Fjällbacka. Camilla Lackberg

Читать онлайн книгу.

Fjällbacka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
domu we Fjällbace ma tę wadę, że nagle przyjeżdżają krewni i znajomi, którzy w chłodniejszych porach roku nawet by się nie odezwali. W listopadzie nie miewali ochoty na spotkania, w lipcu natomiast lubili pomieszkać za darmo w domu z widokiem na morze. Erika już myślała, że tego lata jej się upiecze, bo minęła połowa lipca i jeszcze nikt się nie odezwał. A jednak zadzwonił kuzyn Conny i oznajmił, że właśnie wyjechał z Trollhättan wraz z żoną i dwójką dzieci. Dobrze, że tylko na jedną noc, może da się wytrzymać. Nie przepadała za dwójką swoich kuzynów, ale dobre wychowanie nie pozwalało jej odmawiać, chociaż właściwie powinna, bo uważała ich za pasożytów.

      Z drugiej strony cieszyła się, że mają z Patrikiem dom we Fjällbace, w którym mogą przyjmować gości, choćby nieproszonych. Po nagłej śmierci rodziców szwagier Eriki chciał doprowadzić do sprzedaży domu. Ale Anna, jej siostra, rozwiodła się z nim, nie chcąc dłużej znosić psychicznego i fizycznego znęcania się nad nią i dziećmi. Dom był teraz własnością sióstr. Anna z dwójką dzieci pozostała jednak w Sztokholmie, więc Patrik z Eriką mogli zamieszkać razem, ponosząc w zamian wszystkie koszty utrzymania domu. Z czasem trzeba będzie znaleźć jakieś rozwiązanie tego problemu, ale na razie Erika cieszyła się, że tu jest i może mieszkać na stałe.

      Rozejrzała się i zdała sobie sprawę, że musi się pośpieszyć, jeśli dom ma jako tako wyglądać, kiedy przyjadą goście. Ciekawa była, co Patrik powie na tę inwazję, ale zaraz się obruszyła: skoro zostawia ją samą i mimo urlopu pracuje, to jej wolno przyjmować gości, jeśli jej się tak podoba. Zapomniała już, jaka była zadowolona, że pozbędzie się go z domu.

      Ernst i Martin właśnie wrócili. Patrik poprosił ich do swojego pokoju i wprowadził w sprawę. Zasiedli na krzesłach stojących przed biurkiem. Nie dało się nie zauważyć, że Ernst aż poczerwieniał ze złości, że nie on, lecz Patrik ma prowadzić śledztwo. Patrik postanowił nie zwracać na to uwagi. Niech Mellberg się tym zajmie, a w najgorszym razie, gdyby Ernst odmówił współpracy, poradzi sobie bez niego.

      – Przypuszczam, że już wiecie, co się stało.

      – Tak, słyszeliśmy przez radio policyjne. – Martin, człowiek młody, pełen entuzjazmu, w odróżnieniu od Ernsta, siedział na krześle w gotowości, wyprostowany, z notesem i piórem w ręku.

      – A zatem w Wąwozie Królewskim we Fjällbace znaleziono nagie zwłoki kobiety. Sądząc z wyglądu, miała dwadzieścia pięć, trzydzieści lat. Pod zwłokami znajdowały się dwa ludzkie szkielety. Ich pochodzenie i wiek nie są znane, ale Karström z ekipy technicznej nieoficjalnie powiedział, że nie są świeże. Wygląda na to, że będziemy mieć sporo pracy, nie licząc interwencji w sprawie pijackich awantur i jeżdżenia po pijanemu. Annika i Gösta są na urlopie, więc musimy zakasać rękawy. Ja wprawdzie też mam urlop w tym tygodniu, ale zgodziłem się wrócić do pracy i na polecenie Mellberga poprowadzę śledztwo. Jakieś pytania?

      Zwracał się głównie do Ernsta. Ten wolał uniknąć konfrontacji i potem gadać za plecami.

      – Czego ode mnie oczekujesz? – Martin niecierpliwie wymachiwał piórem nad notesem. Przypominał spienionego konia przed wyścigiem.

      – Chciałbym, żebyś zaczął od sprawdzenia urzędowego spisu osób zaginionych. Dowiedz się, czy są jakieś zgłoszenia dotyczące kobiet zaginionych w ciągu, powiedzmy, ostatnich dwóch lat. Lepiej szukać trochę na wyrost, zanim zakład medycyny sądowej powie coś więcej. Ale mam przeczucie, że ta śmierć nastąpiła niedawno, może kilka dni temu.

      – Co ty, nie słyszałeś? – zapytał Martin.

      – O czym?

      – Jest awaria komputerowej bazy danych. Nie ma dostępu do urzędowego spisu i trzeba to załatwiać na piechotę.

      – Jasny gwint! Akurat teraz. No cóż, z tego, co mówił Mellberg i co pamiętam sprzed urlopu, my nie mamy żadnego zgłoszenia. Proponuję, żebyś obdzwonił wszystkie rejony po sąsiedzku. Dzwoń dookoła i rozszerzaj krąg, rozumiesz?

      – No pewnie. Jak daleko mam dzwonić?

      – Aż na coś trafisz. Najpierw zadzwoń do Uddevalli, niech ci podadzą rysopis.

      – A ja co mam robić? – W głosie Ernsta trudno byłoby doszukać się entuzjazmu.

      Patrik zajrzał do notatek, które zrobił po rozmowie z Mellbergiem.

      – Chciałbym, żebyś na początek porozmawiał z ludźmi, którzy mieszkają w pobliżu Wąwozu Królewskiego. Może coś widzieli albo słyszeli ostatniej nocy albo wczesnym rankiem. Za dnia jest tam pełno ludzi, co oznacza, że zwłoki, a także szkielety, musiały zostać przywiezione w nocy albo o świcie. Należy przyjąć, że wniesiono je przez szeroki wylot, nikt by ich raczej nie targał po schodach z Ingrid Bergmans torg. Mały znalazł ciało o szóstej rano, więc skupiłbym się na godzinach między dziewiątą wieczorem a szóstą rano. Ja tymczasem zajrzę do archiwum. Coś mi przypominają te dwa szkielety i wydaje mi się, że powinienem wiedzieć, o co chodzi, ale… Przychodzi wam coś do głowy? Nic wam się nie przypomina…?

      Machnął rękami i uniósł brwi w oczekiwaniu na odpowiedź, ale Martin i Ernst potrząsnęli przecząco głowami. Patrik z westchnieniem stwierdził, że w takim razie schodzi do katakumb…

      Siedział w czeluściach komisariatu i grzebał w starych papierach. Nie miał pojęcia, że popadł w niełaskę. Może by się domyślił, gdyby miał czas się zastanowić. Na teczkach zebrał się kurz, ale na szczęście w środku panował porządek. Większość materiału zarchiwizowano chronologicznie. Patrik wprawdzie sam nie wiedział, czego szuka, ale miał przeczucie, że znajdzie to coś właśnie tu.

      Siedząc po turecku na kamiennej podłodze, metodycznie przeglądał pudła pełne teczek z dokumentami. Przez jego ręce przechodziły całe dziesięciolecia ludzkich losów. Uderzające, ile osób i całych rodzin wielokrotnie trafiało do policyjnych wykazów. Mogłoby się wręcz wydawać, że przestępstwa są dziedziczne. Przechodziły z rodziców na dzieci, a nawet na wnuki, pomyślał Patrik, gdy kolejny raz natknął się na to samo nazwisko.

      Zadzwoniła komórka. Spojrzał na wyświetlacz – Erika.

      – Cześć, kochanie, wszystko dobrze? – Patrik wiedział, co mu odpowie. – Tak, wiem, że jest gorąco. Po prostu usiądź koło wentylatora, nic więcej nie da się zrobić… Wiesz, musimy się zająć tym morderstwem. Mellberg chce, żebym poprowadził śledztwo. Bardzo się będziesz gniewać, jeśli na kilka dni wrócę do pracy?

      Wstrzymał oddech. Wiedział, że powinien był sam zadzwonić i powiedzieć, że będzie musiał wrócić do pracy, ale w typowo męski sposób zostawił to na później. Z drugiej strony Erika dobrze wie, jaką ma pracę. Dla komisariatu w Tanumshede lato było szczególnie gorącym okresem. Krótkie urlopy musieli brać po kolei, a i tak nie mieli gwarancji, że je wykorzystają w całości. Wszystko zależało od tego, ile komisariat będzie miał takich spraw, jak pijaństwo, pobicia i inne wydarzenia towarzyszące turystyce. Nie mówiąc już o morderstwie, bo to osobna kategoria.

      Erika powiedziała coś, co mu umknęło.

      – Powiedziałaś: odwiedziny? Kto? Twój kuzyn? – Patrik westchnął. – Nie, a co mam powiedzieć? Pewnie, że byłoby przyjemniej, gdybyśmy mogli być wieczorem sami, ale skoro już jadą… Zostają tylko na tę jedną noc?… Okej, kupię krewetki na kolację. Tak będzie prościej. Nie będziesz musiała stać przy kuchni. Będę w domu koło siódmej. Całuję.

      Włożył telefon do kieszeni i wrócił do przeglądania zawartości pudeł. Zainteresowała go teczka z napisem „Zaginieni”. Ktoś bardzo sumienny zebrał kiedyś wszystkie zgłoszenia o zaginięciach, którymi zajmowała


Скачать книгу