Przedsmak zła. Alex Kava

Читать онлайн книгу.

Przedsmak zła - Alex  Kava


Скачать книгу
razie będziemy postępować tak, jakby to był sprawca – stwierdził Cunningham.

      – Jeśli uda się podejść tam z podwórza na tyłach, nie zobaczy nas. – Maggie śpieszyła do pralni, a pozostali szli jej śladem.

      – Usłyszy nas – zaoponował Delaney.

      – Nie usłyszy, jeśli pójdzie tam tylko jedna osoba. I jeśli odwrócimy jego uwagę czymś na podwórzu od frontu. – Zajrzała do pralni i zobaczyła proste drewniane drzwi prowadzące na zewnątrz.

      – Agentko O’Dell – powstrzymał ją Cunningham. – Jest pani pierwszy raz na miejscu zbrodni. Proszę wybaczyć, ale to nie pani otworzy schron. – Nie oczekiwał na jej sprzeciw, tylko zwrócił się do Turnera: – Proszę nam dać trochę czasu. Odeślę stąd szeryfa Gellera i zastępcę Steele’a. Niech wygląda na to, że my też szykujemy się do odjazdu. – Potem dał znak Turnerowi, żeby wyminął Maggie i ruszył do tylnych drzwi.

      – Między przyczepą a schronem na sznurze wisi pranie – powiedziała do Turnera, a gdy spojrzał na nią pytająco, dodała, jakby to miało mu wystarczyć: – Wisi tam pościel. – Kiedy zobaczyła, że wciąż nie rozumie, wyjaśniła do końca: – Wiatr jest słaby, ale i tak poszwy trzepoczą na wietrze. Powinny cię zasłonić.

      Turner skinął głową.

      – Z okien sypialni na końcu jest widok na tamtą stronę – powiedział Cunningham do Delaneya.

      – Już idę. – Delaney ruszył korytarzem.

      – Zaczekajcie, aż zajmiemy miejsca – przypomniał im Cunningham.

      ROZDZIAŁ DWUNASTY

      Kyle Cunningham zaczął żałować, że wziął ze sobą O’Dell, gdy tylko poczuł smród we wnętrzu przyczepy. Nie miał jej za złe, że zrobiło jej się niedobrze, zwłaszcza w tym wypadku. Poza tym O’Dell miała znakomity instynkt, wyjątkowy, po prostu niepowtarzalny talent. Podobało mu się również, że tak szybko się pozbierała. Może nawet odrobinę za szybko, ze zbyt dużą pewnością siebie, ale był w stanie to kontrolować. Najbardziej żałował, że przywiózł ją na miejsce zbrodni, które okazało się niebezpieczne.

      Turner i Delaney byli zawodowcami. Szeryf Geller i jego zastępca? Cunningham podejrzewał, że niekoniecznie. Za nic nie zaryzykuje życia swoich agentów, pozwalając Gellerowi i jego zastępcy na wątpliwości czy zawahania.

      Prawdę mówiąc, nie ufał szeryfowi. Ten człowiek coś przed nimi ukrywał. Cunningham nie był pewien, o co chodzi, ale nie podobało mu się, że w takiej sytuacji miejscowi funkcjonariusze zatajają przed nim informacje. Wiedza na temat tego, czy w przyczepie doszło do przejęcia narkotyków przez policję, które zakończyło się tragedią, czy może do kłótni rodzinnej lub zemsty kochanka, mogła okazać się kluczowa, zwłaszcza teraz, kiedy Cunningham musiał zgadywać, jakie zagrożenie kryje się w schronie.

      A ponieważ nie ufał szeryfowi, wolał się go pozbyć.

      Radiowóz szeryfa był zaparkowany obok suva Cunninghama, jakieś trzydzieści metrów od głównych drzwi przyczepy. Cunningham szedł do policjantów swobodnym krokiem, tyłem do schronu. O’Dell miała go kryć. Nie obawiał się, bo już widział ją na strzelnicy. Gdyby zza drzwi schronu wychyliła się lufa, wiedział, że O’Dell w przeciągu paru sekund wypełni drzwi z desek ołowiem.

      – Niezła masakra, co? – spytał Geller, kręcąc głową, zanim Cunningham zdążył się odezwać.

      – Ekipa techników już tu jedzie – odparł Cunningham. – Mam nadzieję, że pan i pański zastępca możecie wyjechać im na spotkanie przy zjeździe z międzystanowej, żeby trafili na miejsce.

      – Jasne. Pojedziemy tam.

      Szeryf nie krył ulgi. Cunningham zauważył, że jego zastępca wyglądał niemal na zawiedzionego, jakby spodziewał się usłyszeć od niego więcej informacji.

      Patrzył na oddalający się radiowóz, powstrzymując chęć obejrzenia się przez ramię. Wcześniej zauważył, że między deskami drzwi do schronu były szpary. Oni nie mogli przez nie niczego zobaczyć, bo w środku było ciemno, za to ten, kto się tam znajdował i patrzył na zewnątrz, mógł całkiem sporo dostrzec z tego, co się tu działo. Taką przynajmniej miał nadzieję. Chciał, żeby ten ktoś uznał, że wszyscy zamierzają się stąd wynieść.

      Cunningham ruszył w stronę czarnego suva, po chwili otworzył drzwi od strony pasażera i pomachał do O’Dell. Potem obszedł samochód i otworzył drzwi od strony kierowcy. To mogło odwrócić uwagę osoby w schronie. Chciał też, żeby samochód chronił ich na wypadek, gdyby sprawca był uzbrojony w coś więcej niż kuchenny nóż.

      Kiedy O’Dell dotarła do suva, Turner ruszył podwórkiem na tyłach. Schron wyglądał jak ziemianka. Drewniane drzwi znajdowały się z tej właśnie strony. Choć ktoś w środku mógł coś widzieć przez wąskie szpary między deskami, nie mógł dostrzec skradającego się Turnera. Kiedy już Turner ustawi się za drzwiami, intruz nadal go nie zobaczy. Z tej pozycji ciężko będzie otworzyć drzwi, ale Turner był wystarczająco silny, żeby wyrwać je z zawiasów, nie mówiąc o otwarciu.

      Zająwszy pozycję, Turner czekał w milczeniu na znak Cunninghama. Zastępca dyrektora zdjął marynarkę, żeby mieć łatwiejszy dostęp do broni, a potem wrzucił marynarkę do suva. To był sygnał.

      Turner chwycił brzeg drewnianych drzwi i dźwignął je. Cunningham nawet z daleka widział, że zrobił to błyskawicznie.

      – FBI! – krzyknął Turner.

      Za szybko. Ktoś cofnął się w dół.

      Cunningham pognał w stronę wejścia do schronu, ściskając broń w dłoniach. Za nim biegła O’Dell, także z bronią. Dogonili Delaneya, który wybiegł z przyczepy. Cunningham był już dość blisko, widział betonowe schody, które znikały w ciemności.

      – FBI! Jesteś otoczony! – krzyknął. – Lepiej stamtąd wyjdź, bo użyjemy gazu łzawiącego!

      Czekali.

      Cunningham nie śmiał odwrócić wzroku choćby na sekundę. Pod zapiętą koszulą T-shirt przylepił się do pleców jak druga skóra. Powściągnął chęć otarcia potu z czoła.

      Nagle wszystko ucichło. Nie było żadnego ruchu.

      Poczuł, że stojący za nim agenci znieruchomieli z wyciągniętą bronią.

      Powoli się wyłaniając, z ciemności wyjrzała dziewczynka, patrząc na nich spod gęstych pukli potarganych włosów.

      – Nie zastrzelcie mnie, proszę.

      ROZDZIAŁ TRZYNASTY

      Stucky obserwował to wszystko ze swojej kryjówki. Znalazł sobie nowy punkt obserwacyjny położony bliżej miejsca akcji. Patrząc przez lornetkę, widział zaskoczenie w gestach śledczych. Musiał przyznać, że on też zdziwił się na widok dziewczynki.

      Przyciskał lornetkę do oczu, mrużąc je, i ustawił ostrość.

      Cholerne drzewa zasłaniały widok.

      Przesunął się odrobinę. Jakaś gałąź wbiła mu się w plecy, ciężkie buty grzęzły w błocku. Chciał widzieć twarz i reakcję tej kobiety. Odkąd przyjechała, nie mógł oderwać od niej wzroku. Przez cały czas, kiedy była w przyczepie, podniecało go, że ujrzy jego wkład w to dzieło. A kiedy wybiegła frontowymi drzwiami, poczuł jeszcze większy dreszczyk emocji. Z uśmiechem patrzył, jak wymiotuje na czworakach.

      Nie mógł liczyć na lepszy komplement.

      Kurtkę miała taką samą jak mężczyźni, granatową z białymi literami FBI na plecach. Jej była trochę za duża, podobnie zresztą


Скачать книгу