Policja. Ю Несбё
Читать онлайн книгу.ale ja pracuję w trochę inny sposób.
Ciężkie westchnienie.
– No dobrze, mów.
– Zorientowałam się, że tymi sprawami zajmowały się dwie różne grupy. Tylko dwóch techników i trzech śledczych uczestniczyło w obydwu śledztwach. A żadna z tych pięciu osób nie może mieć pełnej wiedzy o wszystkich, których przesłuchiwano. Ponieważ ani jedna, ani druga sprawa nie została wyjaśniona, przeciągały się w czasie i zebrany materiał jest ogromny.
– Ogromny, rzeczywiście można tak powiedzieć. I oczywiście masz rację, że nikt nie pamięta wszystkiego, co się wydarzyło podczas śledztw. Ale wszystkie przesłuchiwane osoby zostały odnotowane w rejestrze spraw karnych.
– No właśnie o to chodzi – powiedziała Katrine.
– Czyli o co?
– Kiedy na przesłuchanie wzywa się ludzi z zewnątrz, to zostają zarejestrowani, a zeznania archiwizuje się w aktach sprawy, do której ich wezwano. Ale czasami się zdarza, że coś wpadnie pomiędzy dwa biurka. Na przykład kiedy osoba przesłuchiwana już siedzi w areszcie, to zdarza się, że przesłuchuje się ją nieformalnie, w celi, i nie zostaje odnotowana w rejestrze, ponieważ już tam figuruje.
– Ale notatki z przesłuchań zostają w aktach sprawy.
– Na ogół tak. Ale nie wtedy, kiedy przesłuchanie dotyczy innej sprawy, w której ktoś jest głównym podejrzanym, a zabójstwo i gwałt w Maridalen to jedynie poboczny wątek przesłuchania. Wtedy protokół trafia do akt tamtej innej sprawy, a ewentualne wyszukiwanie po nazwisku nie powiąże tej osoby z tą drugą sprawą.
– Interesujące. I znalazłaś…
– Człowieka, którego przesłuchiwano jako głównego podejrzanego w sprawie gwałtu w Ålesund, podczas gdy odsiadywał karę za naruszenie nietykalności cielesnej i usiłowanie gwałtu na małoletniej w hotelu w Otta. Podczas przesłuchania spytano go również o tę sprawę z Maridalen, ale protokół trafił do akt sprawy gwałtu w Otta. Interesujące jest to, że tego samego człowieka przesłuchiwano w związku ze sprawą z Tryvann, ale już normalnie.
– No i? – Po raz pierwszy w głosie Hagena pojawiły się oznaki szczerego zainteresowania.
– Miał alibi we wszystkich trzech przypadkach – odpowiedziała Katrine i bardziej wyczuła, niż usłyszała, jak powietrze uchodzi z balonu, który sama nadmuchała.
– Aha. Masz jakieś inne zabawne historyjki z Bergen, których twoim zdaniem koniecznie powinienem wysłuchać?
– To jeszcze nie koniec – oświadczyła Katrine.
– Mam zebranie za…
– Sprawdziłam alibi tego człowieka. Takie samo dla wszystkich trzech spraw. Świadek potwierdził, że facet był w domu w komunie, w której oboje mieszkali. Tym świadkiem była pewna młoda dama, którą wtedy uważano za wiarygodną. Czysta kartoteka, żadnego powiązania z podejrzanym oprócz tego, że zajmowali to samo mieszkanie. Ale kiedy się ją poobserwuje później, to wychodzą na jaw ciekawe rzeczy.
– Na przykład jakie?
– Na przykład malwersacje, handel narkotykami i fałszerstwo dokumentów. W protokołach z jej późniejszych przesłuchań jeden element się powtarza. Zgadnij jaki?
– Fałszywe zeznania.
– Niestety rzadko bada się stare sprawy w taki sposób, żeby je ujrzeć w nowym świetle. W każdym razie jeśli chodzi o tak stare i tak zagmatwane sprawy, jak te z Maridalen i Tryvann.
– Do diabła, jak się nazywa ta kobieta? – W głosie Hagena znów słychać było ożywienie.
– Irja Jacobsen.
– Masz jakiś adres?
– Mam. Można go znaleźć i w rejestrze karnym, i w ewidencji ludności, i w kilku innych rejestrach…
– Do diabła, musimy ją natychmiast wezwać!
– Na przykład w rejestrze osób zaginionych.
W Oslo na długą chwilę zapadła cisza. Katrine miała ochotę iść na długi spacer aż do kutrów rybackich na Bryggen, kupić torbę dorszowych łbów, wrócić do mieszkania w dzielnicy Møhlenpris i długo przyrządzając obiad, oglądać serial Breaking Bad i czekać, aż znów zacznie padać.
– No dobrze – odezwał się wreszcie Hagen. – W każdym razie dałaś nam coś, czego możemy się uchwycić. Jak się nazywa ten facet?
– Valentin Gjertsen.
– I gdzie on teraz jest?
– No właśnie o to chodzi – powiedziała Katrine Bratt i zorientowała się, że się powtarza. Palce znów przebiegły po klawiaturze. – Nigdzie nie mogę go znaleźć.
– On też zaginął?
– Na liście zaginionych go nie ma. I to dziwne, bo sprawia wrażenie, jakby zniknął z powierzchni ziemi. Nie ma znanego adresu, żadnego zarejestrowanego telefonu, nie korzysta z karty kredytowej, nie ma nawet konta w banku. Nie głosował podczas ostatnich wyborów, a w ciągu ostatniego roku nie jeździł pociągiem ani nie latał samolotem.
– Próbowałaś w Google?
Katrine śmiała się, dopóki nie zrozumiała, że Hagen wcale nie żartował.
– Spokojnie – odparła. – Znajdę go. Załatwię to na domowym komputerze.
Rozłączyli się. Katrine wstała, włożyła kurtkę i zaczęła się spieszyć, bo nad Askøy zbierały się chmury. Już miała wyłączyć komputer, gdy nagle na coś wpadła. Na coś, co powiedział jej kiedyś Harry Hole. Że często zapomina się o sprawdzeniu rzeczy najbardziej oczywistej. Szybko postukała w klawisze i z niecierpliwością czekała, aż strona się załaduje.
Zorientowała się, że w głębi dużej wspólnej przestrzeni biurowej kilka głów się odwróciło, gdy wykrzykiwała swoje bergeńskie przekleństwa. Nie chciało jej się jednak ich uspokajać, że tym razem to nie nawrót psychozy. Harry jak zwykle miał rację.
Sięgnęła po słuchawkę i przycisnęła guzik Repeat. Gunnar Hagen odebrał po drugim dzwonku.
– Myślałam, że wychodzisz na zebranie – powiedziała.
– Przełożyłem. Właśnie przydzielam ludzi do poszukiwania tego Valentina Gjertsena.
– Już nie musisz. Właśnie go znalazłam.
– Tak?
– Nic dziwnego, że zniknął z powierzchni ziemi. Podkreślam, z powierzchni.
– Chcesz powiedzieć, że…
– Tak, nie żyje. Napisali to dość wyraźnie w ewidencji ludności. Przepraszam za to zawracanie głowy z Bergen. Idę do domu pocieszyć się zupą rybną i rybimi łbami.
Kiedy odłożyła słuchawkę i spojrzała w okno, okazało się, że już zaczęło padać.
Anton Mittet podniósł głowę znad filiżanki z kawą, kiedy Gunnar Hagen wpadł do niemal pustej kantyny na siódmym piętrze Budynku Policji. Anton od dłuższej chwili siedział, podziwiając widok. Myślał.
O tym, jak dawniej mogło być. I uświadomił sobie, że już przestał myśleć o tym, jak jeszcze może być. Może to oznaczało, że się starzał. Człowiek bierze do ręki rozdane karty, ogląda je, nie dostanie nowych. Może jedynie grać najlepiej, jak umie, tymi, które mu przypadły. I marzyć o tych, które mogły się trafić.
– Przepraszam za spóźnienie,