Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach. Alicja Urbanik-Kopeć

Читать онлайн книгу.

Instrukcja nadużycia. Instrukcja nadużycia. Służące w XIX-wiecznych polskich domach - Alicja Urbanik-Kopeć


Скачать книгу
bruku, jej los mógł potoczyć się bardzo różnie. Mogła dostać dobrą posadę w zamożnym domu, mogła też zostać porwana przez opryszków i wywieziona do Ameryki. Dlatego też TOK w ustawie zawarło swój nowatorski plan: „Pkt 4. Zabezpieczać dziewczęta i kobiety młode od grożących im niebezpieczeństw przy poszukiwaniu pracy. W tym celu między innymi wywieszać na stacjach dróg żelaznych, przystaniach statków parowych itp. zawiadomienia odpowiednie oraz ostrzeżenia drukowane w języku rosyjskim i dowolnie w języku polskim i cudzoziemskim”[26]. Oprócz rozklejania plakatów na dworcach TOK rozdawało instrukcje dla kobiet podróżujących w poszukiwaniu pracy w miastach. Jedna z tego typu książeczek, cztery strony na żółtym papierze, radziła w punktach:

      Siostro moja!

      Strzeż się jazdy samotnej i ludzi nieznanych. W każdej potrzebie zwracaj się do Pań z Towarzystwa Ochrony Kobiet, rozpoznasz je po wstążce biało-żółtej na ramieniu. Przed wyjazdem z domu pisz do naszego biura (Warszawa, Mazowiecka 11). Zachowaj nasz adres. Na dworcu trzymaj w ręku w widoczny sposób kartę biało-żółtą, by cię z daleka rozpoznano.

      Życzliwa rada na drogę:

      1. Nie oddawaj nikomu twych świadectw i papierów. (…)

      4. Siadaj zawsze do przedziału dla kobiet.

      5. Na większych dworcach oddaj się pod opiekę kobiet z Tow[arzystwa] O[chrony] K[obiet], jeśli ich nie ma, proś o pomoc urzędników kolejowych.

      6. Jeśli nie masz w mieście krewnych i znajomych, proś o przyjęcie w schronisku TOK, znajdziesz tam tani nocleg i uczciwe biuro stręczeń. (…)

      8. W pociągu, na dworcu, w mieście strzeż się ludzi nieznanych, zarówno kobiet, jak i mężczyzn; zwłaszcza jeśli ci polecają nocleg lub miejsce korzystne. Nie wdawaj się w rozmowę, nie wierz ich obietnicom, nie mów skąd przybywasz, dokąd jedziesz, nie chodź z nikim do restauracji, nie przyjmuj cukierków ani żadnego poczęstunku. Są to bowiem źli ludzie, którzy niedoświadczone dziewczęta ściągają podstępnie do domów zepsucia. (…)

      13. Nie jedź nocą.

      Trzynaście użytecznych, pragmatycznych rad poprzedzało trzy ostatnie, w tonie religijno-fatalistycznym:

      14. Nie zapominaj o modlitwie, nie wstydź się przeżegnać, poleć się Bogu, proś o opiekę Matkę Najśw[iętszą] i twego Anioła Stróża.

      15. Nie wyjeżdżaj bez pozwolenia i błogosławieństwa rodziców.

      16. Przed wyjazdem pojednaj się z Bogiem[27].

      Następnie w ulotce wydrukowane były adresy wszelkich miejsc pomocy TOK, dla katoliczek i ewangeliczek w Warszawie, w innych miastach Królestwa Polskiego, w Księstwie Poznańskim, Galicji, a także za granicą – w Rosji, w Rotterdamie, Berlinie, Antwerpii, Hamburgu i Bremie. Na samym dole, tłustym drukiem i otoczone ramką: „Za radę i pomoc nic się nie płaci”.

      Ochotniczki pracujące w TOK nie ograniczały się jedynie do kolportowania instrukcji i wywieszania stosownych plakatów z ostrzeżeniami przed nieuczciwymi pośrednikami pracy i adresem Towarzystwa. Jak można było przeczytać w ulotce, na stacjach kolejowych dyżurowały też delegatki TOK, zaopatrzone w biało-żółtą opaskę na ramieniu, które miały wyławiać z tłumu szczególnie bezradnie wyglądające przybyszki ze wsi. Według sprawozdania Towarzystwa za 1912 rok stały na pięciu dworcach warszawskich (część z nich jako wolontariuszki, sześć za opłatą, jak donosiło sprawozdanie). Te kobiety z opaską TOK, z odznaką Międzynarodowej Misji Kolejowej{6}, czekały na stacjach, „pilnie śledząc przyjeżdżające młode kobiety, uprzejmie ofiarując swoją pomoc, udzielając wskazówek, dając adresy biur pewnych i mieszkań prywatnych”[28]. Warty były dobrze zorganizowane. Na Dworcu Wiedeńskim w Warszawie czekała pani Brandel, obserwując pociągi: kurierski z Granicy, osobowy z Granicy, pocztowy z Aleksandrowa, zwyczajny z Koluszek, pocztowy z Sosnowca. Pani Zajączek czekała na pociągi z Sosnowca, a także na pociągi kurierskie i zwyczajne z Aleksandrowa. Na Dworcu Kaliskim także stała pani Zajączek, o 16.25 i 21.40. Na Dworcu Kowelskim dyżurowały pani Petrulewicz i pani Dukaczewska, obserwując pociągi z Mławy, Brześcia i Kowla, od 11.00 do 16.00. Na Dworcu Brzeskim na pocztowy z Moskwy, osobowy z Brześcia, Odessy, Dąbrowy i IV klasy z Brześcia czekała pani Nawrocka.

      Akcje delegatek Towarzystwa Ochrony Kobiet przynosiły wymierne skutki. Oto w 1912 roku jedna z delegatek wypatrzyła na dworcu kolejowym trzynastoletnią dziewczynkę o inicjałach S.M., która nie mogąc wytrzymać ciągłego bicia przez macochę, wsiadła do pierwszego lepszego pociągu do Warszawy, a „błąkającą się po peronie dziewczynkę zabrała delegatka kolejowa i przyprowadziła ją do ochrony”[29]. Później pracownice Towarzystwa umieściły ją w Schronieniu dla dziewcząt, a następnie zlokalizowały jej brata w Warszawie i oddały mu pod opiekę. Innym razem z kolei delegatki pomogły przerażonej młodej Francuzce, która przyjechała na kontrakt do Warszawy i nie zastała na dworcu umówionej osoby. „Bezradna i przestraszona błąkała się po peronie”, a delegatka TOK znalazła ją i przyprowadziła do Schronienia, gdzie wyszukano jej posadę i odesłano dalej. Towarzystwo miało nawet swój wkład w przeciwdziałanie handlem żywym towarem, choć tylko pośredni. W sprawozdaniu z 1912 roku delegatki chwaliły się, że „dnia 11 marca zgłosił się do Ochrony zrozpaczony ojciec A.C., błagając o pomoc w odszukaniu córki, która wraz z kuzynką swoją wyszła z domu wuja i zaginęła bez wieści. T[owarzyst]wo wysłało w tej chwili podanie do naczelnika policji śledczej”, a dziewczynę udało się znaleźć i przywieźć do domu.

      Umknięcie przemyślnym porywaczom mogło być jednak niezwykle trudne. W opublikowanej w 1914 roku broszurze Maria Kobylińska szeroko rozwodziła się nad metodami handlarzy, którzy czyhali na niedoszłe służące w pociągach. Pisała, że nie cofają się przed niczym. Mają „środki usypiające i upajające”, które dosypują do jedzenia, kłamią, manipulują i przyrzekają małżeństwa. Często uciekają się do podstępów, jak w przypadku pewnej panienki o inicjałach B.K., która jechała z Berlina do Poznania czwartą klasą. W drodze przysiadły się do niej panie, które proponowały jej służbę w swoim domu. Gdy dziewczyna, być może poinformowana przez ulotkę TOK, odmówiła, panie zaczęły naradzać się teatralnym szeptem: „Jaka ona niemądra, sądzi, że tam tak łatwo przyjmą nieznaną osobę, a u nas, gdyby chciała, mogłaby otrzymać bardzo dobre miejsce”. Odgrywanie scen na użytek podróżującej dziewczyny należało w ogóle do stałego repertuaru handlarzy. Wbrew poradom o pobożności, która miała uratować niedoszłe służące, Kobylińska twierdziła, że bardzo wielu handlarzy udaje w pociągu pobożnych ludzi, odmawia różaniec i „nie cofa się nawet przed świętokradzkim przyjęciem sakramentów św.”, byle pozyskać zaufanie ofiary. Często też żerują na jej ostrożności i moralności:

      „Dokąd pani jedzie?” – pytają nieopatrzne dziewczę. „Na służbę – brzmi odpowiedź – do tego miasta, na tej ulicy”. „Ale czyż pani nie wie, co to za dom niegodziwy, czy pani nie słyszała o domach rozpusty? Niech Bóg broni panią tam zajechać. – Ale mogę polecić przypadkiem inne miejsce, bardzo dobre, za wysoką pensję”. Dziewczę słucha, całe przerażone, nie wie co począć…[30]

      I w końcu naprawdę trafia do domu publicznego.

      Jeśli wszystko zawiodło, handlarze mieli podobno w zanadrzu ostatnią sztuczkę. Posługiwali się hipnotyzmem, to znaczy, jak tłumaczyła autorka, sposobem magnetycznego usypiania za pomocą wykonywania ruchów dłoni, które działa, gdy osoba hipnotyzowana wyrazi zgodę i patrzy uważnie w błyszczący punkt. „Skoro raz się przyzwoli, trudno oprzeć się po raz drugi, a osoba pozostająca w stanie zahipnotyzowania nie ma swej woli, czyni wszystko,


Скачать книгу

<p>26</p>

Tamże, s. 5.

<p>27</p>

Baczność! Międzynarodowe Towarzystwo Ochrony Kobiet, Włocławek 1916, s. 1–2, 4.

<p>6</p>

Chodzi prawdopodobnie o formę Misji Dworcowych. Tu zresztą również TOK było w awangardzie, ponieważ większość dostępnych źródeł twierdzi, że polskie oddziały Misji Dworcowych zaczęły powstawać dopiero w niepodległej Polsce, po 1918 roku. Misje Dworcowe to organizacja dobroczynna, której pierwsze biuro, zajmujące się podróżnymi wyznania ewangelickiego, powstało w Berlinie w 1894 roku. Jego celem była właśnie opieka nad samotnie podróżującymi dziećmi i dorosłymi (nie tylko kobietami), którzy potrzebowali wsparcia w trudnej sytuacji emigracji zarobkowej. Jedno z pierwszych tego typu biur na ziemiach polskich to Towarzystwo Katolickiej Opieki Dworcowej w Poznaniu, którego statut założycielski w 1899 roku głosił, że Towarzystwo ma na celu „zwalczanie handlu dziewczętami i usuwanie niebezpieczeństw grożących kobietom i dziewczętom podróżującym, przez udzielanie im odpowiedniej opieki i pomocy”. Towarzystwo należało też do Międzynarodowego Związku Towarzystw Opieki nad Dziewczętami z siedzibą w Szwajcarii. Ustawy Towarzystwa Katolickiej Opieki Dworcowej w Poznaniu, Poznań 1899, s. 1.

W latach dwudziestych liczba podróżnych zwiększyła się, ponieważ do emigrantów zarobkowych dołączyła również masa ludności cywilnej migrująca po I wojnie światowej. Postanowiono więc przejąć kontrolę państwową nad tymi prywatnymi inicjatywami dobroczynnymi i wspomagać je z budżetu państwa. W 1923 roku powstał Polski Komitet do Walki z Handlem Kobietami i Dziećmi. Założycielami były właśnie Towarzystwo Ochrony Kobiet (trzech wyznań) oraz Towarzystwo Eugeniczne w Warszawie. Zob. K. Chylak, Zwalczanie handlu żywym towarem w II Rzeczpospolitej. Społeczna działalność misji dworcowych na rzecz ochrony kobiet, „Homo Politicus” 2011, nr 6, s. 101–119.

<p>28</p>

Sprawozdanie z Działalności…, s. 13.

<p>29</p>

Tamże, s. 13–15.

<p>30</p>

M. Kobylińska, Handel żywym towarem a Katolickie Towarzystwo Opieki Dworcowej [w: ] R. Antonow, Drogi hańby. Piśmiennictwo polskie przełomu XIX i XX wieku o handlu „żywym towarem”, Wrocław 2013, s. 146–147, 149.