Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet. C.J. Roberts

Читать онлайн книгу.

Zapach ciemności. Tom 2 The dark duet - C.J. Roberts


Скачать книгу
wzwodu – i to jak – ale nie podobało mu się to. Co mówi o człowieku fakt, że podnieca się, słuchając opowieści ofiary o tym, jak ją skrzywdzono? Robiło mu się od tego niedobrze. Był chorym człowiekiem.

      A do tego niekoniecznie stanowiło to dla niego nowy problem. Miał długą historię dziwnych skłonności seksualnych. Właśnie z tego względu mimo trzydziestki na karku pozostawał singlem, bez perspektyw. Obawiał się, że ktoś mógłby zobaczyć go takiego, jakim jest naprawdę. Bycie singlem nie oznaczało, że czuł się samotny. Poświęcał dużo czasu na pracę dla FBI. Jednak od czasu do czasu myślał o tym, jak miło byłoby mieć do kogo wracać i z kim rozmawiać, nie czując się jak dziwak – chociaż wiedział, że nim jest.

      Pociągały go kobiety z trudną przeszłością, a one wydawały się nim równie zainteresowane. Olivia Ruiz najwyraźniej niczym się nie różniła. Z jakiegoś powodu ją do niego ciągnęło, tyle zdążył zauważyć, ale zdawał sobie sprawę, że to zainteresowanie musiało pozostać jednostronne. Nie mógłby narażać dobra śledztwa, wykorzystać świadka ani próbować zbawiać kogoś tak wyraźnie poranionego. Dostał już kiedyś nauczkę.

      Wykona swoją pracę. Właśnie dlatego FBI go wciąż zatrudnia – ponieważ summa summarum można liczyć na to, że zrobi, co trzeba. Był człowiekiem, który doprowadzał sprawy do końca. Nic nie mogło mu stanąć na drodze. Nic i nikt.

      Na powrót skupiając uwagę na ekranie, zaczął wpisywać resztę zeznań Olivii na temat czasu, jaki spędziła w rękach porywaczy. Starał się pozostać obojętnym, ale pewne zdania wciąż go zaskakiwały:

      Kazał mi żebrać o jedzenie…

      Wymierzył mi klapsy…

      …zmusił do szczytowania.

      Jego raport bardziej przypominał powieść erotyczną niż akta sprawy. Znowu zaczął odpływać myślami, tym razem w stronę swojej ostatniej dziewczyny, która nie potrafiła osiągnąć orgazmu, jeśli nie wyzywał jej od dziwek. Znowu się podniecił… dość tego!

      Zapisał plik i postanowił, że potrzebuje przerwy od spisywania względnie bezużytecznych wspomnień Olivii. Otworzył okno przeglądarki i wyszukał informacje na temat Muhammada Rafiqa. Matthew podejrzewał, że właśnie on jest ogniwem łączącym poszczególne elementy całego dochodzenia.

      Zgodnie z relacją świadka Caleb wyznał, że jego współpraca z Rafiqiem rozpoczęła się, ponieważ chcieli zabić Vladka Rostrovicha, zwanego też Demitrim Balkiem.

      – Dlaczego? – wyszeptał Matthew sam do siebie, a potem przypomniał sobie komentarz na temat siostry i matki Rafiqa. Czyżby umarły?

      Nieważne, pomyślał. Liczy się tylko aukcja – wszystko inne było nieistotne. Dlaczego w takim razie ciągle chodziło mu to po głowie? Dlaczego ta historia wydawała mu się ważna? Dawała im motyw, pewnie, ale w jaki sposób łączyła się z lokalizacją aukcji w Pakistanie?

      Matthew westchnął ciężko i wstał, żeby nalać sobie kolejną filiżankę kawy. Słyszał, że lokalni policjanci narzekają na nią praktycznie bez przerwy, ale w przeciwieństwie do nich on naprawdę lubił wypić kawę w biurze. Może faktycznie nikt nie czyścił ekspresu od nowości, ale zgrzytający w zębach kamień zdawał się dodawać napojowi uroku. Uśmiechnął się pod nosem. Po powrocie do biurka złapał za notatnik i zaczął przekopywać się przez swoje zapiski, żeby znaleźć nowy punkt odniesienia.

      Historyjka o masturbacji raczej nie miała w sobie zbyt wiele potencjału, ale udało mu się dowiedzieć, że min-fadlik to po arabsku „proszę”. Caleb najwyraźniej posługiwał się tym językiem na tyle swobodnie, by używać go w tak intymnej chwili. Matthew domyślał się, że ludzie zazwyczaj w samotności wybierali swój język ojczysty, a już na pewno w czasie takiej czynności. Jemu nigdy nie zdarzyło się wykrzykiwać czegoś po mandaryńsku pod wpływem rozkoszy. Oczywiście nie mówił po mandaryńsku.

      Przekartkował notatki i zauważył, że Caleb posługiwał się także hiszpańskim, a po angielsku mówił z dziwnym akcentem, opisywanym jako „…mieszanka brytyjskiego, arabskiego i perskiego… może perskiego”. Matthew wyciągnął mapę Pakistanu i spróbował znaleźć obszar, na którym mieszkańcy mogliby posługiwać się taką kombinacją. Wydawało się to mało prawdopodobne. Mimo to tak specyficzny akcent mógł oznaczać, że Caleb albo urodził się, albo długo przebywał na terenie, gdzie słyszałby te języki praktycznie codziennie. Afganistan, Indie oraz Iran sąsiadowały z Pakistanem i każdy z tych krajów łączyłyby pewne podobieństwa demograficzne i kulturalne. Brytyjczycy niezaprzeczalnie mieli duże wpływy w każdym z tych państw, ale wiedział, że największe zdecydowanie w Indiach. Caleb z pewnością nie był Hindusem, ale jeśli się tam wychował, mógł załapać akcent.

      Musi skrócić listę potencjalnych lokalizacji aukcji, a miał na podorędziu praktycznie tylko własne doświadczenie, stare akta i Internet. Rząd Pakistanu działa na rzecz zmniejszenia czy wręcz całkowitego wyeliminowania handlu ludźmi na ich terenie. A jednak niewiele zmienił się sposób myślenia tego społeczeństwa. Niewolnictwo nadal jest tam bardzo popularne, chociaż większość przypadków dotyczy dzieci i kobiet przywożonych do niewolniczej pracy.

      W Pakistanie ludzi się sprowadzało, sprzedawało i wynajmowało zupełnie swobodnie i nadszedł wreszcie czas, żeby rząd Stanów Zjednoczonych to zauważył i wspólnie z ONZ zaczął przeciwdziałać temu procederowi. Matthew nie był naiwny; wiedział, że jego kraj postanowił coś zmienić w wielu regionach Bliskiego Wschodu bardziej ze względu na znajdujące się tam złoża. Jeśli jednak choćby jedna kobieta lub dziecko zostaną uratowani przed niewolą, Matthew nie miał nic przeciwko takiej polityce. Ropa i wolność dla wszystkich.

      Prowincje Sindh i Pendżab słynęły z wysokiej aktywności niewolniczej, ale tymczasowo postanowił je wykluczyć, ponieważ znajdowały się tam głównie pola uprawne, a handel ludźmi zazwyczaj dotyczył niewolniczej pracy na roli. Zdecydowanie nie wyglądało to na prawdopodobne miejsce aukcji niewolników seksualnych dla elitarnych playboyów i terrorystów z całego świata.

      Cholera! Czekała go bardzo długa noc.

      Matthew spojrzał na zegarek i uznał, że musi zjeść kolację, zanim zamkną jego ulubioną chińską knajpę. Dosłownie ślinił się na myśl o makaronie z czosnkiem i chrupiących sajgonkach. Kiedyś zamawiał dla dwóch, ale minęło już dużo czasu, odkąd miał partnera, z którym dzielił długie godziny pracy śledczej; ostatnio pracował w pojedynkę. Nie przeszkadzało mu to, bo i tak kiepsko sobie radził w towarzystwie. Był zbyt szczerym człowiekiem i ludzie po prostu tego nie doceniali.

      Dobrze wykonywał swoje obowiązki i za to go szanowano, ale niekoniecznie zgłaszano się na ochotnika do współpracy z nim albo zapraszano na piwo. Mimo to współpracownicy robili wszystko, o co ich poprosił, i nie miał powodu, by na nich narzekać. Gdyby zapytał któregoś z analityków, by został z nim po godzinach i pomógł przy zbieraniu danych, zgodziłby się niechętnie, ale wszelkie pogardliwe komentarze wstrzymałby do czasu, aż znajdzie się w lepszym towarzystwie.

      Matthew wystąpił o przydzielenie mu specjalnego zespołu do pomocy przy śledztwie. Istniała możliwość nagłego przełomu i potrzeby przeprowadzenia międzynarodowej akcji, jeśli przyjdzie im dokonać nalotu w Pakistanie. Mimo to szef odmówił przydzielenia mu porządnej ekipy, dopóki nie dostanie twardych dowodów, że terroryści i cele polityczne pojawią się na aukcji.

      Ktoś mógłby pomyśleć, że FBI specjalnie przyzwala na to, by sprawa rozeszła się po kościach. Twarz Olivii Ruiz pojawiła się we wszystkich newsach, razem z ziarnistymi nagraniami jej potyczki ze strażnikami granicznymi. Czegoś takiego nie dało się zamieść pod dywan.

      Przeglądał informacje, które dotychczas udało mu się zebrać na temat


Скачать книгу