Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg

Читать онлайн книгу.

Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg


Скачать книгу
znów spojrzał Axelowi w oczy.

      – Tak. Nie bardzo się orientuję, co i jak. Wiem tylko, że przez całe dorosłe życie obracał się w tym środowisku i jest jednym z założycieli tych… Przyjaciół Szwecji. Przypuszczam, że wyniósł to z domu. Ale w czasach, kiedy się przyjaźniliśmy, nie przejawiał takich sympatii. Ale ludzie się zmieniają. – Potrząsnął głową.

      – Dlaczego ta organizacja uznała, że działalność pańskiego brata jej zagraża? Z tego, co wiem, nie angażował się politycznie, był historykiem specjalizującym się w dziejach drugiej wojny światowej.

      Axel westchnął.

      – Niełatwo oddzielić jedno od drugiego… Nie da się badać historii nazizmu i zachować polityczną neutralność bądź uchodzić za człowieka zachowującego neutralność. Wiele organizacji neonazistowskich twierdzi na przykład, że nie było obozów koncentracyjnych. W związku z tym badania i publikacje na ten temat odbierają jako zagrożenie i atak na siebie. Jak już mówiłem, to skomplikowana sprawa.

      – A pan? Czy pan również otrzymywał pogróżki? – spytała Paula, wpatrując się w niego.

      – Oczywiście, i to znacznie poważniejsze niż Erik. Współpracę z Centrum Szymona Wiesenthala traktuję jako swoje zadanie życiowe.

      – To znaczy? – spytał Martin.

      – Ścigacie zbiegłych i ukrywających się nazistów. Doprowadzacie do tego, by stanęli przed sądem – uzupełniła Paula.

      Axel przytaknął.

      – Między innymi. W związku z tym otrzymałem odpowiednią liczbę rozmaitych gróźb.

      – Może się zachowały? – spytał Martin.

      – Wszystko jest w Centrum. Pracownicy Centrum przekazują wszystkie tego rodzaju listy do archiwum. Zwróćcie się do nich, na pewno wam wszystko udostępnią.

      Podał wizytówkę Pauli, a ona włożyła ją do kieszeni kurtki.

      – Przyjaciele Szwecji również panu grozili?

      – Nie pamiętam… Chyba nie. Ale, jak mówiłem, sprawdźcie w Centrum. Tam jest wszystko.

      – Co ma z tym wspólnego Frans Ringholm? Wspo-mniał pan, że to wasz przyjaciel z dzieciństwa, tak? – powiedział Martin.

      – Ściśle rzecz biorąc, przyjaciel Erika. Ja jestem parę lat starszy, więc nie mieliśmy wspólnych kolegów.

      – Erik dobrze znał Fransa? – Paula uważnie go obserwowała swymi brązowymi oczami.

      – Tak, ale to naprawdę dawne dzieje. Potem już nie mieli ze sobą do czynienia.

      Temat wydawał się niewygodny. Axel zaczął się wiercić.

      – Mówimy o wydarzeniach sprzed sześćdziesięciu lat. Nawet jeśli się nie cierpi na demencję, pamięć zaczyna szwankować. – Uśmiechnął się słabo i popukał palcem w głowę.

      – Sądząc po tych listach, to nie takie znów dawne dzieje. Frans kilkakrotnie pisał do pańskiego brata.

      – Taak, sam już nie wiem. – Axel przeczesał włosy palcami. Wyglądał na przygnębionego. – Ja miałem swoje życie, brat swoje. Nie wiedzieliśmy o sobie wszystkiego. Poza tym dopiero od trzech lat na stałe mieszkamy razem we Fjällbace, ja częściowo na stałe. Erik miał mieszkanie w Göteborgu, gdy tam pracował, a ja w tym czasie jeździłem po świecie. Ale zawsze traktowaliśmy ten dom jako bazę i gdyby mnie ktoś spytał, gdzie mieszkam, odpowiedziałbym, że we Fjällbace, choć latem zawsze uciekam do swojego paryskiego mieszkania. Nie znoszę hałasu i komercji, które tutaj towarzyszą turystyce. Poza tym prowadzimy z bratem bardzo spokojne, samotnicze życie. Przychodzi do nas tylko sprzątaczka. Tak wolimy… to znaczy woleliśmy… – Głos uwiązł mu w gardle.

      Paula poszukała spojrzenia Martina. Martin lekko potrząsnął głową, na chwilę odrywając wzrok od autostrady. Nie mieli więcej pytań. Do końca podróży wymieniali zdawkowe, wymuszone uwagi. Axel wyglądał, jakby był bliski załamania. Wyraźnie odczuł ulgę, gdy w końcu zajechali przed dom.

      – Nie będzie dla pana problemem mieszkać teraz tutaj? – Paula nie mogła się powstrzymać.

      Axel przystanął z walizką w ręku. Spojrzał na duży biały dom. Przez chwilę milczał.

      – Nie. To nasz dom, mój i Erika. Należymy do niego. Obaj.

      Uśmiechnął się smutno i podał im rękę, a potem podszedł do drzwi. Paula patrzyła na jego plecy. Aż biła od nich samotność.

      – Dostałeś wczoraj za swoje po powrocie do domu?

      Karin ze śmiechem pchała wózek z Luddem. Szła dość szybko, Patrik, sapiąc, usiłował dotrzymywać jej kroku.

      – Można tak powiedzieć.

      Skrzywił się na myśl o powitaniu, jakie mu zgotowała Erika. Przyznawał, że miała powód, w końcu to on miał się zajmować Mają w ciągu dnia, żeby ona mogła pisać. A jednak uważał, że trochę przesadziła. Przecież nie wyszedł z domu dla przyjemności, załatwiał sprawy związane z ich wspólnym gospodarstwem. Skąd miał wiedzieć, że akurat tym razem Maja nie będzie chciała spać o zwykłej porze? Do wieczora żona odnosiła się do niego zim-no. Uznał, że to niesprawiedliwe. Ale Erika miała tę zaletę, że nie była pamiętliwa. Rano jak zwykle dostał całusa, jakby o wszystkim zapomniała. Nie odważył się jej jednak powiedzieć, kto będzie mu towarzyszył podczas spaceru. Oczywiście powie, ale później. Erika nie jest wprawdzie zazdrosna, ale spacer z byłą żoną to nie najlepszy temat do rozmowy, gdy i tak ma się obciążone konto.

      Karin jakby czytała w jego myślach.

      – Czy Erika nie ma nic przeciwko temu, że się spotykamy? Od naszego rozwodu minęło wprawdzie ładnych parę lat, ale ludzie… bywają przeczuleni…

      – Ależ skąd. – Patrik nie przyznał się, że stchórzył. – Nie ma problemu. Zupełnie.

      – Świetnie. Chcę przez to powiedzieć, że wprawdzie przyjemnie jest pospacerować w towarzystwie, ale nie chciałabym, żebyś z mojego powodu miał jakieś problemy w domu.

      – A Leif? – Patrik wolał zmienić temat.

      Pochylił się nad wózkiem i poprawił Mai przekrzywioną czapeczkę. Córeczka nie zwracała na niego uwagi, całkowicie pochłonięta komunikowaniem się z jadącym obok Luddem.

      – Leif… – prychnęła Karin. – To cud, że Ludde go jeszcze poznaje. Zawsze jest w trasie.

      Patrik ze współczuciem pokiwał głową. Nowy mąż Karin był wokalistą kapeli Leffes. Takie słomiane wdowieństwo musi być dla niej niełatwe.

      – Mam nadzieję, że nie macie żadnych poważniejszych problemów, co?

      – Za rzadko się spotykamy, żebyśmy mogli mieć problemy.

      Karin się roześmiała, ale jej śmiech zabrzmiał gorzko.

      Patrik pomyślał, że nie mówi całej prawdy, i nie wiedział, co powiedzieć. Dziwnie się czuł, rozmawiając z byłą żoną o jej problemach w nowym związku. Na szczęście zadzwoniła jego komórka.

      – Cześć, mówi Pedersen. Dzwonię, żeby ci przekazać wyniki sekcji zwłok Erika Frankla. Jak zwykle przesłałem raport faksem, ale pomyślałem, że na pewno wolałbyś, żebym ci go przedstawił w skrócie przez telefon.

      – Tak, naturalnie… – Patrik przeciągał słowa i patrzył za Karin. Zwolniła, żeby na niego zaczekać. – Tylko widzisz, chwilowo jestem na urlopie ojcowskim…

      – Proszę!


Скачать книгу