Przedsmak zła. Alex Kava
Читать онлайн книгу.ojciec podarował jej medalik, powiedział:
– Będzie cię chronił przed złem, córeczko.
Wciąż słyszała siebie, gdy jako dwunastolatka wyszeptała:
– Ale ciebie nie ochronił, tatusiu.
Zło. Dla Maggie ten termin należał do mistycznej sfery przynależnej do religii, jak niebo czy piekło. Może to był haczyk. Żeby wierzyć w zło, trzeba wierzyć w piekło. I trzeba wierzyć w niebo.
Przez wszystkie te lata nosiła medalik nie dlatego, że uważała, iż może ją przed czymś ochronić. Nosiła go po prostu z tego powodu, że był cennym prezentem od ojca.
Dlatego poczuła się zaskoczona, gdy słowo „zło” padło z ust Cunninghama, jakby to był termin z podręczników na temat zachowań przestępczych, których był współautorem. Zanim jednak mu odpowiedziała, wyjawił powód, dla którego się tu znalazła. Dlaczego została wezwana do gabinetu szefa.
– Myślę, że jest pani gotowa do pracy na miejscu zbrodni.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Hrabstwo Warren, Wirginia
– W życiu nie widziałem tyle krwi – przestrzegł ich szeryf Geller. – Tam jest jak w rzeźni.
Maggie wiedziała, że mówił o przyczepie, która stała na środku terenu.
– I śmierdzi jak w rzeźni – dodał szeryf.
Trudno było w to uwierzyć. Ten kawałek zabudowanej wiejskiej ziemi nieodparcie kojarzył się z sielską i malowniczą Wirginią, a nie z budzącym grozę miejscem zbrodni. Z jednej strony długiego podjazdu rósł las. Dorodne sosny porastały wzgórze, stojąc tak blisko jedna przy drugiej, że trudno było cokolwiek między nimi dojrzeć. Niespełna trzydzieści metrów dalej Maggie zobaczyła brzeg rzeki i połyskującą wodę.
Innymi słowy, cisza i spokój, miejsce, gdzie ludzie szukają ucieczki od trudów dnia codziennego.
– Pańscy ludzie niczego nie ruszali? – spytał Cunningham.
– Nie, niczego. – Geller pokręcił głową. – W ogóle nie wchodziliśmy do środka. Wystarczyło nam to, co zobaczyliśmy, stojąc w drzwiach.
Patrząc na wyraz twarzy szeryfa, odgadli, że teraz też nie wejdzie z nimi do środka.
Maggie starała się objąć wszystko wzrokiem i zapisać w pamięci. Na podwórzu były dwie zadbane grządki kwitnących kwiatów i kilka ceramicznych krasnali. Do frontowych drzwi przyczepy prowadziła brukowana ścieżka. Na tyłach dojrzała wiszącą na sznurze i poruszaną podmuchami wiatru pościel. Dobiegł ją delikatny i cichy dźwięk dzwonków wietrznych. Ktoś urządził tu sobie dom. Teraz to było miejsce zbrodni otoczone żółtą taśmą od drzew aż do kijków, na których był umocowany sznur na pranie.
Szeryf i jego zastępca Steele zaparkowali w bezpiecznej odległości, czekając na zastępcę dyrektora Cunninghama i trójkę jego agentów. Turner i Delaney byli weteranami, więc ostrzeżenie Gellera nie zrobiło na nich wrażenia. Pewnie widzieli już gorsze rzeczy. Maggie dotąd oglądała takie sceny na zdjęciach albo, jeśli miała szczęście, na taśmach wideo. Autopsje się nie liczyły, to miejsce było jej pierwszym prawdziwym miejscem zbrodni.
Oczywiście dość szybko zrozumiała, że oglądanie miejsc zbrodni na zdjęciach ma swoje plusy.
Pierwsze, co zwróciło jej uwagę, to zapach. Potem gorąco.
Kiedy agent Delaney otworzył drzwi przyczepy, uderzyła w nich fala upiornie rozgrzanego i cuchnącego powietrza. Na coś takiego nie przygotowały Maggie żadne studia. Walczyła z odruchem wymiotnym. Nie chciała, żeby mężczyźni to zauważyli. Nie chciała im przypominać, że to jej pierwsze miejsce zbrodni.
– A niech to…! – Delaney gwałtownie zamknął drzwi i cofnął się o krok, opóźniając wejście.
Maggie usiłowała się skupić, wdzięczna za jego wahanie i stworzenie okazji na wciągnięcie kilka haustów świeżego powietrza.
Da sobie radę. Musi.
Cunningham postukał ją po ramieniu. Natychmiast pomyślała, że popychał ją naprzód, mobilizował, chciał zobaczyć jej pierwszą reakcję. Ale kiedy się obejrzała, wciąż trzymał wyciągniętą rękę. Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, że podawał jej ochraniacze na buty, lateksowe rękawiczki i mały słoiczek maści Vicks VapoRub.
Wzięła od niego ochraniacze i rękawiczki, ale chciała zrezygnować z maści. Ostatnia rzecz, jakiej sobie życzyła, to żeby traktowali ją wyjątkowo. Potem wciągnęła powietrze, a nad górną wargą Cunninghama zobaczyła tłustą maść. Turner też się posmarował, kątem oka Maggie widziała, że Delaney czekał na swoją kolej. Posmarowała się maścią i podała dalej.
Kiedy Delaney po raz drugi otworzył drzwi przyczepy, mentolowa maść pod nosem nie robiła żadnej różnicy.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Rozejrzawszy się pobieżnie, Maggie dostrzegła, że wszystkie powierzchnie wewnątrz zostały zbryzgane krwią. Ściany były przerażającym, a zarazem mistrzowskim dziełem naśladowcy Jacksona Pollocka. Czerwone nitki krzyżowały się warstwami. Jedna z ofiar zwisała z sufitu. Ręce i nogi miała związane kablem.
Chociaż ciało mężczyzny było już wzdęte, Maggie wiedziała, że to jego krew znajduje się na ścianach. Nie potrzebowała też eksperta, by wiedzieć, że denata najpierw powieszono głową w dół, a następnie podcięto mu gardło.
– Wygląda na to, że chwilę się opierał – stwierdził Turner, mówiąc na głos to, co wszyscy myśleli.
Maggie musiała odwrócić wzrok, i właśnie wtedy dostrzegła krwawe ślady na dywanie.
– Ktoś tu był boso.
Wszyscy podnieśli wzrok na związane przy suficie stopy ofiary w zasznurowanych tenisówkach. Turner ruszył wąskim korytarzykiem na tył przyczepy, patrząc pod nogi i zachowując ostrożność. Maggie słyszała, że otworzył drzwi.
Usiłowała się skoncentrować. Musi patrzeć na to tak samo, jak patrzyłaby na dokumentację fotograficzną, jaką otrzymywała z innych miejsc zbrodni.
Skup się, powiedziała sobie.
Ale smród był przytłaczający, jakby dusiła się w pojemniku na śmieci wypełnionym gnijącym mięsem. Po plecach spływała jej strużka potu. Kosmyki włosów, które przykleiły się do czoła, odgarnęła grzbietem dłoni. Na domiar złego nie mogła się pozbyć nieznośnego buczenia w głowie. I ten okropny żar. Miała wrażenie, że płonie.
– Chyba podkręcił piec – powiedział Cunningham.
A więc nie tylko ona to czuła. Przyniosło jej to pewną ulgę.
– Wysoka temperatura przyśpiesza rozkład – stwierdziła, cały czas walcząc z kwasem, który z żołądka przedostawał się do gardła.
– Przyśpiesza też pracę naszych małych przyjaciół. – Delaney wskazał czarną plamę na T-shircie ofiary.
Maggie myślała, że to zaschnięta krew, prawdopodobnie ślad po ciosie nożem w brzuch. Teraz zobaczyła, że plama się rusza.
Czerwie! O Boże, nie znosiła czerwi.
Przełknęła żółć, starała się oddychać.
Głupi odruch wymiotny.
Tak, istniało wiele plusów oglądania scen zbrodni na zdjęciach i wideo.
Skup się. Skoncentruj się.
Potem zdała sobie