Sapiens. Yuval Noah Harari
Читать онлайн книгу.była straszliwą katastrofą. Ich „sukces” ewolucyjny jest bez znaczenia. Gdybyśmy mieli do wyboru, to kim wolelibyśmy być: rzadkim dzikim nosorożcem na krawędzi wyginięcia czy cielęciem, które swoje krótkie życie spędzi w ciasnym boksie i będzie tuczone po to tylko, by były z niego soczyste steki? Wspomniany nosorożec też nie cieszy się z tego, że jest jednym z ostatnich przedstawicieli swojego gatunku. Dla cierpiącego cielęcia sukces ilościowy własnego gatunku jest marnym pocieszeniem.
Ten rozdźwięk między ewolucyjnym sukcesem a osobniczym cierpieniem jest bodaj najważniejszą nauką, jaką możemy wyciągnąć z rewolucji agrarnej. Kiedy badamy historię takich roślin jak pszenica czy kukurydza, to czysto ewolucyjna perspektywa może i ma uzasadnienie. Lecz w wypadku takich zwierząt jak rogacizna, owce czy homo sapiens, które mają złożony świat doznań i emocji, musimy brać pod uwagę, jak sukces ewolucyjny przekłada się na doświadczenie osobnicze. W następnych rozdziałach wielokrotnie będziemy się przekonywać, że skokowy przyrost zbiorowej mocy i rzekomy sukces naszego gatunku szedł w parze z ogromnym cierpieniem w wymiarze jednostkowym.
6
Budując piramidy
Spór wokół rewolucji agrarnej budzi żywe emocje. Wydarzenie to należy do najbardziej kontrowersyjnych w historii. Część badaczy głosi, że rewolucja ta pchnęła ludzkość na tory dobrobytu i postępu. Inni z całą ostrością podkreślają, że kurs obrany przez rodzaj ludzki po rewolucji agrarnej wiedzie ku zatracie. W ich przekonaniu była ona punktem zwrotnym, w którym homo sapiens porzucił swoją ścisłą symbiozę z naturą i oddał się we władzę chciwości i wyobcowania. Dokądkolwiek wiodła wspomniana droga, nie było odwrotu. Uprawa roli umożliwiła ludzkim gromadom tak olbrzymi i gwałtowny przyrost liczbowy, że żadne złożone społeczeństwo rolnicze nie mogło już utrzymać się przy życiu, wracając do myślistwa i zbieractwa. Około 12 tysięcy lat temu, nim nastąpiło przejście do rolnictwa, na Ziemi mieszkało od 5 do 8 milionów koczujących zbieraczy-łowców. W I wieku zbieraczy-łowców było zaledwie 1–2 miliony (głównie w Australii, Amerykach i Afryce), a ich liczebność bledła wobec 250-milionowej rzeszy rolników34.
Olbrzymia większość rolników zamieszkiwała stałe osiedla, a tylko nieliczni zajmowali się koczowniczym pasterstwem. Przyjęcie osiadłego trybu życia wywołało gwałtowne kurczenie się terytoriów większości ludzi. Pradawni zbieracze-łowcy na ogół zamieszkiwali tereny o powierzchni dziesiątek, a nawet setek kilometrów kwadratowych. „Domem” było dla nich całe terytorium z występującymi na nim wzgórzami, strumieniami, lasami i niebem. Rolnicy zaś przez większość dni obrabiali poletka i pielęgnowali sady, a ich życie skupiało się wokół domu – ciasnej konstrukcji mieszkalnej z drewna, kamienia bądź gliny o powierzchni co najwyżej kilkudziesięciu metrów kwadratowych. Przeciętny rolnik odczuwał z tą budowlą silną więź. To była rewolucja o doniosłych implikacjach psychologicznych i architektonicznych. To wtedy przywiązanie do „własnego domu” i oddzielenie od sąsiadów stało się psychologicznym rysem istoty o daleko węższym oglądzie świata.
Nowe terytoria rolników były nie tylko o wiele mniejsze niż tereny pradawnych zbieraczy-łowców, ale i zdecydowanie mniej naturalne. Poza użyciem ognia zbieracze-łowcy bardzo sporadycznie przekształcali ziemie, po których wędrowali. W odróżnieniu od nich rolnicy mieszkali w sztucznych izolowanych skupiskach ludzkich, które w pocie czoła wyrąbywali z otaczającej ich dziczy. Wycinali lasy, kopali rowy odwadniające, sprzątali i niwelowali pola, budowali domy, orali i nasadzali równe rzędy drzewek owocowych. Ukształtowane w ten sposób sztuczne środowisko przeznaczone było wyłącznie dla ludzi oraz „ich” roślin i zwierząt, i często grodziły je mury i żywopłoty. Żyjące na roli rodziny zadawały sobie wiele trudu, by ustrzec swoje zagony przed niesfornymi chwastami i dzikim zwierzem. Kiedy taki intruz zapuszczał się na ich ziemię, był natychmiast wypędzany. A jeśli stawiał opór, wrodzy mu ludzie poszukiwali sposobów na wytępienie go. Ze szczególną skrzętnością chroniono centralny punkt tej udomowionej przestrzeni – dom mieszkalny. Od zarania rolnictwa do dziś miliardy ludzi uzbrojonych w gałęzie, packi na muchy, buty i środki owadobójcze toczą zażartą wojnę z pracowitymi mrówkami, podstępnymi karaluchami, zuchwałymi pająkami i zbłąkanymi chrząszczami, które nieustannie nawiedzają ludzkie siedziby.
Przez większość historii te wznoszone przez człowieka enklawy miały bardzo małe rozmiary i otoczone były rozległymi połaciami nieoswojonej przyrody. Ziemia w przybliżeniu ma około 500 milionów kilometrów kwadratowych powierzchni, z czego około 150 milionów przypada na lądy. Jeszcze w 1400 roku olbrzymia część rolników, a więc także ich rośliny i zwierzęta, tłoczyła się na obszarze zaledwie 11 milionów kilometrów kwadratowych, co stanowi 2 procent powierzchni całej planety35. Wszystkie inne tereny były zbyt zimne, zbyt gorące, zbyt suche, zbyt mokre lub w inny sposób niezdatne do uprawy. Te mikroskopijne 2 procent powierzchni Ziemi było sceną, na której rozgrywała się historia.
Ludzie mieli trudności z wychodzeniem poza swoje sztuczne enklawy. Swoich domostw, pól i spichrzy nie mogli opuszczać, nie narażając się na straty. Co więcej, z czasem gromadzili coraz więcej dóbr – przedmiotów, które nie były łatwe do przenoszenia i stanowiły obciążenie. Pradawni rolnicy mogą nam się wydawać nędznikami, ale przeciętna żyjąca na roli rodzina miała więcej dobytku niż całe plemię zbieraczy-łowców. Rolnictwo rodziło konieczność wynajdowania wielu nowych narzędzi, a powstanie stałych skupisk osadniczych umożliwiło ludziom wytwarzanie i gromadzenie coraz większej liczby zbędnych dóbr luksusowych, które niebawem stały się artykułami pierwszej potrzeby. Poczynania, wierzenia, a nawet emocje człowieka w coraz większym stopniu były zapośredniczane przez wytwory jego rąk. Kostur wędrowca spadł do rzędu zalegającej na strychu odchodzącej w zapomnienie pamiątki.
W miarę jak kurczyła się rolnicza przestrzeń, wydłużeniu ulegał rolniczy czas. Zbieracze-łowcy na ogół nie zaprzątali sobie głowy następnym tygodniem bądź miesiącem. Rolnicy wybiegali myślą w przyszłość o całe lata i dekady.
Zbieracze-łowcy nie przywiązywali wagi do przyszłości, ponieważ żyli z dnia na dzień, a konserwowanie żywności czy gromadzenie dóbr przychodziło im z najwyższym trudem. Twórcy malowideł w jaskiniach Chauveta, Lascaux czy Altamira niemal na pewno chcieli, by przetrwały całe pokolenia. Sojusze społeczne i walki polityczne miały charakter długookresowy. Spłacenie długu wdzięczności bądź pomszczenie doznanej krzywdy często wymagało lat. Lecz w samowystarczalnej gospodarce zbieracko-łowieckiej tak dalekosiężne planowanie było, rzecz jasna, ograniczone. Paradoksalnie oszczędzało to zbieraczom-łowcom wielu trosk i niepokojów. Nie było sensu zamartwiać się o sprawy, na które nie miało się wpływu.
Za sprawą rewolucji agrarnej przyszłość stała się daleko ważniejsza niż kiedykolwiek przedtem. Rolnicy muszą stale myśleć o przyszłości i przyszłości podporządkowywać podejmowane działania. Gospodarka rolna opiera się na sezonowym cyklu produkcyjnym, w którym po długich miesiącach zabiegów kultywacyjnych następują krótkie szczytowe okresy żniw. Wprawdzie w noc po zakończeniu obfitych żniw rolnicy oddawali się hucznemu świętowaniu, lecz za tydzień znów bladym świtem zrywali się z posłań, by kolejny długi dzień przepędzić w polu. Jedzenia mogli mieć wystarczająco dużo na daną chwilę, przyszły tydzień, a nawet miesiąc, ale musieli martwić się o nadchodzący rok i kolejne lata.
Troska o przyszłość nie była zakorzeniona tylko w sezonowych cyklach produkcji, ale także we wpisanej w uprawę roli elementarnej niepewności. Ponieważ osiedla wiejskie w większości wypadków utrzymywały się z uprawy bardzo wąskiego asortymentu udomowionych roślin i hodowli zwierząt, były narażone na susze, powodzie i zarazy. Rolnicy zmuszeni byli produkować więcej, niż konsumowali, ponieważ
34
Angus Maddison,
35
Robert B. Mark,