musimy próbować jakoś żyć dalej – powiedział zrezygnowany.
Rozdział 3.
Zaproszenie
Oczywiście próbowałam żyć dalej. John dostał świetną pracę w firmie informatycznej i wyjechał do Anglii. Ja kończyłam studia, pisałam pracę magisterską i pomagałam Żanecie w przygotowaniach do ślubu.
Paweł i ja byliśmy w jednej grupie na Akademii Ekonomicznej. Był wysoki, szczupły, miał krótkie czarne włosy i zniewalające spojrzenie cudownych zielonych oczu.
Odkąd go poznałam, zawsze niewiarygodnie mi się podobał i właściwie był najlepszym kandydatem, żeby pójść ze mną na wesele Żanety i Maćka. Pozostawał jeden problem – musiałam go zaprosić. Kiedy wreszcie się na to zdecydowałam, nie mogłam zasnąć przez pół nocy.
Na piątym roku mieliśmy już niewiele zajęć i rzadko się widywaliśmy. Udało mi się znaleźć Pawła w stołówce w przerwie między zajęciami. Siedział sam przy stoliku i przeglądał notatki.
– Cześć Paweł – ledwo wydusiłam z siebie te słowa, bo głos nagle odmówił mi posłuszeństwa. – Czy mogę się dosiąść? – wychrypiałam.
– Cześć Zuza – powiedział, ledwo na mnie spojrzawszy. – Oczywiście, siadaj.
– Mów mi Suzie.
Czy ja naprawdę to powiedziałam?
– Jasne, bardzo sprytnie – orzekł Paweł i spojrzał mi prosto w oczy. – Ale ja lepiej pozostanę przy Pawle.
Trochę się uspokoiłam. Postanowiłam wziąć byka za rogi.
– Słuchaj, Paweł – zaczęłam niepewnie – wiesz, moja przyjaciółka, nasza znajoma z grupy, wiesz, Żaneta – strasznie się zaplątałam – ona… bierze ślub, w lipcu i ja wiesz… chciałam… – zebrałam wszystkie siły i wzięłam się w garść – chciałam zapytać, czy poszedłbyś ze mną na jej wesele, jako kolega, wiesz, bo ja mam… no, chłopaka, ale wyjechał i nie może przyjechać i nie chcę iść sama i….
– Wyluzuj, Suzie! – przerwał mi Paweł. Całe szczęście, że to zrobił! – Jasne, że z tobą pójdę. Nigdy nie opuszczam szansy na dobrą zabawę. Mam garnitur i umiem nawet tańczyć.
– Jesteś cudowny – westchnęłam szczerze i oboje się roześmialiśmy.
Siedzieliśmy przy stoliku i rozmawialiśmy jak nigdy wcześniej. W ciągu tych prawie pięciu lat studiów nie udało nam się zamienić więcej niż parę zdań, a teraz tak nam się wspaniale gawędziło. Pomyślałam sobie, że to będzie całkiem udane wesele i może uda mi się zapomnieć o mojej nieszczęśliwej miłości.
Nagle do stołówki wpadła Żaneta i stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła mnie i Pawła siedzących razem przy stoliku i pogrążonych w ożywionej dyskusji.
– Och, tu jesteś, szukam cię po całej uczelni! – powiedziała z wyrzutem.
– Cześć Paweł – rzuciła mimochodem.
Widziałam, że ma wielką ochotę odciągnąć mnie na bok i wypytać.
– Cześć Żaneta – przywitał ją Paweł. – Gratulacje z okazji ślubu! Jak przygotowania?
– No wiesz, jak jest, mnóstwo załatwiania, dużo stresów, ale na pewno będzie cudownie.
– Tak? To super, bo też tam będę i to sprawdzę – zapowiedział, czym wyraźnie ją zaskoczył. Potem mrugnął do mnie i dodał – muszę już zmykać, ale zobaczymy się na wykładzie, no nie? To nara!
I już go nie było.
Żaneta wbiła we mnie spojrzenie tak pełne zaskoczenia i palącej ciekawości, że zlitowałam się nad nią i wszystko jej opowiedziałam.
– Super! – ożywiła się. – Gratulacje! Zdębiałam, kiedy was zobaczyłam. Mówiłaś, że ci się strasznie podoba i że zawsze tracisz pewność siebie, kiedy go spotykasz, a tu proszę! No no!
To był wyraz najwyższego uznania w jej oczach.
– Ale jak ci się to udało, że się zgodził pójść z tobą na ślub? Zaraz, ty w ogóle nie mówiłaś mi, że chcesz go zaprosić! Jak mogłaś mi nie powiedzieć?! – wytykała mi Żaneta.
Rzeczywiście, ostatnio ukrywałam wiele rzeczy, ale nie tylko przed nią. Naprawdę ciężko by mi było komuś o tym powiedzieć. O Pawle nie powiedziałam jej, gdyż:
– Nie chciałam nic mówić, bo myślałam, że mnie zignoruje, albo w ogóle się nie odważę do niego podejść, no i potem byłoby mi głupio. Myślałam, że ma dziewczynę, zawsze jakaś się przy nim kręci, więc nie będzie chciał ze mną iść. Zresztą nie chciałam cię tym zamęczać dodatkowo, masz tyle roboty ze ślubem….
– No i właśnie dlatego chcę słuchać twoich zwierzeń! Cokolwiek, co oderwie mnie od dyskusji nad listą gości, albo menu, albo kłótnią z mamą, bo nie wypada iść w takiej odkrytej sukience do ołtarza, ble ble ble. Chodź, kupimy coś do jedzenia i opowiesz mi to jeszcze raz.
– Myślałam, że pójdziesz na to wesele z Johnem, twoim kuzynem – mówiła Żaneta, kiedy usiadłyśmy przy stoliku i zaczęłyśmy jeść sałatki. – Tak w ogóle, to co u niego, bo dawno go nie widziałam. Będzie na ślubie, czy nie, bo nie odpowiedział na zaproszenie?
Ostatni raz widziałam Johna w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Przyjechał do moich rodziców razem z ciocią Hanką i Markiem. Byłam szczęśliwa, że go widzę, ale jednocześnie powróciło uczucie straty i żalu, że nie możemy być ze sobą. Dlatego postanowiliśmy nie iść razem na wesele. Nie mogłam jednak powiedzieć tego Żanecie.
– Nie może przyjechać. Ma jakieś sprawy rodzinne. Bardzo was przepraszam w jego imieniu. Powiem mu, żeby zadzwonił do Maćka i sam się wytłumaczył.
Żaneta patrzyła na mnie podejrzliwie, więc