Żona bankiera. Cristina Alger

Читать онлайн книгу.

Żona bankiera - Cristina  Alger


Скачать книгу
w twoim wypadku będą to chyba wagary? Myślałam, że wszyscy macie teraz bardzo ważne spotkania służbowe.

      – Właśnie, wszyscy – zgodził się Julian z uśmiechem. – Dlatego nikt nie zauważy, jeżeli jednego z nas na nich zabraknie.

      – Postanowiłeś więc zrobić sobie dzień wolny, jak rozumiem. Ale ma to być dzień z Renoirem i Cezanne’em, zamiast z… przepraszam, ale nie pamiętam imienia tej młodej kobiety, którą nam przedstawiłeś, kiedy się widzieliśmy po raz ostatni.

      Annabel wiedziała, że jest bezczelna, ale jakoś nie potrafiła się przed tym powstrzymać. Oboje z Matthew wpadli na Juliana przed kilkoma tygodniami w restauracji. Siedział przy stole w towarzystwie kobiety ubranej w szokująco krótką suknię. Jeżeli ta kobieta była pełnoletnia, to prawdopodobnie od bardzo niedawna.

      Julian bynajmniej się nie zraził.

      – Och, chodzi ci o Nataszę? To bardzo inteligentna dziewczyna. Rzuciła mnie bardzo szybko.

      – To rzeczywiście świadczy o jej inteligencji.

      Julian parsknął śmiechem.

      – Osobiście wolę prace Daumiera. Lubię jego poczucie humoru. Znasz go? Jeśli nie, mogę ci wiele o nim opowiedzieć.

      – Tak, oczywiście! – Annabel niemal krzyknęła, zaskoczona. – W Yale napisałam magisterium z Daumiera.

      – A zatem musisz wiedzieć o nim tylko niewiele mniej niż ja. Doskonale. Będziemy się uczyć jedno od drugiego.

      Julian podał jej ramię. Annabel chwyciła je i mocno przylgnęła do Juliana, kiedy nad ich głowami strzelił piorun, a woda runęła z nieba rzęsistymi, ciężkimi kroplami.

      Powróciwszy do Zurychu, Julian i Annabel byli już dobrymi przyjaciółmi. Julian zdawał się rozumieć jej samotność w Genewie. Zaczął ją zapraszać na przyjęcia w nowo otwieranych galeriach. Przedstawiał ją artystom, kolekcjonerom i kuratorom wystaw. Namawiał ją, żeby jednak poszukała pracy. Mówił, że ma styczność z klientami, którzy poszukują doradców w dziedzinie sztuk pięknych, oraz z przyjaciółmi w domach aukcyjnych, którzy z radością zatrudniliby ją jako osobę doskonale potrafiącą przeliczać wartość dzieł sztuki na pieniądze. Zdawało się, że Matthew nie ma nic przeciwko temu, że Annabel tak dużo czasu spędza z Julianem. Wręcz przeciwnie, był bardzo zadowolony, że jego żona zaczyna się czuć w Szwajcarii coraz lepiej. Nawet nie przyszło mu do głowy, że jej znajomość z Julianem może zagrozić ich małżeństwu. A Annabel miała nadzieję, że żadne zagrożenie nie pojawi się z jego strony. W Nowym Jorku nawet nie przychodziło jej do głowy, żeby być zazdrosną. A może po prostu nie miała czasu na zazdrość? Jednak w Genewie miała tego czasu aż za dużo. Matthew nigdy przy niej nie było. Późny lunch jadał w biurze. Często podróżował. Miał śliczną młodą asystentkę, Francuzkę o imieniu Zoe, która towarzyszyła mu dosłownie wszędzie. Annabel zauważyła, że kiedy jest sama, władzę zaczyna przejmować nad nią wyobraźnia. Zaczęła doświadczać koszmarnych wizji, w których Matthew ją zdradzał albo od niej odchodził. Kiedy była z Julianem, takie wizje przynajmniej jej nie ścigały. W jego towarzystwie znowu była dawną sobą: kobietą mającą przyjaciół i zainteresowania. To ważne, gdyż pozostawiona sama sobie byłaby jedynie ekspatem, żoną bankiera.

      Julian odchrząknął. Stał przy oknie, z rękami w kieszeniach. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Ciemne obwódki otaczały jego oczy, a głębokie zmarszczki przecinały mu czoło. Jego rzednące jasne włosy, zazwyczaj starannie uczesane, leżały na głowie w nieładzie. Annabel zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie od poprzedniego dnia się nie przebrał. Czy w ogóle spał? Nie pamiętała. Poszczególne dni zlewały się w jej pamięci. Sypiała bardzo krótko, godzinka po godzince, już prawie nie odróżniając dnia od nocy. Pigułki, które dał jej Julian, niewiele pomagały. Popijała je winem z nadzieją, że zyska dzięki temu odprężenie. A jednak czuła w kościach ogromne znużenie. Była zmęczona przez cały czas, jednak jednocześnie krążył w jej żyłach niemal elektryczny strach, zmuszając mózg i nerwy do pracy ponad siły.

      Julian chciał coś powiedzieć. Annabel wyczuła to po sposobie, w jaki wydął wargi; sprawiał wrażenie, jakby próbował powstrzymać się przed wypowiedzeniem słów, których ona w gruncie rzeczy nie powinna usłyszeć.

      – Kim ona jest? – zapytała go z naciskiem. – Powiedz mi. Muszę się dowiedzieć.

      – Fatima była jedną z klientek Matthew – odezwał się Julian cicho. – O ile mi wiadomo, daleką kuzynką Baszszara al-Asada.

      – Bliską kuzynką – poprawił go Bloch.

      – Ale nie była terrorystką – Julian pokręcił głową. – Ona po prostu inwestowała w fundusze hedgingowe. Mieszkała w Londynie. Tam się urodziła i tam się wychowała; jej ojciec jest lekarzem. Nie utrzymuje żadnych związków z syryjską częścią rodziny. Gdyby tak było, Swiss United nie robiłoby z nimi żadnych interesów.

      Annabel zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad jego słowami. Dlaczego Julian wiedział o Fatimie Amir tak wiele, a ona tak mało?

      – Jak poznała mojego męża?

      – Według mnie przedstawił ich Jonas. Jej brat już od wielu lat jest klientem banku.

      – Zatem dlatego Matthew poleciał do Londynu? Żeby się z nią spotkać?

      Niemal powiedziała:„żeby się z nią pieprzyć”, ale się powstrzymała.

      – Nie wiem, Annabel. Naprawdę, nie wiem. Nasza praca wymaga dużej dyskrecji. Matthew i ja nigdy nie rozmawiamy o kluczowych klientach. Nie wolno nam tego robić.

      – Ale wiesz, że Fatima była jego klientką.

      – Jednak nie od niego. Po prostu się domyśliłem. Kilkakrotnie widziałem ich razem.

      Annabel uniosła brwi.

      – W kontekście zawodowym, to miałem na myśli – dodał szybko. – W banku. Wiesz, na przykład jak wchodzili albo wychodzili z jakichś spotkań.

      – Wciąż jednak nie rozumiem, dlaczego mnie okłamał. Przecież gdyby powiedział, że leci do Londynu na spotkanie z klientem albo z klientką, nic wielkiego by się nie stało. Nawet gdyby chodziło o tak piękną kobietę jak Fatima Amir.

      Bloch i Julian wymienili spojrzenia. Annabel zdała sobie sprawę, że w jej głosie pojawiła się nuta zazdrości. Bo rzeczywiście była zazdrosna. Fatima Amir to piękna kobieta. Obiektywnie rzecz biorąc, olśniewająco piękna. Z fotografii, które Annabel znalazła w internecie, wywnioskowała, że zbliżała się do czterdziestki. Miała śliczne fotogeniczne rysy, silny romański nos, wystające kości policzkowe i pełne zmysłowe usta. Jej skóra koloru kawy z mlekiem niemal lśniła, a jej gęste włosy były tak czarne, że w świetle słońca zdawały się mienić odcieniami błękitu. Na każdej fotografii była elegancko ubrana, zawsze w sportowych butach, w golfie i marynarce. Była też kobietą, która nie musiała w żaden sposób podkreślać swojej urody. Po prostu emanowała nieprzeciętną zmysłowością i pewnością siebie. Fatalnie. Zoe, asystentka Matthew, potencjalna kochanka, mogłaby z nim pójść do łóżka na jedną noc, gdyby popełnił błąd, gdyby stracił zimną krew w czasie którejś podróży służbowej, gdyby na przykład wypił za dużo szkockiej. Ale Fatima nie mogła być błędem ani przelotną miłostką. Była kobietą z gatunku tych, dla których mężczyźni porzucają żony.

      – Miał z nią romans? Powiedziałbyś mi, gdyby miał?

      – Annabel, przestań. On cię uwielbiał. Przecież wiesz o tym. Jesteś po prostu zmęczona.

      – Ona umarła razem z moim mężem. Byli razem w podróży, o której nic


Скачать книгу