Jak mówić, żeby maluchy nas słuchały. Joanna Faber
Читать онлайн книгу.do rozdziału drugiego!
Poniżej przedstawiam kilka pomysłów na zastosowanie w praktyce tego potężnego narzędzia, jakim jest akceptowanie uczuć.
Trudno oprzeć się pokusie, żeby po perfekcyjnie sformułowanej akceptacji uczucia nie wstawić ALE. Obawiamy się, że dzieci pomyślą, iż potwierdzając negatywne uczucie, akceptujemy również ich złe zachowanie. Dlatego sabotujemy własne dobre intencje, mówiąc:
„Rozumiem, że jesteś wściekły, ALE nie wolno ci bić siostry!”.
„Słyszę, jak się zdenerwowałeś, że brat rozwalił ci budowlę z klocków, ALE musisz zrozumieć, że jest jeszcze mały”.
„Wiem, że chcesz jeszcze zostać i się pobawić, ALE musimy odebrać twojego brata”.
„Wiem, że masz ochotę na ciasteczka z czekoladą, ALE nie mamy takich w domu”.
„Ale” odbiera ten dar, który właśnie daliśmy dziecku. To tak, jakbyśmy powiedzieli: „Słyszę, jak się czujesz, i mam zamiar ci wyjaśnić, dlaczego to uczucie jest niewłaściwe”. Wyobraź sobie, że ktoś mówi do ciebie: „Przykro mi, że twoja matka umarła. Ale wiesz, jeden umiera, drugi żyje, łzy tego nie zmienią. Pogódź się z tym!”.
Jeśli czujesz, że masz na końcu języka to „ale”, możesz je zastąpić wygodnym wyrażeniem:
„Jakie to irytujące, kiedy maluch przeszkadza w budowie statku kosmicznego! Problem w tym, że małe dzieci nie potrafią układać lego”.
„Co za rozczarowanie! Miałeś ochotę na ciastka, a tu puste pudełko. Problem w tym, że jest za późno, żeby iść do sklepu”.
Wyrażenie „problem w tym, że” sugeruje, iż można ten problem rozwiązać, nie zaprzeczając uczuciom. Możesz układać lego na stole, który jest poza zasięgiem malucha. Możesz dopisać czekoladowe ciastka wielkimi czerwonymi literami do listy zakupów i powiesić ją na lodówce.
Toni, pewna rzeczowa matka uczestnicząca w prowadzonych przeze mnie warsztatach, narzekała, że nie podoba jej się to wyrażenie.
– Przecież nie zawsze chodzi o jakiś problem! – zaprotestowała. – Dlaczego wszystko musi urastać do dużego problemu? Nie ma w tej chwili ciasteczek. I trzeba to przeboleć!
Musiałam się zastanowić. Do licha, ta kobieta odrzuca mój sposób szukania rozwiązania. Muszę zaakceptować jej uczucia. Trzeba szybko coś wymyślić. Na szczęście przyszedł mi do głowy zwrot, którego używała moja matka.
– Proszę spróbować inaczej… – zaproponowałam.
„Chociaż wiesz, że jest za późno, żeby jechać po ciasteczka, chciałbyś dostać je zaraz!”.
„Chociaż wiesz, że już czas odebrać brata z przystanku autobusowego, to i tak jesteś poirytowany, że trzeba zostawić plac zabaw, kiedy najlepiej się bawisz”. (Dodatkowy bonus: nauczyłaś go słowa „poirytowany”!).
Zwrot „chociaż wiesz, że” nie brzmi zniechęcająco, ponieważ daje dziecku możliwość zrozumienia problemu, a jednocześnie zapewnia je, że rozumiesz jego silne uczucia.
Spisanie uczuć i pragnień dzieci może być bardzo potężnym narzędziem, nawet w przypadku tych, które jeszcze nie potrafią czytać. Zabieraj ołówek, gdy idziesz na zakupy, aby móc dopisywać kolejne punkty do dziecięcej „listy życzeń”. Okaże się to bardzo przydatne, gdy udasz się na nieuniknioną, okropną wyprawę do sklepu z zabawkami, by kupić prezent urodzinowy dla cudzego dziecka, a twoje własne zostanie skonfrontowane z tysiącami pokus, absolutnie nie rozumiejąc ograniczeń finansowych. Zamiast wyjaśniać dziecku, że nie powinno marudzić o nową zabawkę, bo miało urodziny w zeszłym miesiącu, i wymawiać mu, że zachowuje się jak rozpieszczony bachor (czy taka przemowa kiedykolwiek odniosła skutek?), zapisz na kartce wszystko, co chce dodać do swojej listy życzeń. Dziecko będzie zadowolone, że ma konkretny, fizyczny spis swoich pragnień. Możesz przypiąć kartkę w domu na tablicy ogłoszeń i czerpać z niej pomysły na urodzinowe i świąteczne prezenty.
– Ale czy to nie utwierdzi dziecka w przekonaniu, że każda jego zachcianka może zostać spełniona? – spytała Toni z właściwą sobie uczciwością.
– Przeciwnie – zaprotestowałam. – Ile razy ulegamy i kupujemy jakąś głupią rzecz tylko po to, żeby uniknąć ataku histerii w miejscu publicznym? Spisanie życzeń to inny sposób na uniknięcie histerii, bez rozpieszczania dziecka. Spójrz na to jak na możliwość zaakceptowania uczuć, ale ograniczenia działań.
Zaakceptowanie uczuć pomaga dzieciom zaaprobować fakt, że nie mogą dostać wszystkiego, czego chcą. W sklepie z zabawkami możesz powiedzieć: „Ale ten jednorożec jest naprawdę super! Podoba ci się jego mieniąca się grzywa… i te różowe i pomarańczowe gwiazdki na jego tyłku. Dopiszmy go do twojej listy życzeń”. Kto wie, może uzbiera z kieszonkowego albo dostanie w prezencie na urodziny od cioci Berthy. Może też za kilka tygodni czy miesięcy gust jej się zmieni i jednorożec zostanie wykreślony z listy. Najważniejsze, że ma rodzica, który wsłuchuje się w jej uczucia i rozumie, jak bardzo czegoś pragnie, rodzica, który pomaga jej nabyć ważną życiową umiejętność odkładania spełnienia marzeń na później.
A jeśli jedno z naszych dzieci ma różne zachcianki, a drugie nigdy niczego nie chce? Czy wydajemy z żalem pieniądze, aby w domu panował spokój? Znosimy poczucie krzywdy i marudzenie? Mając tę umiejętność, możemy uczciwie wyrazić zrozumienie dla uczuć dziecka: „Chociaż wiesz, że nie potrzebujesz nowej piżamy, to jest ci przykro, że twój brat dostał nową. Może zapiszemy, jakie kolory lubisz, żebyśmy wiedzieli, jaką kupić, kiedy będzie ci potrzebna”.
Po sesji o akceptowaniu uczuć Michael, tata, który prawie zawsze ma ochotę eksperymentować, opowiedział grupie historię ze swojego domu.
Moja dwuletnia córka Kara chciała ciasteczka z kawałkami czekolady. Napisałem słowo CIASTECZKO w środku koła, które miało symbolizować ciastko. Dodała kropki będące kawałkami czekolady. I z zadowoleniem chodziła po domu z kartką papieru. Zdumiewające! Jakby zapisane słowo było jakimś magicznym talizmanem. Zwykle nie poddaje się, gdy czegoś chce, nawet jak powtarzamy po kilka razy, że nie ma tego w domu.
Czasami słowa – ani wypowiedziane, ani napisane – nie wystarczą, żeby wyrazić bardzo silne emocje. Jeśli czujesz w sobie twórczą moc, spróbuj to zrobić za pomocą sztuki. Nie trzeba być Rembrandtem – wystarczy kilka kresek.
Maria jest matką rocznej Isabel oraz trzyletniego Benjamina – chłopca, który kilka razy dziennie wpada w złość.
Benjamin ma ostatnio bzika na punkcie pociągów. Uwielbia układać skomplikowane tory i krzyżówki, puszcza pociągi pod górkę i na dół, ale czasami coś nie wychodzi. Wciąż zaskakuje mnie fakt, że Benjamin tak szybko wpada w złość, a potem w histerię. Rzuca wtedy pociągami i torami. Gdy niedawno siedziałam przy stole z kolejką, pociągi oczywiście wjechały na górkę, ale zjeżdżając, zaczęły wypadać z torów. Nastąpiła chwila zawieszenia i widziałam, że za chwilę Benajmin się rozzłości, ale ponieważ uczestniczyłam w warsztatach, nie powiedziałam jak zwykle:
– Nic