Na szczycie. K.N. Haner

Читать онлайн книгу.

Na szczycie - K.N. Haner


Скачать книгу
Jeśli będzie trzeba, kupię trzeci bus, tylko dla nas.

      – Dla nas? – serce mi zadrżało.

      – Tak, dla mnie i mojej świeżo poślubionej żony. – Objął mnie i wyszczerzył zęby.

      – Cały bus? Tylko dla nas?

      – Tak. Będę cię mógł pieprzyć do woli bez skrępowania, że ktoś wlezie albo nas zobaczy.

      – Próbujesz mnie przekupić?

      – Tak. Postaw swoje warunki.

      – Jenna ma faceta prawda? – Sed uniósł brwi.

      – No, chyba tak.

      – Więc powinna stronić od chłopaków, szczególnie od Simona i Nickiego.

      – Ja to z nimi załatwię.

      Jasne, pomyślałam sobie, tak to załatwił, że Simon dwa razy prawie mnie bzyknął w jego własnym domu.

      – Nie. Mój warunek jest taki, załatwiasz trzeci autobus: dla mnie, dla Jenny i dla Treya.

      – Co?! – Opuścił ręce.

      – Trey za bardzo szaleje, chcę mieć go na oku. Pobyt w busie z Simonem i Nickim nie wpłynąłby na niego dobrze.

      – A ja?! – zrobił taką minę, że ledwo opanowałam śmiech.

      – Zostaniesz w dużym busie.

      – Tak bez ciebie?

      – Będziesz mógł przyjść do mnie zawsze w nocy, jeśli będziesz miał ochotę.

      – Po co to utrudniać? I tak przesiadywałbym tam cały czas.

      – Chcesz spędzać ze mną cały czas?

      – Każdą wolną chwilę.

      – Nie sądzisz, że wtedy za szybko ci się znudzę?

      Odpowiedział mi pocałunkiem. To chyba miało świadczyć o tym, że nie znudzę mu się tak szybko. Uśmiechnęłam się, czując, że to moje kolejne małe zwycięstwo. Odzyskuję kontrolę nad swoim życiem.

      – Co ze ślubem? – zapytałam, gdy skończył mnie całować.

      – Co tylko zechcesz. Chcesz wesele?

      – Nie.

      – To nie będzie wesela.

      – Chcesz limuzynę?

      – Nie wiem. Pytam raczej o to, kogo chcesz zaprosić.

      – No jak, kogo? Chłopaków…

      – Tylko?

      – A kogo chciałaś jeszcze?

      – Rodziców?

      Spojrzał na mnie zaskoczony.

      – Chcesz zaprosić swoją matkę?

      – Miałam na myśli twoich rodziców, Sed.

      Mina mu zrzedła.

      – To nie jest dobry pomysł, oni…

      – Wiem, chcą Karę, nie mnie… Rozumiem. Nie było tematu – uśmiechnęłam się, by wiedział, że nie mam z tym problemu. Sama staram się do tego przekonać.

      ***

      Kolejne dni to kompletne szaleństwo. Sed wziął sobie do serca moją prośbę i naprawdę załatwił ten trzeci autobus. Zamówił go z konkretnymi wytycznymi, co chwilę się ze mną konsultował, pytał o kolory, rodzaj drewna. Sypialnia została trochę pomniejszona na korzyść łazienki. Będą w nim cztery prycze do spania i jedna większa sypialnia, oraz salonik z kuchnią. Chłopaki z zespołu przyklasnęli mi, że dodatkowy autobus to dobry pomysł. Będą mogli spokojnie wypocząć, gdy nie będzie miejsca w tamtych dwóch busach. Trey dalej gada z Simonem, ale odkąd Simon mnie przeprosił, trochę inaczej na niego patrzę. Praktycznie się do mnie nie odzywa, z czego się cieszę. Może faktycznie odpuścił? Dobrze by było.

      ***

      Na dzień przed wyjazdem do Vegas Trey wyciągnął mnie, bym wybrała sobie suknię ślubną. Ani moja matka, ani rodzice Seda nie wiedzą o ślubie. To znaczy, pewnie wiedzą – z gazet, ale nikt prócz chłopaków z zespołu, Jenny, Treya i ekipy nie jest zaproszony. Jutro jest wieczór kawalerski Seda i cholernie mnie martwi, co oni wymyślą. Ja z tego względu, że moimi jedynymi koleżankami były dziewczyny z klubu, nie wyprawiam panieńskiego. Spędzę sobie za to cały dzień w spa. Zdjęli mi już szwy, ale mam okropną bliznę, szczególnie na łydce. Jenna podpisała kontrakt i to ona zapewne będzie tańczyła przez całą trasę. Już się chyba z tym pogodziłam. Okazała się naprawdę superdziewczyną, spędzimy ten dzień w spa we dwie. Ona ma faceta, więc nie interesują jej chłopcy. Już pierwszego dnia dała kosza Simonowi, na co reszta chłopaków dała sobie spokój. Laska ma jaja i jest taka pewna siebie. Można jej tego pozazdrościć.

      – Zaraz się popłaczę! – wypalił Trey, widząc mnie w pierwszej sukni.

      – Przestań, bo ja też! – Dziewczyna, która nas obsługiwała, podała nam pudełko chusteczek i zaczęła wymieniać, z czego suknia jest uszyta, jakiego rodzaju kryształów użyto i takie tam. Żeby mi to coś mówiło!

      – Sed wie, że wybieramy suknię?

      – Tak, mówiłam mu rano, ale nie wiem, czy to przyswoił, bo kłócił się z producentem przez telefon.

      – Pokażesz mu się? – Wstał i poprawił mi długi do ziemi welon.

      – Dopiero w dniu ślubu.

      – Przecież nie jesteś przesądna, mała.

      – Wiem, ale chcę, żeby miał niespodziankę.

      – Podoba ci się? – spojrzał na mnie w lustrze.

      – Ładna, ale chyba nie w moim stylu.

      – Chcesz wyglądać jak wielka beza?

      Trąciłam go w ramię.

      – Nie, chcę czegoś prostego, bez tego tutaj – pokazałam na falbanki u dołu sukni.

      – Myślę, że mam coś idealnego dla pani! – powiedziała z ekscytacją ekspedientka i poszła po kolejną suknię. Przycupnęłam na fotelu i westchnęłam głośno.

      – Co się dzieje, Reb?

      – Nie wiem.

      – Masz wątpliwości? – Usiadł obok mnie i objął delikatnie.

      – Nie, chcę tego ślubu.

      – Więc o co chodzi?

      – Matka do mnie nie dzwoniła, odkąd jej wysłałam te pięć tysięcy na otwarcie sklepu.

      – To chyba dobrze, wiesz, że jej telefon oznacza kolejną prośbę o kasę.

      – Może powinnam ją jednak zaprosić?

      – Po co? Żeby narobiła ci wstydu?

      – To w końcu mój ślub.

      – Ja tam będę, Jenna, będą chłopaki, będzie Sed… Czego chcesz więcej?

      – Nie wiem, Trey. Po prostu czuję, że źle robię, nie zapraszając jej.

      – Na pewno nie ma pieniędzy na bilet.

      Westchnęłam. Dziewczyna przyniosła mi drugą suknię. O rany! Ale okropna. Przymierzyłam chyba ze dwadzieścia i nic nie wybrałam, ale chociaż miałam niezły ubaw. Trey wychodził z siebie, komentując te paskudne kreacje, a dziewczyna robiła, co mogła, by nam dogodzić. Przynajmniej jednak opiłam się szampana i wyszłam z salonu nieźle wcięta, Trey zresztą też. Przyjechaliśmy tu moim czerwonym BMW, które dostarczyli


Скачать книгу